Rozdział 13.

10.4K 520 15
                                    

Odwróciła się powoli, nie do końca wiedząc, co zastanie za swoimi plecami. To mógł być każdy. Liam, który szukał jej po całym mieszkaniu, zmartwiony dziwnym zniknięciem. Louis, chcący pogadać o tej całej sytuacji z Harrym. Ale chyba naprawdę najmniej spodziewała się tutaj samego Stylesa.

Zielonooki chłopak opierał się plecami o drzwi, skutecznie odcinając jej drogę ucieczki. Jakby przewidział to, co tak bardzo chciała zrobić. Darcy, gnana adrenaliną płynącą w żyłach, zrobiła jeden krok do przodu, odruchowo zaciskając dłonie w pięści.

- Będziesz mnie bić? – zapytał chłopak, uśmiechając się ironicznie i unosząc jedną brew do góry. Zastanawiała się, czy chociaż w części zdaje sobie sprawę, jakie wrażenie robi na kobietach, nawet gdy grał ostatniego dupka.

- Jeśli mnie zmusisz – odparła oschle, modląc się, aby na twarzy nie pojawiły się zdradzieckie, malinowe plamy – Czego właściwie chcesz?

- Bardzo nie lubię – powiedział ochrypłym głosem, wzmocnionym zapewne przez alkohol. Samo jego brzmienie rozchodziło się gwałtownym dreszczem po kościach Darcy – kiedy ktoś wychodzi, nie kończąc rozmowy. Nie dając mi odpowiedzieć.

- Bo zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda? – zakpiła, starając się ukryć fakt, że denerwuje się coraz mniejszym dystansem między nimi. Harry stał już dwa kroki od niej, niemalże w połowie pokoju. – Na tym to właśnie polega?

- Mniej więcej – skinął głową, uśmiechając się w sposób, który eksponował jego cholernie urocze dołeczki w policzkach. Jeszcze jeden krok. Już czuła jego ciepły, pachnący alkoholem i miętą oddech, kiedy zerkał na nią z góry – Co powiedziałaś Louisowi? Jaki kit mu wcisnęłaś?

- Nie wcisnęłam mu żadnego kitu – syknęła, mając wrażenie, że jej nogi wrosły w miękki dywan, nie pozwalając na żaden ruch – Powiedziałam, że poszłam się z tobą przywitać.

- Jestem bardziej zainteresowany kitem, który usprawiedliwiał twoją ucieczkę tutaj, Darcy – po raz pierwszy użył jej imienia. Te dwie sylaby w jego ustach sprawiły, że Mayer zmiękły nogi. Jakby pieścił każdą cholerną literę, mogła przysiąc.

- Powiedziałam… - wymamrotała, oszołomiana jego bliskością, zapachem oraz faktem, że zielone oczy prześwietlały ją niemalże na wylot – że muszę zadzwonić.

- Och – skinął głową, uciekając wzrokiem w dół – Ale wiesz… nie robisz tego.

- Bo tutaj wszedłeś!

- Nie masz telefonu.

- Co cię to w ogóle obchodzi? – wybuchła nagle, wyrzucając ręce do góry w kompletnej frustracji – Przyszedłeś mi jeszcze raz powiedzieć, że nie jesteś mi nic winien i że mogłam cię tam zostawić, tak? No więc… nie mogłam. Nic mnie z tobą nie łączy, ale Liam jest moim przyjacielem, a ty jego. Nie mogłabym zignorować twojego stanu, nigdy bym sobie nie wybaczyła.

- Ze względu na niego, prawda? – Harry niemalże splunął, a zielone oczy sypały iskry – Zawsze Liam, jesteście takimi dobrymi przyjaciółmi, aż chce się rzygać.

- Pieprz się, Harry – szepnęła Darcy, głęboko dotknięta tymi słowami – To, że masz naprawdę ciężki czas nie znaczy, że możesz ranić wszystkich dookoła, wiesz?

Zbliżył się tak gwałtownie, że niemal zaparło jej dech w piersiach. Palcami mocno objął nadgarstek dziewczyny i lekko szarpnął w swoją stronę, tak, że dłoń spoczywała teraz na materiale zielonego swetra. Czuła ciepło bijące od jego ciała i już samo to wystarczyło, aby zupełnie zdekoncentrować.

- Jesteś taka mądra. Taka cholernie mądra, prawda, Darcy? – wycedził – Wiesz wszystko. Wiesz, jak to jest stracić najważniejszą osobę w życiu, jedyną, która utrzymywała twój świat w równowadze? Wiesz, jak to jest budzić się codziennie i godzić się z tym, że jej nie ma?

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now