41. Chciałbym ci przychylić nieba

7.5K 471 45
                                    


            Miniona noc stała się chwilą naszej spowiedzi. Razem z Nathem opowiedzieliśmy, co od dłuższego czasu ciążyło nam na sercu, co spędzało sen z powiek i przede wszystkim - co było przyczyną naszych czasem nielogicznych i nieprzemyślanych występków. Tym razem nie istniały już niedomówienia. Poznaliśmy swoje najmroczniejsze strony, najokrutniejsze sekrety i zamiast nas to rozdzielić, odrzucić od siebie, zwabiło nas do siebie jak siła przyciągania ziemskiego oddziałująca na księżyc i zatrzymująca go przy sobie.

Olbrzymim niedomówieniem byłoby powiedzenie, że Nath po usłyszeniu tego, co wydarzyło się podczas indywidualnego tańca w klubie nocnym, był zły. Był potwornie wściekły, rozjuszony jak dzikie zwierzę, które pragnęło kogoś ukatrupić, ale zamiast tego wyrwało sobie siłą garść włosów z głowy. Obwiniał siebie za poczynania swojego brata, za to że wcześniej nie dostrzegł mojego cierpienia, że nie zdołał zareagować, aż w reszcie przyznał się, że zostawienie mnie było jego drugą najtrudniejszą decyzją w życiu, zaraz po zdobyciu się na odwagę zostania świadkiem koronnym.

Doszliśmy do takiego momentu, że wspólnie zaczęliśmy płakać, nie mogąc pogodzić się z losem, który nas spotkał. Nie mogąc pogodzić się z niesprawiedliwością świata. Nie mogąc pogodzić się z tym, że nie było nam dane chodzić ze sobą jak zwykli, młodzi ludzie, którzy razem podróżują, wynajmują mieszkanie, imprezują, chodzą ze sobą do kina, na randki. Normalność w tym przypadku była dla nas dobrem luksusowym. Roniliśmy łzy i jednocześnie całowaliśmy się, mając z tyłu głowy myśl, że godziny do końca przepustki mijały nieubłagalnie.

Gorszy od słoności moich łez, okazał się smak jego łez.

Gdy przebudziłam się wczesnym popołudniem i poczułam bliskość jego ciała, które silnie otulało mnie w pasie, poczułam, że to było wszystko, czego ostatnio potrzebowałam. On był wszystkim. Jego miarowy oddech koił moje nerwy, a ciepło ogrzewało przyjemnym płomieniem jak żarzący się w kominku ogień. Pomimo że spał, jego twarz była spięta. Dostrzegłam na niej więcej zmarszczek niż dotychczas. Urosły również jego włosy. Mogłabym wpatrywać się w niego w nieskończoność. Było to na swój sposób ukojeniem, wytchnieniem. Było tak miło, tak spokojnie, tak relaksująco, że wydarzenia wczorajszej nocy wydawały się dla mnie być oddalone o setki tysięcy mil, jakby miały miejsce kilkadziesiąt lat temu albo w ogóle w jakimś poprzednim życiu.

Moje zachowanie wydało mi się nagle irracjonalne. Miałam ochotę palnąć sobie w czoło, gdy przypomniałam sobie sytuację na moście. Nie miałam pojęcia, dlaczego się na to zdobyłam. Wtedy byłam roztrzęsiona, zagubiona, a utrata godności była dla mnie wystarczającym powodem, aby targnąć się na życie. Czy ja faktycznie tego chciałam? Wtedy nie widziałam już w niczym sensu, teraz ten sens leżał we mnie wtulony. Nie potrafiłam do końca pojąć swoich uczuć, ale czy człowiek kiedykolwiek w stu procentach był przekonany co do słuszności swoich działań. Czy zawsze wiedział, czego pragnie, do czego dąży, co tak naprawdę czuje? Życie było zagadką, plątaniną, labiryntem obranych ścieżek. Nierzadko były w nim ślepe zaułki, drogi pod prąd czy dróżki nad stromą przepaścią. Ja nad taką właśnie przepaścią się znalazłam i tylko ode mnie zależało czy ubiorę na plecy spadochron. Na razie jednak zamiast spadochronu miałam Tylera, który niespodziewanie zaczął się leniwie przeciągać. Spał w samych bokserkach, zresztą zdążył mnie do tego przyzwyczaić, ja jednak do teraz nie pozbyłam się dresowych spodni i grubego swetra. Już teraz czułam, że nabawiłam się przeziębienia, a było to ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę.

Chłopak otworzył jedno oko i kiedy dostrzegł, że również nie śpię, na jego usta wkradł się szeroki uśmieszek. Rozczochrane włosy sprawiały, że wyglądał jak niedźwiadek budzący się z zimowego snu.

Bezczelny żołnierzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz