10.2

1.7K 92 4
                                    

Rano nie mogłam sobie przypomnieć co się działo, ale później wszystkie wspomnienia powróciły. Szłam sobie parkiem i rozglądałam się. Nagle usłyszałam krzyk i płacz dziecka. Szybko pobiegłam w stronę, z której dochodziły dźwięki. Stanęłam na chwilę w bezruchu, ponieważ wampir próbował wypić krew jakiemuś dzieciakowi.
-Ej, ty! Zostaw ją! - krzyknęłam mimo strachu. Wampir spojrzał na mnie i jego oczu zabłyszczały białymi promyczkami, ale puścił dziewczynkę, która pobiegła z płaczem zaiste do domu.
- My lady - podszedł do mnie, ukłonił się  i ucałował moją dłoń.
-Czło.. Uhh, wampirze, nie znam Cię i nie chcę znać. - powiedziałam i już miałam odejść gdy on złapał mnie za rękę przyciągnął do siebie i pocałował mnie. Dopiero po czasie mnie puścił. Zlustrowałam go dokładnie od góry do dołu. Miał czarne włosy, zielone oczy, białą jak kartka skórę, czarne jeansy, bluzkę w kolorze brudnej bieli oraz adidasy.
-Śliczna jesteś, wiesz? Szukałem cię wieeeki, wieesz? - pytając się o to spojrzał mi intensywnie w oczy. Kiwnęłam głową, a na jego twarz wpłynął cudowny uśmiech.
-Zadzwoń kiedyś.. - mówiąc to dałam mu swój numer. Przytaknął i zniknął. Panie Święty, to wampir ty debilko! Przybiłam sobie z otwartej ręki w czoło, bo właśnie dałam swój numer super przystojnemu facetowi wampirowi i na dodatek nie znam jego imienia. Mhm, faajnie.
-Kim.. Przyjdź, muszę ci pomóc - teraz. - powiedziałam, a on się zjawił prze de mną.
-Chcesz bym wrócił do Nieba? - zapytał.
-Tak Kim, chcę również abyś był moim Aniołem Stróżem. Widzisz światło? - zapytałam na co przytaknął - Ja też je widzę, ale to ty musisz tam iść, jeśli to zrobisz, wszystkie złe moce drzemiące w tobie znikną. No chodź, przytul się! - zachęciłam chłopaka co też zrobił.
-Nie zadawaj się z wampirem, bo może ci zrobić wielką krzywdę.. - szepnął i odszedł do Nieba.. Tam gdzie będzie moim Stróżem..
Ruszyłam w stronę domu Drake'a, chciałam mu podziękować, on chyba nie jest jak jego ojciec.. Bardziej Derek.. Zapukałam kilka razy i nie musiałam długo czekać, bo pp chwili otworzył mi chłopak w samych dresach - bez koszulki. Jeśli dobrze myślę to na moich policzkach widniał delikatny róż, ale no co ja poradzę?
-J-ja przyszłam podziękować.. - mruknęłam jąkając się niespodziewanie.
-Eheh, wejdź - zaśmiał się chłopak. Gdy weszłam zdjęłam buty i kurtkę, a potem skierowałam się do salonu gdzie był chłopak, na szczęście już w koszulce.
-Mam pytanie.. - zaczęłam.
-Śmiało - zachęcił mnie.
-Duh.. Kto to Keri? I o czym mówił twój brat? - zapytałam w końcu, a chłopak się spiął. - Nie chcesz nie mów. - dodałam szybko.
-Ehh.. Kiedyś i tak byś się dowiedziała..

*Retrospekcja*

Drake [14 lat]

Z dziewczyną mojego brata dogaduję się świetnie. Ma podobne poczucie humoru i super charakter. Jest dla mnie jak siostra.. Pomimo, że ma dwadzieścia jeden lat a nie czternaście, to twierdzi że super przyjaciel ze mnie.
-Ej, młody! Idziemy pojeździć na motorze? - zawołała mnie radośnie. Mój brat pilnuje właśnie mojej bratanicy - trzyletniej Liyi.
-Czemu nie! - odpowiadam i i zaczynam do niej biec. Wsiadam na motor, który ma już kierowce i po chwili ruszamy. Jedziemy na polanę, na której zawsze jeździliśmy.
-Oby nie było watachy.. - mówi, a ja zastanawiam się, bo faktycznie watachy bywają niebezpieczne.   Dojechaliśmy. Zamieniamy się miejscami - tak abym to ja teraz poprowadził. Jeździmy dobre pół godziny, aż nagle z lasu tuż obok polany wybiega wielka watacha. Patrzą na nas, a my na nich i mogę dostrzec, że to ich tereny.
-Przepraszam, nie wiedzieliśmy.. - mówię i ruszam w stronę drogi, ale zasłania mi ją para wilków. Chcą się na nas rzucić, ale wymijam ich maszyną i gdy myślę, że nas nie dogonią, jeden wilkołak łapie swoją wielką, kłaczastą łapą za ramie Keri.
-Keri! - krzyczę i chamuje maszynę, lecz dziewczyna ręką pokazuje żebym jechał i ona da radę. Tak też robię. Nagle czuję ostry skręt i wjeżdżam w drzewo oraz słyszę jak spłoszona watacha ucieka. Szybko się ogarniam pomimo bólu w kostce i ogromnego bólu w ręce. Biegne do Keri i patrzę z niedowierzeniem. Wokół niej jest pełno krwi. Sprawdzam puls i płaczę. Pulsu brak. Płaczę bardziej, teraz to już beczę. Dzwonię do brata i odpowiadam mu co i jak. On wrzeszczy na mnie i mówi, że mam się nie ruszać. Po paru minutach przyjeżdża. Zaczyna krzyczeć i płakać. Płacz przepełniony jest rozpaczem i żalem, który ma do mnie, ale ja jej nie zabiłem.. Dzwonię po ojca. Przyjeżdża i wzywa karetkę. Biorą mnie do szpitala lecz słyszę kawałek rozmowy nabtemat Keri.
-Zgon, godzina 16:48.. - dalej słyszę sygnał karetki, swój szloch, czuję mokre policzki, a widzę ciemność i tracę przytomność.

*Koniec retrospekcji*

-I-i dlatego Cię po-potrzebuję. - wyszlochał chyba nawet o tym nie za bardzo wiedząc.
-Shhhh, spokojnie, nigdy Cię nie zostawię.. - szepnęłam i objęłam jego ciało swoimi rękoma. Co ja mam zrobić? Żal mi go..


~¤~¤~¤~¤~¤~¤~¤

Dam, dam, daaaamm.. Troszkę rozdział smutniejszy.. Alee zapowiadam, że książka będzie trwała dłużej niż miała trwać, bo jestem głupia i zapomniałam hasła do Wattpad. I jeszcze głupsza, bo zapomniałam, że da się zmienić XD No, a temu by trwała krótko bo będę miała nowy sprzęt, ale iż gdyż zmieniłam hasło będzie trwała.. Uhuhuhuhuuu długo, raczej nie inaczej 😎
Strzałka wilczki! 💜

Mój nieznośny Mateحيث تعيش القصص. اكتشف الآن