35. Sprawiedliwość go dosięgnie

7.9K 547 88
                                    

            Leżałam na ziemi przygnieciona czyimś ciałem. Szamotałam się wściekle, dopóki nie zrzuciłam tego kogoś z siebie. Wyczołgałam się z objęć i stanęłam na nogach. Hełm opadł mi na oczy, a w buzi czułam, jak zgrzytał piasek. Gdzieś w pobliżu wybuchła spora mina, która uniosła nad ziemię zawartość gleby, trawy, kamyszków i jak się później okazało, także fragmenty uszkodzonego sprzętu do rozminowywania.

Tyle, że w tamtej chwili nie interesowała mnie żadna niszczycielska mina ani to, jak bardzo obdarłam ze skóry swoje kolana. Nie interesowało mnie nic prócz niego. Prędko wstałam i szarpiąc się z hełmem, uniosłam go w końcu ku górze. Wóz dowódczy nadal stał na swoim miejscu, ale Nath znikł. Jeszcze kilkanaście sekund temu był obok olbrzymiego zasilacza. Dałabym sobie rękę uciąć, że go tam widziałam. To był on! Musiał być! Byłam tego pewna i czułam, że nic nie było w stanie mnie powstrzymać, aby się upewnić.

Nic, z wyjątkiem uporu Maxa.

— Co ty wyprawiasz?! — krzyknął, nadal leżąc na ziemi. Złapał jedną ręką za moją kostkę, abym znów nie mogła puścić się biegiem.

Dopiero teraz zorientowałam się, że osobą, która na mnie naskoczyła był Max. Chłopak wyglądał na porządnie wkurzonego. Musiał nie dostrzec Natha, bo w innym przypadku, razem ze mną, rzuciłby się do biegu. Tęsknił za Nathem, dało się to wyczytać wprost z jego oczu, dlatego byłam pewna, że jego serce wypełniłoby się radością, gdyby wiedział, że jest tu z nami, w jednym kawałku i w dodatku w miarę bezpieczny. Że jednak nie opuścił nas na zawsze, że wrócił, że zrozumiał, iż popełnił błąd. Że również tęsknił tak bardzo, jak my. Że jednak mu na mnie zależało.

— Max, zostaw! — Zamachnęłam się nogą, aby wyrwać ją z jego uścisku. — Nath tu jest! — krzyknęłam, rozentuzjazmowana. Jeśli dotychczas miałam dużo energii, teraz nią wprost eksplodowałam. Byłam zdeterminowana, aby tuż zaraz go odszukać.

— O czym ty mówisz? — Max energicznie podniósł się z ziemi i przeszył mnie spojrzeniem pełnym niedowierzania, jednocześnie marszcząc przy tym brwi.

— Nath. Nasz Nath tu jest! — Nie potrafiłam trzymać swoich emocji na wodzy. Moje oczy się zaszkliły, a serce wypełniło przyjemne ciepło.

Max patrzył na mnie z dystansem. Zaczął nad czymś intensywnie myśleć, a ja irytowałam się tylko tym, że traciliśmy czas. Postanowiłam nie czekać, aż zakończy się jego skomplikowany proces myślowy, tylko od razu ruszyłam przed siebie.

Zdołałam zrobić trzy kroki, a jakaś moc dość silnie cofnęła mnie z powrotem.

Max mocno zaciskał dłoń na moim nadgarstku.

— To niemożliwe, Paula. Niemożliwe, aby Nath tu był! — Musiał zacząć krzyczeć, bo nagle wokół nas powstał głośny szum i gwar, zmieszany z rykiem dziesiątek silników. Nikt nie przejął się wybuchem, wszyscy z uporem maniaka nadal parli przed siebie. — Zresztą, co ty tu w ogóle robisz?! Wystraszyłaś mnie! Nie powinno cię tu być! — Jego oczy się zwęziły. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio Max był na mnie zły, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nigdy się na mnie nie pogniewał. Był dla mnie zawsze bardzo uprzejmy i miałam wrażenie, że w pewien sposób się o mnie troszczył.

— Przyrzekam, że on tam był! — krzyknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku. — Proszę, zaufaj mi! — Spojrzałam błagalnie prosto w jego oczy. Z sekundy na sekundę dostrzegałam, jak jego wzrok łagodnieje. Po chwili wziął głęboki oddech i ledwo zauważalnie przytaknął. Ze szczęścia gotowa byłam go wyściskać. Nie miałam jednak ani chwili do stracenia. Wóz dowódczy już ruszył, a my zostaliśmy w tyle. Machnięciem ręki ponagliłam Maxa i razem puściliśmy się pędem.

Bezczelny żołnierzWhere stories live. Discover now