6.2

1.8K 102 1
                                    

Rano gdy się obudziłem, dziewczyny nie było. Chwilę się zastanawiałem czy wszystko z nią w porządku, ale ostatecznie zszedłem na dół zjeść śniadanie. Po zjedzeniu ubrałem na siebie czarne jeansy i szary T-shirt. Usiadłem na parepacie i popatrzyłem w okno. Biegały tam jakieś sześcioletnie dzieciak i się śmiały, a dziesięciolatki zajmowały się czymś co leżało na ziemi. Przyglądałem się chwilę grupce dziewczyn, po czym wybiegłem do nich. Zabrałem to czemu się przyglądały i szybko wróciłem do domu.
-Tobby.. - westchnąłem. Tobby to w zasadzie mój kot, alee umie mówić. Tak, wiem, to mega dziwne, ale gdy sam byłem takim dziewięcioletnim dzieciakiem, znalazłem go na wybrzeżu magicznego jeziorka czy czegoś tam. Wybrałem numer do Vanessy, może ona ma dar uleczania?
-Hallo? - zapytała jakby zlęknięta.
-Wszystko ok?
-Tak, tak, tak, tak! - odpowiedziała niemal że natychmiast.
-Mam nie typowe pytanie.. - zacząłem, a w odpowiedzi dostałem "Mhm" - Twój dar to uleczanie?
-Nie.. - szepnęła troszkę zła - Ale moja mama może ci pomóc, wiesz gdzie mieszkam? - zapytała.
-Eee.. Nie.. - powiedziałem z nutą zawiedzenia.
-A wiesz gdzie mieszka rodzina królewska? - spytała znudzona.
-Chyba każdy wie. - prychnąłem.
-No to znasz już mój adres. - powiedziała, a mnie wmurowało,  księżniczka?! Miałem się odezwać ale usłyszałem pikanie oznaczające koniec rozmowy.
Pobiegłem tam szybko z moim kotem i nim się obejrzałem byłem pod mini pałacem.
Zapukałem, a ktoś błyskawicznie wciągnął mnie do środka.
-Co się stało?! -zapytała od razu Van.
-Ehem.. Mój kot jest ranny, heh - zaśmiałem się nerwowo drapiąc ręką po karku.
- Daj go - powiedziała.

Vanessa

-Daj go - powiedziałam i zabrałam kota - Jak się wabi? - dodałam.
-Tobby.. - szepnął.
Poszłam do mojej mamy i wyjaśniłam sprawę. Kobieta szybko użyła zaklęcia i powiedziała, abym przekazała młodzieńcowi, że Tobby ma odpoczywać.
-Ma dużo odpoczywać. - powiedziałam na co przytaknął.
-Dzięki.. - mruknął i już miał wychodzić, ale odwrócił się i dał mi całusa w policzek. Spaliłam buraka i mówiąc ciche "pa" zamknęłam za nim drzwi. Masakra.. Pobiegłam do mamy i ją przytuliłam.
-Coś się stało? - zachichotała.
-Po prostu Cię kocham mamo. - uśmiechnęłam się. Rozmawiałam z mamą na różne tematy, a do pokoju wszedł tata z koszykiem. Podniosłam brew nie rozumiejąc oco chodzi, ale nagle ze środka wiklinowego pudełka wyskoczył mały piesek.
-Azor! - wykrzyknęło mi się od razu na co rodzice się zaśmiali.
-Może być. - wybuchł śmiechem brat za co pacnęłam go w ramie, a ten udając, że nie wiadomo co mu zrobiłam upadł teatralnie na łóżko z ręką na czole.

***

Siedziałam na łóżku głaszcząc Azora lecz nagle książka spadła z półki.
-Nie.. - szepnęłam i wybałamuszyłam oczy. Szybko wyniosłam psa za drzwi po czym podniosłam książkę odkładając na miejsce. Odwróciłam się z zamiarem pujścia na łóżko, ale książka znowu spadła lecz tym razem uderzyła mnie nawet mocno w plecy.
-Kim? - zawołałam cicho. Poczułam ciągnięcie w górę. Powędrowałam wzrokiem wzdłuż podniesionej ręki i zobaczyłam jego z nożem.
-K-kim - przełknęłam głośno ślinę - ty tetego niee chcesz. - szepnęłam powstrzymując łzy. Najgorsze co można pokazać wrogowi to strach. Nagle poczułam pieczący ból na dłoni. Na dłoni, z której zaczęła sączyć się krew. Puścił mnie i upadłam na kolana łapiąc się za ręke. Zdziwiłam się nie na żarty gdy po chwili z ręki zaczęła płynąć niebieska krew.
-Umierasz? - zapytał i parsknął śmiechem, a potem zniknął. Pobiegłam do taty.
- Co ci się stało?! - krzyknął przerażony i wybiegł ze mną do łazienki po apteczkę.
-Ja-ja się przecięłam przyypadkiem i - płakałam - ii zaczęła leczeć nie-niebieska krew. Cz-cze-czemuu? - zapytałam jąkając się.
-Nie wiem słońce, ale się dowiem. - odpowiedział przejęty opatrzając mi ranę.

¤~¤~¤~¤~¤~¤~¤

Wybaczcie, że rozdziały są co dwa/trzy dni, ale muszę się uczyć, a ostatni tydzień był zawalony sprawdzianami.
Sorki za błędy xD
Strzałka wilczki! 👌😘

Mój nieznośny MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz