Odwróciła się powoli, nie do końca wiedząc, co zastanie za swoimi plecami. To mógł być każdy. Liam, który szukał jej po całym mieszkaniu, zmartwiony dziwnym zniknięciem. Louis, chcący pogadać o tej całej sytuacji z Harrym. Ale chyba naprawdę najmniej spodziewała się tutaj samego Stylesa.
Zielonooki chłopak opierał się plecami o drzwi, skutecznie odcinając jej drogę ucieczki. Jakby przewidział to, co tak bardzo chciała zrobić. Darcy, gnana adrenaliną płynącą w żyłach, zrobiła jeden krok do przodu, odruchowo zaciskając dłonie w pięści.
- Będziesz mnie bić? – zapytał chłopak, uśmiechając się ironicznie i unosząc jedną brew do góry. Zastanawiała się, czy chociaż w części zdaje sobie sprawę, jakie wrażenie robi na kobietach, nawet gdy grał ostatniego dupka.
- Jeśli mnie zmusisz – odparła oschle, modląc się, aby na twarzy nie pojawiły się zdradzieckie, malinowe plamy – Czego właściwie chcesz?
- Bardzo nie lubię – powiedział ochrypłym głosem, wzmocnionym zapewne przez alkohol. Samo jego brzmienie rozchodziło się gwałtownym dreszczem po kościach Darcy – kiedy ktoś wychodzi, nie kończąc rozmowy. Nie dając mi odpowiedzieć.
- Bo zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda? – zakpiła, starając się ukryć fakt, że denerwuje się coraz mniejszym dystansem między nimi. Harry stał już dwa kroki od niej, niemalże w połowie pokoju. – Na tym to właśnie polega?
- Mniej więcej – skinął głową, uśmiechając się w sposób, który eksponował jego cholernie urocze dołeczki w policzkach. Jeszcze jeden krok. Już czuła jego ciepły, pachnący alkoholem i miętą oddech, kiedy zerkał na nią z góry – Co powiedziałaś Louisowi? Jaki kit mu wcisnęłaś?
- Nie wcisnęłam mu żadnego kitu – syknęła, mając wrażenie, że jej nogi wrosły w miękki dywan, nie pozwalając na żaden ruch – Powiedziałam, że poszłam się z tobą przywitać.
- Jestem bardziej zainteresowany kitem, który usprawiedliwiał twoją ucieczkę tutaj, Darcy – po raz pierwszy użył jej imienia. Te dwie sylaby w jego ustach sprawiły, że Mayer zmiękły nogi. Jakby pieścił każdą cholerną literę, mogła przysiąc.
- Powiedziałam… - wymamrotała, oszołomiana jego bliskością, zapachem oraz faktem, że zielone oczy prześwietlały ją niemalże na wylot – że muszę zadzwonić.
- Och – skinął głową, uciekając wzrokiem w dół – Ale wiesz… nie robisz tego.
- Bo tutaj wszedłeś!
- Nie masz telefonu.
- Co cię to w ogóle obchodzi? – wybuchła nagle, wyrzucając ręce do góry w kompletnej frustracji – Przyszedłeś mi jeszcze raz powiedzieć, że nie jesteś mi nic winien i że mogłam cię tam zostawić, tak? No więc… nie mogłam. Nic mnie z tobą nie łączy, ale Liam jest moim przyjacielem, a ty jego. Nie mogłabym zignorować twojego stanu, nigdy bym sobie nie wybaczyła.
- Ze względu na niego, prawda? – Harry niemalże splunął, a zielone oczy sypały iskry – Zawsze Liam, jesteście takimi dobrymi przyjaciółmi, aż chce się rzygać.
- Pieprz się, Harry – szepnęła Darcy, głęboko dotknięta tymi słowami – To, że masz naprawdę ciężki czas nie znaczy, że możesz ranić wszystkich dookoła, wiesz?
Zbliżył się tak gwałtownie, że niemal zaparło jej dech w piersiach. Palcami mocno objął nadgarstek dziewczyny i lekko szarpnął w swoją stronę, tak, że dłoń spoczywała teraz na materiale zielonego swetra. Czuła ciepło bijące od jego ciała i już samo to wystarczyło, aby zupełnie zdekoncentrować.
- Jesteś taka mądra. Taka cholernie mądra, prawda, Darcy? – wycedził – Wiesz wszystko. Wiesz, jak to jest stracić najważniejszą osobę w życiu, jedyną, która utrzymywała twój świat w równowadze? Wiesz, jak to jest budzić się codziennie i godzić się z tym, że jej nie ma?
YOU ARE READING
breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)
FanfictionNiektórzy przeżywają trzęsienie ziemi. Inni - coś w rodzaju niekończącego się upadku. Harry Styles należy do tej drugiej kategorii i odkrywa to, gdy traci najważniejszą osobę w swoim życiu. Wydawać by się mogło, że nic nie uchroni go od zetknięcia s...