12. To niemożliwe

10.8K 676 86
                                    

Poniedziałek dopiero budził się do życia, gdy brutalnie wyrzucono nas z łóżek. Miałam tak głęboki sen, że przez pierwsze kilka sekund nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, z kim i co mam ze sobą począć. Przeraźliwy gwizd przeszywał mój mózg z taką siłą, iż miałam ochotę rzucić krzesłem, czy czymkolwiek innym, w ten przeklęty głośnik nad drzwiami naszej sypialni. Ktoś zapalił światło i wszyscy zaczęliśmy rozglądać się po sobie. Każdy z nas miał wymalowane na twarzy zaskoczenie. Co to do diaska miało znaczyć? Jest godzina szósta rano, a nie przed ósmą jak zazwyczaj...

Nagle do pokoju wpadł jeden z naszych przełożonych i rzucił na łóżko stos jakiś ubrań i plecaków.

- Rozmiary dobieraliśmy na oko – odezwał się. – Po komplecie dla każdego, za dziesięć minut zbiórka na dworze. Nie bierzecie nic oprócz tych plecaków. Spóźnieni wylatują – zniknął za drzwiami tak szybko, jak się pojawił.

O. Ja. Pierniczę! Przełknęłam wielką gulę w gardle, która niespodziewanie się w nim pojawiła. Obawiałam się tego, co zaraz miało się wydarzyć. Nie miałam pojęcia, co przełożeni tym razem wymyślili i w jaki sposób będzie wyglądać dalsza część szkolenia. Spojrzałam przerażona na Patricka, ale on tylko z przymrużonymi oczami wstał z łóżka i leniwie się przeciągnął. Jak on mógł być taki spokojny?

Energicznie zrzuciłam z siebie kołdrę i wyleciałam z łóżka jak oparzona. Z prędkością światła pościeliłam je i zabrałam najmniejszy komplet rzeczy, który i tak wyglądał dość obszernie. Bez żadnych ceregieli, szybko ściągnęłam z siebie piżamę, która składała się z spodni dresowych i t-shirtu. Po dwóch tygodniach przebywania tutaj, przestałam się krępować przebieraniem wśród tylu facetów. Było to konieczne, jeśli chciałam kiedykolwiek na cokolwiek zdążyć. Zawdziałam na tyłek szerokie, wojskowe bojówki, czarną koszulkę i na to, wykonaną w taki samym stylu co spodnie, mundurową bluzę. Taktyczne buty w kolorze khaki były na mnie nieco za duże, ale nie przeszkadzało to zbytnio w normalnym ich użytkowaniu. Skorzystałam jeszcze szybko z toalety i założyłam na plecy niewielki, ale za to nieco ważący plecak.

Gdy wyszłam na zewnątrz, spora grupa osób już ustawiona w szeregu, czekała na wyjaśnienie sytuacji.

- Przygodo, nadchodzę! – wydarł się Jack i z uniesioną do góry ręką, i zaciśniętą pięścią, udawał Supermana. Podbiegł i stanął obok mnie, a ja przewróciłam oczami. Ten człowiek był najbardziej świrowatym kolesiem, jakiego znam, serio. Gdzieś niedaleko za nim w rankingu plasował się Nath, z którym miałam zamiar już nigdy więcej nie rozmawiać po numerze, jaki mi wczoraj wywinął.

- Skończ pajacować, Collins – zwrócił się do niego ten sam przełożony, który wparował dzisiaj do naszej sypialni. – Zaraz nie będzie ci do śmiechu.

Mina chłopaka natychmiast spoważniała. Przełknął głośno ślinę i stanął na baczność.

- Jak mam to rozumieć? – uniósł do góry swój podbródek, udając ważniaka. Wiedziałam, że nie przejął się groźbą na poważnie. To typ człowieka, który cokolwiek by się nie działo, myśli pozytywnie, przyjmując na luzie każdy problem czy wyzwanie. Chciałabym na świat patrzeć przez różowe okulary i za każdym razem powtarzać sobie, że jakoś to będzie, życie toczy się dalej. Ale nie... Ja musiałam wszystko analizować i przejmować się. Jack, błagam, oddaj mi nieco swojego nastawienia.

- Na szczęście dla ciebie, rozum dzisiaj nie będzie potrzebny – odparł wojskowy i zaczął przeglądać jakieś kartki, które trzymał w ręku. Jack natomiast wydymał wargi i kiwał głową, akceptując uwagę faceta. Minutę później już jednak przepychał się z Maxem.

- Jak myślisz, co tym razem wymyślili? – zagadnęłam Patricka, aby zagłuszyć nieco swoje nerwowe myśli.

- Szykuje się pewnie jakaś akcja w terenie – wzruszył ramionami. – Może być ciekawie – uśmiechnął się pokrzepiająco. – Nie denerwuj się, pomogę ci, panikaro – posłał mi w powietrzu całusa, a ja lekko się uśmiechnęłam. Chłopak potrafił przejrzeć mnie na wylot.

Bezczelny żołnierzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz