Rozdział 44.

8.9K 521 26
                                    

Następny tydzień minął błyskawicznie. Darcy tak bardzo zależało na satysfakcjonującym zaliczeniu egzaminów – zwłaszcza ze względu na opuszczone warsztaty taneczne – że nie miała nawet czasu wchodzić na wszelkie portale społecznościowe. Bardzo ją to cieszyło, ponieważ nie była pewna, czy po pamiętnym incydencie pod kawiarnią mogłaby znieść więcej. Który zresztą jak na razie się nie powtórzył, za co szczerze dziękowała losowi. Widocznie po natłoku złych wiadomości postanowił ją oszczędzić na jakiś czas.

Ale teraz wszystkie egzaminy się zakończyły – pomyślnie dla niej – i wreszcie mogła zacząć denerwować się zbliżającym wyjazdem do Holmes Chapel. Przez ostatnie dwa dni biegała po centrum handlowym, usiłując znaleźć odpowiednie prezenty dla rodziny Harry’ego, na co reagował rozbawieniem. Oczywiście, nigdy jej nie towarzyszył – wolała nie wyobrażać sobie, jak skończyłaby się ich wspólna wizyta w sklepie. Czasami, krążąc między półkami, odczuwała brak Stylesa u swojego boku, ale przecież… wiedziała, na co się godzi, prawda? Wiedziała.

W końcu nadszedł 23. grudnia, dzień planowanego wyjazdu do rodzinnego miasta piosenkarza. Darcy biegała po mieszkaniu, nie mogąc się zdecydować, co właściwie zapakować. Wszystkiemu przyglądała się bardzo rozbawiona Eleanor, która przyjechała, aby wesprzeć ją w tym stresującym momencie.

- Darcy – kiedy zobaczyła, jak walizka przyjaciółki przybiera nienormalne rozmiary, postanowiła interweniować – Jedziesz na dwa dni. Naprawdę uważesz, że potrzebujesz rocznego zapasu ciuchów?

Szatynka wyprostowała się, przyglądając krytycznie swojemu bagażowi. Faktycznie, chyba trochę przesadziła.

- Może i masz rację… - mruknęła, przebierając dłońmi wśród spakowanych rzeczy – Tylko… zupełnie nie wiem, czego nie brać…

- Uwierz mi, że to jest zwyczajna rodzina, która spędza święta w wygodnych ciuchach, nie w wieczorowych kreacjach. Możesz sobie odpuścić te wszystkie fatałaszki. Dżinsy i jakieś swetry wystarczą – stwierdziła Calder.

Darcy postanowiła posłuchać starszej przyjaciółki, która dodatkowo dłużej znała rodzinę Harry’ego, niż ona. Poprawka – oprócz Gemmy nie miała do czynienia właściwie z nikim. To sprawiało, że na samą myśl o zbliżających się dniach jej dłonie pokrywały się cienką warstwą zimnego potu. Starsza siostra Harry’ego dwa dni po ich rozmowie osobiście zadzwoniła do szatynki, serdecznie zapraszając do rodzinnego domu Stylesów. Zielonooki akurat był w tym momencie u Darcy i przyglądał się z zabawnie uniesionymi brwiami, jak zarumieniona dziewczyna dziękuje za zaproszenie i dwukrotnie potwierdza swoje przybycie. Wiedział, że Gemma również jest trochę zestrosowana i nie mógł się doczekać, aż zobaczy to wszystko na własne oczy.

- Dobra, chyba jest okej – powiedziała Darcy, opierając dłonie na kolanach po kolejnych kilku rundach między sypialnią a pokojem gościnnym. Nie miała pojęcia, że święta u rodziny swojego chłopaka mogą być tak trudną dyscypliną sportową. – A u was jak to będzie wyglądało? No wiesz, u ciebie i Lou?

- Na początku jedziemy do siebie – powiedziała Eleanor, obracając w dłoniach kubek z ciepłym kakao – a drugiego dnia świąt wyjeżdżamy na narty. Zapomniałabym! – zawołała nagle, a Darcy lekko podskoczyła, skupiona na sprawdzaniu, czy niczego nie pominęła w swoim roztargnieniu – Louis kazał ci przekazać, że w Sylwestra bezwzględnie masz się pojawić w Tropico Club.

- Dlaczego bezwzględnie? – zapytała z uśmiechem Darcy, siadając po turecku na kanapie, gdy tylko udało jej się zamknąć walizkę i zasunąć suwak.

- Organizuje swoje dwudzieste trzecie urodziny – wyjaśniła El, a Mayer zobaczyła, jak na samo wspomnienie o chłopaku brązowe oczy dziewczyny łagodnieją – Wiesz, Wigilia to nie najlepszy termin… Dlatego wpadł na ten pomysł.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Where stories live. Discover now