24. Doprowadzić do szału

11K 654 75
                                    


Karetka pędziła za karetką, a jej ostrzegawczy dźwięk rozprzestrzeniał się na całą okolicę. Ktoś raz za razem nerwowo uderzał w klakson, niecierpliwiąc się. Zza ściany roześmiane głosy przybierały na sile, gdy mijały drzwi mieszkania, ale wystarczyło kilka ruchów najszybszej ze wskazówek zegara, aby głosy ucichły i schowały się za kolejną zaporą, zbudowaną z grubych ścian. Łóżko delikatnie pobrzękiwało, gdy nerwowo obracałam się to na prawy, to na lewy bok. Bezsenność potrafiła zmęczyć bardziej niż intensywny wysiłek.

Nath jeszcze nie przyszedł, a każda upływająca godzina potęgowała moje obawy. Mówił, że postara się dzisiaj wrócić. A co, jeśli coś mu się stało? Jeśli razem z Maxem nie rozwiązali problemu? W co mógł wplątać się Nath, że było to na tyle niebezpieczne? Wiedziałam, że miał tajemnice z przeszłości, słyszałam plotki, że kiedyś nielegalnie walczył, ale przecież musiał z tym skończyć, skoro był tutaj, na wojskowym szkoleniu. Nie przyjęliby kogoś z przeszłością kryminalną. Do diabła! A co miały oznaczać słowa Maxa: „myślałem, że wy tak na poważnie"? Mój mózg parował. Intensywne myślenie i rozdrabnianie każdego problemu na czynniki pierwsze, stanowczo nie przybliżało mnie do objęć Morfeusza.

Było po drugiej w nocy, a ja nie miałam pojęcia, co począć. Jak sprawdzić czy z chłopakami wszystko jest w porządku? Miałam nie odbierać od nich telefonów, ale czy jeśli sama zadzwonię, to się zdenerwują? Byłam w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewna, że tak. Nath nie lubił, jeśli czyniono coś wbrew jego woli. Był typem pewnego siebie przywódcy. Wzorcowy przykład temperamentu sangwinika.

Nie wiedziałam czy był to już prawdziwy sen, czy sen na jawie, bo pomimo, że uspokoiłam się, a mój mózg przestał pracować na wysokich obrotach, to jednak wciąż byłam w pełni świadoma. Jedynie moje reakcje były nieco opóźnione. Dlatego zanim zorientowałam się, że w drzwiach słyszę brzęk przekręcanego zamka, ktoś już zdążył ściągnąć buty i zniknąć za drzwiami łazienki. Upewniłam się w stu procentach, że to Nath dopiero, gdy usłyszałam jego syknięcie. Pewnie oparzył się gorącą wodą. Czasami ciężko było ustawić odpowiednią temperaturę, a woda z letniej piekielnie szybko zamieniała się we wrzątek.

Leżałam twarzą w stronę okna i tyłem do jego części łóżka, a moje oczy pozostawały zamknięte. Nath po kilku minutach wyszedł z łazienki. Słyszałam, jak pochwycił plastikową butelkę i pociągnął z niej kilka łyków wody. Następnie materac łóżka się ugiął i tym oto sposobem jego ciało znalazło się zaledwie kilka centymetrów od mojego.

Byłam tchórzem. Największym tchórzem w naszej galaktyce. Zamiast zasypać go miliardem pytań i żądać szczegółowych wyjaśnień, to ja, uwaga!, znów udawałam, że śpię. Tak było wygodniej. Tak było przede wszystkim łatwiej, tym bardziej, gdy chłopak otulił mnie swoją silną ręką w pasie i przybliżył się, sprawiając, że nasze ciała złączyły się tak ciasno, że trudno byłoby znaleźć nawet kilkumilimetrową szparę. Moje serce zaczęło szalenie mocno uderzać, gdy Nath odgarnął włosy z mojego karku i złożył delikatny pocałunek na szyi. Dwudziestotrzylatek musiał być naprawdę zmęczony, skoro nie zorientował się, że moje serce, odbijając się od żeber, niemalże wyskoczyło z klatki piersiowej. Wydawało mi się, że cały Nowy Jork słyszy te chaotyczne i energiczne huki.

— Chciałbym już zawsze móc tak beztrosko z tobą spać — odparł i jeszcze raz pocałował mnie, tym razem w tył głowy. Następnie sam ułożył się wygodnie na poduszce, a jego oddech stawał się coraz spokojniejszy i bardziej miarowy.

Co powinnam zrobić? Co się dzieje z moimi dotąd uporządkowanymi myślami? Gdzie mój spokój ducha i opanowanie? Gdzie moja rozwaga i nieustępliwość?

Bezczelny żołnierzWhere stories live. Discover now