Rozdział 47.

7.8K 523 47
                                    

(Christina Perrie - Daydream x ) 

Darcy obudziła się dość wcześnie, a kiedy to zrobiła zdała sobie sprawę, że na pewno ponownie nie zaśnie. Po skomplikowanej czynności, jaką było wyplątanie się z długich kończyn Harry’ego, usiadła na łóżku, przyglądając się przez chwilę chłopakowi nieco zaspanymi oczami. Uwielbiała patrzeć na niego, kiedy był pogrążony w nieświadomości. Wyglądał wtedy jak bezbronny chłopczyk. Wszystkie linie jego twarzy łagodniały, a na ustach pojawiał się lekki uśmiech, który sprawiał, że miała wielką ochotę ich dotknąć, chociażby na chwilę.

Co nie byłoby możliwe, ponieważ Styles natychmiast by się obudził, po czym, straciwszy całą swoją niewinność, zatrzymał przy sobie na długie godziny. A na to akurat w tej chwili nie mogła sobie pozwolić. Miała jeszcze… jedną, bardzo ważną sprawę do załatwienia i musiała to zrobić sama.

Jak najciszej wygramoliła się z łóżka, po czym, wciągnąwszy na siebie pierwszą napotkaną koszulkę i spodnie dresowe Harry’ego, wyszła z pokoju, zamykając za sobą delikatnie drzwi. Wszystko było na nią ze dwa razy za duże, a nogawki musiała podwinąć czterokrotnie, ale nie chciała teraz marudzić. Bała się, że jeżeli odwlecze w czasie to, co musiała zrobić – najprawdopodobniej stchórzy i skapituluje. Znała siebie zbyt dobrze, aby móc sobie na to pozwolić.

Zeszła cicho po schodach. W domu panowała cisza – Gemma najprawdopodobniej jeszcze spała, a tata Stylesa najwyraźniej robił coś w piwnicy, bo co jakiś czas spod podłogi rozchodziły się głuche odgłosy. Trochę uspokojona, zacisnęła palce na komórce, którą schowała w kieszeni spodni należących do zielonookiego chłopaka, śpiącego błogo piętro wyżej. W przedsionku opatuliła się szczelnie kurtką, aby za bardzo nie zmarznąć. Miała wrażenie, że podmuchy chłodnego powietrza pozwolą jej myśleć trzeźwo. A bardzo tego teraz potrzebowała.

Usiadła na niewielkiej ławeczce na ganku, gdzie dotkliwe zimno nie dokuczało aż tak bardzo. Krzyżując nogi w kostkach, spojrzała na trzymany w dłoni telefon, po raz kolejny układając sobie w głowie słowa, które chciała wypowiedzieć.

Bała się, że nie odbierze. Właściwie nie byłaby nawet zdziwiona, chociaż zabolałoby mimo wszystko. Sygnały oczekującego połączenia ciągnęły się w nieskończoność, a Darcy mimowolnie zaczęła stukać palcami w chłodne drewno.

Odbierzodbierzodbierzodbierz.

- Halo? – nieco zaspany, ale doskonale znany jej głos przeniknął w głąb jej ucha i rozlał się przyjemnym ciepłem po całym ciele. Z chwilą, kiedy odebrał i odezwał się, zdała sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniła.

- Um… - odchrząknęła lekko, słysząc chrypkę w swoim głosie – Cześć, Liam. Tu Darcy.

- Tak, wiem. – powiedział spokojnie, a ona dokładnie wiedziała, co teraz robi. Zapewne siada wyprostowany na łóżku i przebiega palcami przez potargane włosy, jak zawsze, kiedy był spięty. – Nie wykasowałem przecież twojego numeru – zaśmiał się cicho, ale bez cienia wesołości, co absolutnie niczego nie ułatwiało.

- Dzwonię, żeby… - ponownie się zacięła. Nie umiała rozmawiać z nim swobodnie, kiedy zachowywał się w taki sposób – Wiesz, są święta i chciałabym życzyć ci wszystkiego najlepszego. Ale przede wszystkim… - musiała to powiedzieć. Musiała, dopóki milczał i nie rzucał zdawkowego „dziękuję, wzajemnie”. Jakby wiedział, że nie to było głównym powodem jej telefonu – Tęsknię za tobą, Liam.

Przez dłuższą chwilę w słuchawce panowała ciężka cisza, przerywana głębokimi oddechami Payne’a. Darcy czekała cierpliwie na jego ruch, modląc się w duchu, aby nagle się nie rozmyślił i nie rzucił słuchawką.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now