Rozdział 49.

7.6K 541 114
                                    

Ed Sheeran - Thinking Out Loud 

Harry nie mógł powstrzymać się od ciągłego zerkania na prawą dłoń Darcy. Ponieważ na czwartym palcu dziewczyny dumnie błyszczał symbol spełnienia jego marzeń – pierścionek zaręczynowy.

Nie spodziewał się, że powie „tak”. Oczywiście, liczył na to, ale byłby naiwnym dupkiem, gdyby powodzenie swoich planów wziął za coś pewnego. Słowa wypływały z niego niepowstrzymanym strumieniem i nie potrafił sobie żadnego z nich teraz przypomnieć. Wiedział tylko, że w oczach Darcy pojawiły się łzy, a to znaczyło, że najprawdopodobniej powiedział coś, czego w innych okolicznościach nigdy by z siebie nie wydusił.
Jej odpowiedź… Miał wrażenie, że to tylko sen i mało brakowało, aby podciągnął rękaw kurtki, prosząc Darcy, aby go uszczypnęła. Ponieważ nie spodziewał się, że ona również może tego chcieć. Że może chcieć życia z kimś takim, jak on. Z kimś, kto nawet w połowie na nią nie zasługiwał.

Nie miał pojęcia, dlaczego się zgodziła. Jednego jednak był pewien – tamta chwila uczyniła go najszczęśliwszym facetem na ziemi.

Wspomnienie tamtego momentu wracało jak bumerang. Wciąż czuł ciepło Darcy, kiedy wtulała się w jego ciało, jej drobne dłonie na policzkach, ścierające ciepłe łzy. Och, płakał, oczywiście, że tak. Dlaczego miałby tego nie zrobić?

Jeszcze kilka miesięcy temu tkwił pośrodku niczego, pozbawiony jakiejkolwiek nadziei. Nie miał nic. Matka odeszła, pozostawiając go rozbitego na małe kawałki, a reszta rodziny… gdzieś znikła. Może świadomie, może na jego własne życzenie, teraz już sam nie wiedział. Pogrążał się w kolejnych łykach alkoholu, białych kreskach proszku, papierosowym dymie i przypadkowym seksie. Nie wiedział. Jeszcze nie wiedział.

Nie wiedział, że pewnego dnia, wyciągnięty siłą z mieszkania przez Louisa spotka Darcy. Dziewczynę, dzięki której odzyskał większą część swojego dawnego życia. Nigdy nie będzie pełne. Nawet teraz, siedząc w pokoju gościnnym przy stole, czuł dotkliwy brak Anne, rozrywający od środka. Cały czas łapał się na oczekiwaniu, aż wejdzie do pomieszczenia, niosąc w dłoniach półmisek z czymś pysznym i powie „Przecież nie było mnie tylko chwilę”.

Ale to już nigdy nie będzie możliwe.

Wtedy, właśnie w takich chwilach, spotykał spojrzenie Darcy i czuł jej dłoń, zaciskającą się lekko wokół jego własnej, znacznie większej. Ona wiedziała. I tym drobnym gestem przekazywała mu wsparcie, którego potrzebował. Które znaczyło dla niego wszystko.

Gemma wodziła spojrzeniem od Harry’ego do Darcy, próbując ukryć triumfujący uśmieszek. Natomiast Des… Mężczyzna z całej siły usiłował powstrzymać wilgoć napływającą do oczu. Kiedy jego syn powiadomił go o swojej decyzji, musiał zniknąć na chwilę w garażu, pod pretekstem sprawdzenia czegoś w samochodzie, aby opanować wzruszenie. Bo Harry… wyglądał dokładnie tak jak on, dwadzieścia lat temu, gdy prosił Anne o rękę. I chociaż losy obojga potoczyły się tak, a nie inaczej – nigdy nie pozbył się poczucia, że była kobietą jego życia. Nigdy.

Dlatego absolutnie wierzył w słuszność decyzji zielonookiego.

Ciszę panującą podczas posiłku przerwał dzwonek do drzwi. Zebrani popatrzyli na siebie ze zdziwieniem – nikogo się nie spodziewali o tej porze. Zanim Gemma lub pan Styles zdążyli się poruszyć, Harry podniósł się z miejsca, lekko marszcząc brwi.

- Zaczekajcie chwilę – mruknął, sprawdzając w kieszeni, czy ma jakieś drobne. Kolędnicy wydawali się najbardziej prawdopodobnymi gośćmi o tej godzinie.

Zaklął pod nosem, kiedy niemalże upadł na drzwi, potykając się o czyjeś buty pozostawione w korytarzu. Odruchowo oparł dłoń na klamce, a drewniana płyta drgnęła, wpuszczając do wnętrza domu dotkliwy chłód. Z irytacją odrzucił włosy na bok, chcąc szybko spławić dzieciaki, ale słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył, kto stoi na jego ganku.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now