27. Bardzo miły dzień

10.8K 674 78
                                    

Maszerowaliśmy już z kilkadziesiąt minut. Ciężki plecak zdołał odcisnąć (dość mocno widoczne) czerwone place na moich ramionach. Słońce co rusz chowało się za chmurami, przez co nie grzało nazbyt mocno. Problem stanowiło błoto, w którym raz po raz grzęźliśmy, a które powstało w wyniku przedwczorajszych opadów deszczu. Zapewniono nam odzienie wierzchnie, dzięki czemu nie musiałam brudzić własnych adidasów. Mimo wszystko, zatapianie się po kostki w lepkiej mazi, wcale nie było przyjemnie, a przede wszystkim – utrudniało marsz. Kiedy w końcu opuściliśmy łąki i wkroczyliśmy do lasu, nawierzchnia stała się nieco twardsza i nie rozpływała się pod butami.

— Kręgosłup mnie już boli — odparłam, idąc żwawym krokiem obok Patricka i jego partnera, Sama.

— Czekałem, aż zaczniesz zrzędzić, marudo! — Trącił mnie ramieniem i zaśmiał się pod nosem.

— Ej! Nieprawda! Wcale nie jestem marudą... — Natychmiast zaprzeczyłam. — Jestem po prostu... — Brakowało mi słów. — No dobra, jestem — poddałam się po dłuższej chwili zastanowienia. — Ale tylko troszkę — natychmiast dodałam, co wywołało uroczy śmiech Patricka.

— Dostrzeż pozytywy, kobieto. Popatrz jak pięknie wygląda natura, jakich przystojnych przyjaciół masz — poruszył brwiami w górę i dół. — Doceń to, co masz. — Spojrzał w moje oczy.

— Dokładnie — przytaknął mu Sam. — Lepszych ziomków nie znajdziesz.

— Wiem, że macie rację, ale narzekanie sprawia, że człowiekowi robi się czasem lżej, poza tym, taka już chyba polska natura; lepiej pomarudzić niż cokolwiek zmienić, żeby nie musieć marudzić. — Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się dłuższą chwilę nad własnymi słowami.

— Trochę to skomplikowane. — Sam podrapał się po głowie.

— Nie przejmuj się, i tak cię uwielbiam — Patrick objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Na chwilę złączyliśmy się ze sobą policzkami, ale nie była to najwygodniejsza pozycja do marszu, dlatego tuż za chwilę postanowiliśmy się rozdzielić. — Mnie bardziej martwi to, że nie zdążyłem powiadomić Easybada o mojej jutrzejszej nieobecności. Pomyśli, że wystawiłem go do wiatru...

— Znowu miałeś zagrać? — Spojrzałam na niego zaciekawiona. Myślałam, że była to tylko jednorazowa akcja. Najwidoczniej Patricka muzyka została doceniona bardziej, niż sądziłam. Cieszyłam się, oczywiście, ale jednak coś podświadomie mnie niepokoiło. Skąd takie nagłe zainteresowanie jego talentem, skoro znają się zaledwie od... ilu? Trzech tygodni?

— Tak... — przytaknął cicho.

— Spokojnie, na pewno zrozumie. Chyba musiałeś wpaść mu w oko. — Szturchnęłam go zadziornie w ramię, co po raz kolejny wywołało jego chichot.

— Twoje szalone, spiskowe teorie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.

— Co ja bym bez was zrobiła? — odparłam z westchnieniem.

— Z pewnością nie miałabyś, gdzie spać — podsunął beztrosko Sam. Chłopak nie był wtajemniczony w moje szalone perypetie z Nathem, stąd tak swobodnie rozmawiał o felernej nocy, gdy pokłóciłam się z partnerem, przywaliłam w jego krocze i uciekłam z mieszkania. Co więcej, do teraz go nie przeprosiłam. Igranie z ogniem coraz bardziej mnie fascynowało. Jak o wiele bardziej interesujące było życie, gdy zakradała się do niej nuta szaleństwa i odwagi. Dopiero teraz zdałam sprawę, ile przyjemności odbierała mi moja nieśmiałość. Czułam, że mój charakter od początku szkolenia zaczął się przeistaczać. Stałam się twardsza i być może nadal nie cierpiałam publicznych wystąpień i sporych tłumów, to jednak zaczęłam uczyć się walczyć o swoje racje.

Bezczelny żołnierzTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon