Rozdział 11.

11.2K 503 13
                                    

Kilka pierwszych dni następnego tygodnia upłynęły naprawdę spokojnie. Poniedziałek był dla Darcy o wiele mniej stresujący, niż to sobie wyobrażał. Leigh, Clarissa i George przechwycili ją już przed szkołą, ani przez moment nie pozwalając, aby czuła się źle czy niezręcznie. Wykładowcy byli naprawdę różni – jedni sympatyczni, traktujący uczniów jak partnerów do pracy, drudzy spięci i sztywni. Łączyła ich ekscentryczność – tak, jak przystało na nauczycieli w szkole o takim profilu. Zajęcia były na razie dosyć luźne, polegały głównie na omawianiu spraw organizacyjnych, integracji grup i innych bzdurach. Darcy cieszyła się, że ma drugą grupę znajomych – w przeciwnym razie na pewno sfiksowałaby od zbyt dużej ilości oryginałów. Patrząc na to, w jaki sposób niektórzy chodzili ubrani czy uczesani, naprawdę czuła się jak wrzucona z innego świata.

Na szczęście nadszedł jednak zbawienny piątek, co większość powitała z ulgą. Leigh skończyła zajęcia wcześniej, ale obiecała, że jakoś w niedzielę wpadnie na kawę i pomoże Darcy do końca się urządzić. Clarissa żyła w swoim świecie – została na Sali treningowej, aby dopracować jakiś ruch, z którego była niezadowolona. Kilka dni wystarczyło, aby Mayer zaklasyfikowała ją jako bardzo sympatyczną, ale nadmiernie ambitną. Wobec tego, zdana chyba sama na siebie, ubrała beżowy, ciepły płaszcz, a czarny, dziergany szalik udrapowała na ramionach – wiał mocny wiatr, nawet jak na londyńską pogodę. Żałowała, że nie zabrała ze sobą czapki. Obstawiała pięć minut – po tym czasie na pewno będzie wyglądała jak strach na wróble. Albo gorzej.

- Darcy!

Przystanęła na schodach, kuląc ramiona pod wpływem gwałtownych podmuchów. Głos należał do George’a, który niemal w biegu naciągał czapkę na krótkie, blond włosy. Uśmiechnęła się lekko. Jego nie dało się zaszufladkować. Był po prostu bardzo sympatycznym, zdolnym chłopakiem. Oglądało się za nim sporo dziewczyn, czemu nie należało się dziwić. Na szczęście dla Darcy, zupełnie nie gustowała w takim typie urody, dlatego bez przeszkód mogła się z nim zaprzyjaźnić.

Zdecydowanie wystarczały jej inne komplikacje, którymi szczerze nie chciała zawracać sobie głowy. Wystarczyło, że spędziła przynajmniej trzy dni, zastanawiając się, co się dzieje ze Stylesem. Nie widzieli się ani razu od czasu jej pamiętnego wyjścia do klubu, a on nie dawał nawet znaku życia. Nie powinna czuć się rozczarowana, w końcu mogła się spodziewać, że zachowa się w taki sposób, ale i tak… miała wielką ochotę umieścić swoją niewielką pięść na jego gładkim policzku, wyładowując frustrację.

Dobrze, że miała jeszcze taniec. Przynajmniej w ten sposób odreagowywała część stresu. Miała chociaż to.

- Co tam? – zapytała, odgarniając niesforne, targane wiatrem kosmyki, które natrętnie właziły jej do oczu.

Kiedy tylko George się z nią zrównał, skierowali swoje kroki ku wyjsciu. Darcy objęła się ramionami, próbując wygenerować trochę więcej ciepła. Nie mogła się doczekać momentu, w którym wejdzie do ciepłego mieszkania, włączy jakiś film i pogrąży się w lenistwie.

- Jestem ciekawy, jak tam twój pierwszy tydzień w studio – powiedział, uśmiechając się szeroko.

Właśnie w tym momencie, kiedy otwierała usta, aby odpowiedzieć, jej telefon rozbrzmiał krótką melodyjką. Spojrzała na niego przepraszająco i wyciągnęła urządzenie z kieszni. Zielona dioda mrugała złowieszczo, sygnalizując nadejście wiadomości. Niecierpliwym ruchem przesunęła palcem po ekranie.

Liam J :

Czarny bus stoi dokładnie za Twoimi plecami. Przeproś kolegę i chodź tutaj.

Zaniepokoił ją lekko oschły ton sms-a. Nie mogąc się powstrzymać, odwróciła się nieznacznie, aby sprawdzić, czy słowa Payne’a są prawdą, czy może jakimś głupim żartem. Okazało się, że to pierwsze. Czarny, lśniący van faktycznie zaparkowal na jednym z miejsc pod szkołą. Nie mogła niczego dojrzeć zza przyciemnionych szyb, ale wiedziała, że każdy moment zwłoki jest bardzo niewskazany.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now