Rozdział 39.

13.5K 635 27
                                    

Harry rozbudzał się powoli, czując tępe, nieprzyjemne pulsowanie z tyłu głowy. Mimo wszystko… nie pamiętał, kiedy ostatnio jego sen przebiegał spokojnie, bez żadnych koszmarów. Bez budzenia się w nocy przynajmniej raz, co zazwyczaj kończyło się godzinnym przewracaniem w łóżku, gdy jednocześnie pragnął odpłynąć i strasznie się tego bał. Gdy otworzył oczy, przez dłuższą chwilę nie do końca wiedział, gdzie się znajduje. Biel i sterylność pomieszczenia kazały mu przymrużyć powieki i mocniej skoncentrować.

A potem poczuł ciepło czyjegoś ciała, wtulonego w jego własne i wspomnienia zaczęły odżywać. To wystarczyło, aby mały uśmiech wkradł się na wargi, a dłoń mocniej zacisnęła na talii dziewczyny. Jakby wciąż bał się, że to tylko sen, a Darcy jest jego wytworem, w rzeczywistości zupełnie nieosiągalna.

Nadal nie mógł pojąć samego siebie. Dlaczego właściwie to zrobił. Wszystkie powody, którymi wcześniej się usprawiedliwiał, wydały mu się nagle tragicznie głupie i dziecinne. Popełnił fatalny błąd. Wiedział to z chwilą, gdy zauważył łzy spływające po twarzy Darcy. Wolał nie myśleć, co się działo przez te wszystkie godziny, gdy leżał nieprzytomny. Wolał nie wyobrażać sobie reakcji Darcy, gdy czekała na karetkę przy jego bezwładnym ciele. Kiedy siedziała tutaj przez cały ten czas i czekała, aż odzyska przytomność. Gdyby tylko nie czuł takiej słabości, najpewniej wstałby i roztrzaskał kilka sprzętów. Z każdą minutą, gdy patrzył na jej spokojną twarz, pogrążoną we śnie zastanawiał się, jak taki bezwartościowy dupek jak on mógł zasłużyć na zainteresowanie anioła. Którym Darcy bez wątpienia była.

Uratowała mu życie. Uratowała jego cholerne, beznadziejne życie nie tylko wzywając pogotowie. Zrobiła to samym pojawieniem się w nim. Teraz to wiedział i zastanawiał się, dlaczego odkrycie tego zajęło mu aż tak wiele czasu.

Nie mógł tego spieprzyć. Właściwie bał się wykonać najmniejszy ruch, ponieważ znał siebie na tyle aby wiedzieć, że najprawdopodobniej i tak to zrobi. Chciał starać się ze wszystkich sił, aby tym razem nie wypuścić jej z rąk i błagał los, żeby mu to umożliwił. I chociaż raz nie wchodził w drogę. Chociaż raz.

Skrzypienie drzwi wytrąciło go z zamyślenia. Przez całą noc nikt oprócz pielęgniarki tutaj nie zaglądał. Jeśli reszta już się dowiedziała, to najpewniej nie chciała im przeszkadzać. Nie mógł się jednak łudzić, że będzie to trwało w nieskończoność. Nadszedł czas, aby zmierzyć się z konsekwencjami własnego czynu. Nadszedł czas, aby dorosnąć. I chciał to zrobić. Dla niej.

Nie mógł jednak powstrzymać nerwowego przełknięcia śliny, gdy w drzwiach pojawiła się sylwetka Liama. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo skrzywdził przyjaciela swoim nierozsądnym zachowaniem. A mimo to był tutaj, ściskając w dłoni kubek parującej kawy. Wpatrywał się w niego uważnie, jakby wylanie chociaż jednej kropli miało zaważyć na jego życiu. Harry wiedział, dlaczego tak się dzieje. Im obojgu trudno było teraz spojrzeć sobie w oczy i zachowywać tak, jakby nic się nie wydarzyło.

- Obudziłeś się już. – stwierdził Liam, chcąc wypełnić niezręczną ciszę oczywistymi stwierdzeniami – To dobrze, wszyscy… wszyscy się o ciebie martwiliśmy.

- Byłeś tutaj całą noc? – zapytał cicho Harry, mimo wszystko nie chcąc budzić Darcy, która właśnie niespokojnie się poruszyła. Odruchowo objął ją mocniej, w opiekuńczym geście. Zauważył grymas na twarzy Payne’a, ale nie chciał na razie niczego komentować. To nie był właściwy czas ani miejsce.

Liam nerwowym gestem potarł kark, jakby chciał czymkolwiek zająć puste już ręce.

- Tak – mruknął, po czym dodał szybko dość oschłym tonem – W razie, gdyby Darcy czegoś potrzebowała. Nie potrafiłbym jej teraz zostawić.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now