Rozdział 6

2.9K 248 19
                                    

- Gdybym cię nie znał, pomyślałabym że to kac.
- Cześć... Dziś twój dowcip mnie nie ruszy - odpowiedziałem niedbale młodszemu.
- Co dziś serwuje nasza cudowna Maria? - ucałował odważnie, stojącą przy kuchni gospodynię.
- Jak zwykle wszystko... - wyprzedziłem jej odpowiedź.
- Co jest? Powrót narzeczonej cię wymęczył? - Paul usiadł na przeciw kuchennej wyspy, nalewając pomarańczowy sok do wzietej wcześniej szklanki.
- Mam problem...
- Już mi się podoba...
- Możesz być czasami poważny?
- W pracy jestem, w domu nie muszę. Ale słucham cię braciszku jak najlepszy terapeuta.
- Opowiadalem ci, że poznałem kogoś w sieci.
- Pamiętam... Zgranie dusz.
- Właśnie...
- I, że to kobieta.
- Poznałem ją...
- Już to mówiłeś.
- Poznałem ją naprawdę.
- O cholera... Ostrzegałem, że nie istnieje przyjaźń między płciami, chyba że któraś ze stron jest homo.
- Sprawa jest mocniej skomplikowana.
- Już jestem całkowicie poważny. Co cię dręczy?
- Zaczęło się niewinnie... Trafiła tu w zastępstwie Demi.
- Z NY?
- Jestem pewien, że to kłamstwo.
- Tak jak twoje o Californii.
- Posłuchaj... Jest onkologiem, pracującym w Providence. Badała naszą matkę w zastępstwie. Wróciłem wcześniej z kancelarii przyszykować się do kolacji i zauważyłem kręcące się dziecko przy naszym basenie. Zdziwiony podszedłem do drzwi, kiedy Mała zaciekawiona pływającym liściem, przechylila się i wpadła do wody. Ruszyłem na ratunek, nadal nie rozumiejąc skąd w naszym ogrodzie wzięła się kilkuletnia dziewczynka. Dopiero reanimujac Małą, pojawiła się obok spanikowana matka. Na nieszczęście, bardzo piękna Matka.
- Nie widzę jeszcze związku...
- Chwilę rozmawialiśmy, nosiłem na rękach Ave... Przecudowna siedmiolatka..
- Do mety brat.
- Wczoraj byłem w jej szpitalu. Wcześniej zdobyłem numer od Demi, żeby dowiedzieć się o jej stan. Okazało się, że ma właśnie atak doskwierajacego już wcześniej kręgosłupa... Odwiozłem ją do mieszkania. Już wcześniej kilka sugestii pasowało mi do dziewczyny z sieci. Kiedy jednak zacytowala Hemingway'a... Niedawno wyjawiła, że ma córkę, wiedziałem że jest lekarzem, że ma problemy z plecami... Przyznała też, że jest ktoś, z kim często rozmawia przez Internet. Całą noc sprawdzałem pozaznaczane w jej książkach cytaty. To jest na sto procent ona.
- Wyczuwam problem, ale czekam aż sam to nazwiesz.
- Nie wie nic o Rose.
- Więc nawet jako tylko David nie wspomniałeś, że gdyby nie choroba twojej matki, już byłbyś żonaty.
- Nie...
- Wszedłeś do mieszkania pięknej kobiety, której uratowałeś dziecko i jej samej mocno pomogłeś, nie zdradzając się ani jednym słowem, że masz już zaplanowany cały ślub.
- Dokładnie.
- Powiedz jej to teraz. Przecież to tylko, jak twierdziłeś, przyjaciółka.
- Nie widzisz w tym niczego więcej? - szukałem w bracie odrobiny wrażliwości.
- Popraw mnie jeśli się mylę... Spotkałes dziewczynę idealną w sieci, która w rzeczywistości może okazać się jeszcze bardziej idealna?
- W punkt... - jednak dostrzegł ten niuans.
- Nie kontaktuj się z nią. Nie dowiesz się tego...i daj mi do niej numer.
- Spadaj! - irytowało mnie zbyt lekkie podejście Paula do kobiet. Podrywał każdą i conajmniej raz musiał zaliczyć gorącą randkę. Jak na dwudziestooasmiolatka był mocno rozwiązły. Czasami miałem wrażenie, że tylko za sterem jachtu nabiera ogłady i jest odpowiedzialny.
- Zostaw to... Masz piękną narzeczoną, która pewnie zaplanowała już waszą przyszłość na najbliższe sto lat.
- Tak powinienem zrobić...
- Nic między wami nie było?
- Skąd...
- Pytam retoryczne. Wiem, że jesteś ten porządny Hudson. Rozumiem, że kontakt w sieci też zakończysz?
- Muszę...
- Nie powinieneś nic jej tłumaczyć. Zwyczajnie napisz, że kogoś spotkałes. To najlepszy straszak.
- Nie chce jej straszyć.
- Domyślam się, czego byś chciał. Za tymi drzwiami może niczego nie być. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Znam ją lekko ponad rok... Wiem o niej prawie wszystko i właściwie nic.
- Podoba ci się wyobrażenie o...
- Patricia... De Luca.
- Ładnie... Faktycznie kusząco.
- Z krwi i kości Włoszka.
- Ooo... Wiesz jak Włoszki się kłócą. Przypomnij sobie Marie i Jackob'a. Zdecydowanie utnij to, co się nie zaczęło.
- Racja... - odsunąłem niezaczętą nawet jajecznicę, ale za to pusty kubek po lawendowej herbacie.
- Jakie pomysły na sobotę?
- Rose postanowiła wyciągnąć mnie na zakupy, włóczenie się po mieście.
- Wszystko to, czego nie lubisz.
- Jachty odpadają.
- Nie rozumiem jak można ciągle rzygać za burtę.
- Nie każda Rose jest tą z Titanica.
- Przynajmniej w tenisa lubi i umie grać.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now