Rozdział 37.

9K 462 12
                                    

   - Co oni tam tak długo robią?

     Darcy nie mogła usiedzieć na twardym, plastikowym krzesełku. Chodziła od ściany do ściany, wdychając mdlący zapach szpitalnych detergentów, wciąż z nadzieją zerkając w stronę zamkniętych drzwi. Za nimi znajdował się Harry i dwóch lekarzy, którzy bez wahania podjęli akcję ratunkową. Cały oddział został zamknięty, a Mayer doskonale wiedziała, dlaczego. Ponieważ na końcu korytarza, za drzwiami z matowego szkła, tłoczyli się natrętni dziennikarze, z trudem poskramiani przez ochronę placówki.

     Nie wiedziała, jak ich wywęszyli. Już w chwili, kiedy szybkim krokiem szła w stronę auta Tomlinsona, słyszała trzask zwalnianej migawki. Odruchowo zasłoniła twarz włosami i pochyliła głowę, chroniąc oczy przed oślepiającym fleszem. Wiedziała jednak, że na nic się to nie zda, a jej zdjęcia za najpóźniej godzinę obiegną wszystkie serwisy internetowe. Nie potrafiła jednak w tym momencie przejmować się konsekwencjami. Musiała się dowiedzieć, czy Harry’ego uda się uratować.

     - Najprawdopodobniej płukanie żołądka – odparł Louis, przecierając zmęczone oczy. Siedzieli tutaj od dobrych dwóch godzin – Połknął całkiem sporo tego gówna i zmieszał z alkoholem. To nie będzie… takie proste.

     - Reszta wie? – zapytała, nie będąc w stanie pociągnąć żadnego tematu. Mogła tylko zadawać pytania, ponieważ odpowiedzi na nie kosztowały ją zbyt wiele.

     - Dzwoniłem do Eleanor – niebieskie oczy Tomlinsona wodziły za Darcy, a nagromadzona w nich troska sprawiała, że nie umiała odwzajemnić spojrzenia – Na pewno powiadomiła wszystkich. Pojawią się za jakiś czas… o ile w ogóle będzie to możliwe.

     Spojrzał wymownie na główne drzwi prowadzące na oddział i pokręcił głową. Nigdy nie zrozumie tego aspektu swojej sławy, nigdy nie zrozumie, co kierowało ludźmi, gdy decydowali się na podjęcie pracy w zawodzie paparazzo. Jak bardzo musieli być pozbawieni sumienia, gdy właśnie w tej chwili czyhali na najmniejszy ochłap? Nie zważając, że zarówno dla niego, jak i dla Darcy to jeden z najgorszych momentów  w życiu. On… on zdążył się przyzwyczaić, chociaż czasami ciągle bolało, ale Darcy? Nie znała takiego życia i nie mógł mieć stuprocentowej pewności, czy sobie z tym poradzi.

     - Usiądź, Darcy – westchnął, poklepując miejsce obok siebie – Wiem, że się denerwujesz, ale wydeptywanie dziury w podłodze nikomu nie pomoże.

     - Nie mogę – wymamrotała, zaciskając bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała dłonie w pięści – Chcę go zobaczyć, chciałabym, żeby chociaż jeden z tych cholernych lekarzy cokolwiek nam powiedział…

     - Na pewno w końcu to zrobią – Louis sam bardzo się denerwował, ale musiał trzymać emocje na wodzy widząc, w jakim stanie jest Darcy – Ale powinnaś się trochę uspokoić, wątpię, żeby wpuścili cię do niego, kiedy prawie wariujesz.

     Te słowa trochę otrzeźwiły szatynkę. Wzięła głęboki oddech i oparła się o ścianę, na kilka minut mocno zaciskając powieki. Musiała chociaż trochę oprzytomnieć, w przeciwnym razie to nie miało zbyt wielkiego sensu.

     Po kilku minutach, gdy poziom adrenaliny w jej żyłach opadł na tyle, aby mogła rozsądnie myśleć, drzwi sali, w której przebywał Harry, otworzyły się i na korytarz wyszedł wysoki, dość młodo wyglądający lekarz. Louis i Darcy dopadli go niemalże w tym samym momencie, zasypując pytaniami o stan zdrowia niedoszłego samobójcy. Mając doświadczenie i wiele takich chwil za sobą, mężczyzna spokojnie odczekał, aż lawina minie i dopiero, gdy zastygli, patrząc na niego z wyczekiwaniem, odezwał się głębokim, przyjemnym głosem.

     - Przywieźliście go tutaj dosłownie w ostatniej chwili. Jeszcze kilka minut i jego serce by stanęło, tak mocno spowalniające działanie mają tabletki, które zażył. Zrobiliśmy mu płukanie żołądka, ale organizm jest bardzo osłabiony i pan Styles będzie musiał spędzić tutaj kilka dni.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now