26. Nie jesteś najważniejsza

9.7K 599 64
                                    

Kiedy już wydawało mi się, że relacja między mną a moim partnerem zaczynała się układać. Kiedy czułam, że zaczynałam się zbyt mocno do niego przywiązywać. Kiedy byłam w stanie oddać w zapomnienie jego niekiedy irytujący i zdecydowanie zbyt pewny siebie styl życia. Kiedy miałam wrażenie, że zaczynam akceptować jego wady i uwielbiać zalety. Kiedy czułam, że się zauroczyłam, otrzymywałam od chłopaka potężnego kopa w tyłek.

Byłam w stanie przełknąć to, że jego życie towarzyskie było bogate i dość urozmaicone. Wybaczyłam mu dwuznaczną sytuację z byłą dziewczyną. Postanowiłam nie zadręczać się nieznajomą kobietą, której chłopak nie opuszczał nawet na krok na ostatniej imprezie. Przyjęłam do wiadomości, że nie chciał mi wyjawić wielkiego niebezpieczeństwa, które pośrednio mogło dotknąć i mnie. Najbardziej jednak doceniałam jego lojalność i szczerość. Imponowało mi to, że wszystko, co mówił i czynił, robił zgodnie z własnym przekonaniem i w zgodzie z samym sobą. Nie obawiał się wyrażania własnego zdania i konsekwencji, jakie mógł na siebie ściągnąć, pod postacią krytyki czy hejtu. Mogłam na nim polegać zawsze.

Dlatego tak bardzo zabolało mnie to, że mnie okłamał. Jak mógł nie wyjawić mi prawdziwego nazwiska? W jaki sposób udało mu się ukryć prawdziwą tożsamość przed wszystkimi? Mnóstwo chaotycznych pytań kłębiło się w mojej głowie. Do tego te jego nieustanne zniknięcia. Potrafił wyjść wczesnym rankiem i wrócić późnym wieczorem. Wychodził gdzieś niemalże codziennie. Gdy pytałam, zawsze miał inną wymówkę. To siłownia, spotkanie ze znajomym, surfing lub po prostu „interesy", cokolwiek to oznaczało.

W sobotę nie wrócił nawet na noc. Niepokój zmieszany ze złością wstrząsał co rusz moim ciałem. Chodziłam cały weekend jak na szpilkach. Gdyby nie obecność i pocieszające słowa Patricka, z nerwów wyrwałabym sobie włosy z głowy.

Wracając z niedzielnej mszy, spotkałam na korytarzu Maxa, który, myślałam, że nieco wyjaśni całą sytuację, ale zbył mnie jedynie słowami, że nic się nie dzieje, a potem dodał, że bardzo się spieszy i puścił się pędem w kierunku windy, co wyglądało, jakby ode mnie uciekał.

Byłam zdezorientowana, zła i zaniepokojona. Jak Nath mógł przez całe dwa dni nie odbierać telefonu i nie odpisywać na wiadomości? To było głupie! Co więcej, to było skrajnie nieodpowiedzialne! Gdybym mi przydarzyło się coś podobnego, pewnie już dawno urwałby mi głowę.

— Pamiętasz, jak niedawno wspominałam, że chyba zaczynam nadążać za Tylerem... Harrowem — poprawiłam się.

Siedzieliśmy w jednej z licznych restauracji w dzielnicy China Town, kiedy to w końcu mojemu przyjacielowi udało się mnie namówić na wspólny obiad na mieście.

— Mhm. Coś kojarzę — zaczął stukać palcami w blat stołu, czekając za zamówieniem.

— Trzeba mnie było wtedy porządnie rąbnąć w łeb. — Uśmiechnęłam się, ale mój uśmiech zdecydowanie nie dosięgł oczu.

— Na to nigdy nie jest za późno. — Próbował się ze mną przedrzeźniać, ale prędko dostrzegł, że nie mam na to najmniejszej ochoty. Moje myśli były zabiegane i skupione na parze hipnotyzujących oczu. — Paula — upomniał mnie. — Jeśli zaraz nie wyłączysz myślenia, naprawdę ci rąbnę. Nie żartuję. — Zagroził mi palcem, a ja głośno westchnęłam i zaczęłam bawić się solniczką, położoną na środku niewielkiego, kwadratowego stołu.

— A jeśli coś mu się stało? — Zagadnęłam, ponownie drążąc ten temat. — Ostatnio ciągle nawijał o tym niebezpieczeństwie. Co, jeśli go w końcu dopadło? Tak usilnie próbował mnie ostatnio chronić, a teraz zniknąłby i pozostawił samą sobie?

Bezczelny żołnierzTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang