Rozdział 41.

9.6K 551 37
                                    

- Jeszcze jeden dzień tutaj i na pewno bym zwariował.

Harry pakował ostatnie rzeczy do torby podróżnej, którą kilka dni temu podrzucił mu Louis. Mimo swojego wybuchu, starszy przyjaciel nadal czuł się w obowiązku opiekować dziewiętnastolatkiem, mimo, że wielokrotnie mruczał pod nosem, jak „ten dupek na to nie zasługuje”. Najwyraźniej ich rozmowa nie sprawiła, że Louisowi czasami nie skakało ciśnienie, kiedy patrzył na osłabionego Stylesa.  Ponadto obaj nie chcieli angażować w podobne sprawy Darcy, która od kilku dni była na nieustannym celowniku paparazzi. Wracała do domu tylko na kilka godzin, aby się przespać, a rano czekał na nią samochód jednego z chłopców lub ochroniarzy. Nie wiedziała, czy zdoła się do tego przyzwyczaić. Do ciągłego zasłaniania twarzy przed oślepiającymi błyskami fleszy, gdy pokonywała te kilka kroków, które dzieliły ją od zaparkowanego auta, od zazdrosnych spojrzeń fanek. Wiedziała, że było tylko kwestią czasu, kiedy znajdą jej adres, jeśli już tego nie zrobiły. W tamtej chwili nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje, skupiona na jednym punkcie – punkcie o zielonych oczach, kręconych włosach i uroczych dołeczkach w policzkach.

I wreszcie nadszedł dzień jego wyjścia ze szpitala. Darcy od dwóch godzin niecierpliwie czekała na potwierdzenie wypisu wraz z Louisem i Gemmą. Całą grupą zgodnie stwierdzili, że więcej osób może wywołać potężnych chaos, a tego nikt nie chciał. Mayer nie za bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić, dlatego krzątała się po sali, ignorując mały uśmieszek Harry’ego i podawała mu wszystkie potrzebne rzeczy.

- Darcy, mogę chodzić. Generalnie wszystko ze mną w porządku, oprócz faktu, że jestem idiotą – mruknął, łapiąc ją za rękę i całując delikatnie w czubek głowy.

- Z tym się akurat zgadzam – mruknął Tomlinson z głębi sali, wyglądający niecierpliwie na korytarz.

- Zamknij się – odparł na odczepnego Styles. Nie zamierzał robić nic więcej, ponieważ wiedział, że cholernie sobie na to zasłużył. Wyprostował się i powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych w pomieszczeniu – Dobra, jak zamierzamy to zrobić?

- Tak, jak zwykle – stwierdził Louis, wzruszając lekko ramionami – Tylne wyjście, Preston i Paul już czekają na zewnątrz.

- A co z Darcy? – zapytał Styles, rzucając szybkie spojrzenie wyglądającej przez okno szatynce.

Dziewczyna odwróciła się czując, jak na jej policzki wypełza lekki rumieniec.

- Nie chcę sprawiać kłopotu. – powiedziała, uśmiechając się nieśmiało – Zaczekam tutaj i wyjdę chwilę później. Najwyżej wezmę taksówkę.

Harry nie mógł powstrzymać cichego prychnięcia. Czasami miał wrażenie, że mimo wszystkiego, co się stało, Mayer nadal chce mu się wymknąć. Tak, jakby nie była do końca pewna, czy to ma sens, czy on jednak nie zmienił zdania. A nie zmienił, wręcz przeciwnie – z każdym dniem pobytu tutaj, gdy siedziała przy jego łóżku nabierał pewności, że postąpił słusznie. W końcu.

- Chyba nie myślisz, że na coś takiego pozwolę – powiedział dobitnie, patrząc na nią z lekko uniesionymi brwiami – Chciałbym, żebyś wróciła ze mną do domu.

Jego ton złagodniał, a oczy nabrały wyrazu, pod wpływem którego Louis zaczął z dużo większym zainteresowaniem wyglądać na korytarz, a Gemma zdała sobie sprawę, że jej paznokcie jeszcze nigdy nie były tak ciekawym obiektem obserwacji. Darcy patrzyła mu w oczy jak zahipnotyzowana. Fakt, obawiała się, że wraz z przekroczeniem progu tego szpitala wszystko wróci do do dawnej normy, ale Harry właśnie w tym momencie uświadomił jej, jak bardzo się myliła.

- Jeśli chcesz – spojrzała na niego nieśmiało, a Harry musiał stłumić w sobie odruch pokonania dystansu, który ich dzielił i rzucenia się na dziewczynę na środku szpitalnej sali.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz