Tak, jak obiecała pielęgniarka, po dwóch dniach opuściłam ośrodek sanitarny i mogłam wrócić do swojego pokoju. Jeszcze czułam się osłabiona, ale na szczęście gorączka ustąpiła. Jedynie moje mięśnie utraciły nieco swojej mocy, pewnie przez to, że kilka dni leżały praktycznie w bezruchu. Będę musiała je dzisiaj nieco rozruszać. Najpierw zacznę od spacerów, a później od lekkich truchtów. Za dwa dni aż sześćdziesiąt osób opuszcza kompleks i rywalizację, dlatego mam czas na regenerację. Nie chciałam dodatkowo nabawić się zapalenia płuc. Czułam też, że nieco schudłam, dlatego wpychałam w siebie jak najwięcej na obiedzie, chociaż nie ukrywam, do jedzenia zmuszać mnie nie trzeba, łagodnie mówiąc. Moje kubki smakowe nie są wybredne, ale trwam zdecydowanie tylko w jednym perfekcyjnym związku; związku ze wszystkim, co kokosowe. To zdecydowanie miłość od pierwszego spróbowania.
Gdy właśnie leżałam w łóżku i rozpływałam się, myśląc o rafaello w białym kremie mlecznym z wiórkami kokosowymi i migdałem w środku, do sypialni wparował Jack.
- Ohoho – zaczął klaskać w dłonie i uśmiechać się pod nosem. – Kto tu do nas postanowił wrócić? – teatralnie wyrzucił ręce do góry. – Królowa dramatu.
Starałam się pozostać niewzruszona na jego docinki. Prowokacja mnie z pewnością dałaby mu niezłą satysfakcję, a ja musiałam pokazać, że jestem silniejsza niż mu się wydaje.
- Też cię miło widzieć – przewróciłam oczami i sięgnęłam po wykreślanki, znajdujące się na mojej szafce nocnej, które wczoraj kupił mi Patrick po to, bym nie zwariowała z nudów.
- Już chciałem sobie szukać nowego obiektu westchnień – chłopak rzucił się na łóżko obok i położył się bokiem tak, by móc mnie obserwować – ale powiem ci Paula, takiego świetnego tyłka jak twój to jeszcze nie widziałem – ułożył usta w lekki dziubek i zaczął kiwać głową w górę i w dół, jak do rytmu muzyki.
Mimowolnie wybuchłam śmiechem. Ten człowiek był tak irytująco zabawny przy tym, co robił i mówił, że ciągle targały mną sprzeczne emocje. Raz śmiałam się z jego zachowania, a raz miałam ochotę urwać mu jaja.
Wzięłam mojego jaśka w pingwinki i z całej siły rzuciłam nim w Jacka. Nie spodziewał się tego i oberwał prosto w buzię.
- Najpierw dostaję od ciebie w twarz, potem przyczyniasz się do tego, że wylatuje stąd mój kumpel, a teraz atakujesz mnie tym? – uniósł do góry mojego ulubionego jaśka, który przyleciał ze mną z Polski i zwężył oczy, chcąc wyglądać groźnie, ale zdradzał go drgający kącik ust.
- Nie powiesz chyba, że niesłusznie? - uniosłam wysoko brwi, chcąc go lekko sprowokować.
- Masz szczęście, że jestem wyrozumiały, moja dusza to oaza spokoju, a ma litość nie zna granic – usiadł na łóżku i chwycił się za serce, udając poważnego. – Tyle że zazwyczaj wcześniej mam pragnienie zemsty – zaświeciły mu się oczy i zaczął się podśmiechiwać.
Chyba powinnam uciekać.
Jack szybko wstał z miejsca i ruszył w moim kierunku. Moim jaśkiem pingwinem postanowił mnie udusić, a ja zaczęłam się szamotać i poczułam, że brakuje mi oddechu. Nienawidzę tego uczucia. Mam klaustrofobię i nie cierpię, gdy mam ograniczony dostęp do powietrza. Przez moje myśli nakręcam się jeszcze bardziej.
- Jeden klaps w tyłek i wszystko ci wybaczam – głupek zaczął się śmiać. Dobrze, że byłam pod kołdrą, przez co chłopak miał utrudniony dostęp.
W końcu zdjął poduszkę z mojej twarzy, ale w zamian za to zaczął mnie łaskotać. Rzucałam nogami i rękami na wszystkie strony świata z taką siłą, że jakbym trafiła w jego nos, to z pewnością bym go złamała.
![](https://img.wattpad.com/cover/121896052-288-k762268.jpg)
CZYTASZ
Bezczelny żołnierz
RomancePaula zostaje przyjęta na szkolenie wojskowe w ramach studiów. Opuszcza rodzinny dom i leci tysiące kilometrów na spotkanie z największym jej wyzwaniem w życiu. Wycieńczające treningi, silni rywale, pragnący tak jak ona dostać się do elitarnych, i N...