Rozdział 33

2.4K 211 23
                                    

- Cześć... - przyciszonym głosem przywitałam się z Paulem, wchodząc do jego pokoju.
- Hej... - odpowiedział nieco ociężale. - Liczyłem na jakiś miły widok. Nie sądziłem, że Providence spełnia tak doskonale marzenia.
- Tani flirciaz... - spojrzeniem ganiłam  Młodego, przysiadajac na chwilę obok na krześle.
- Nigdy bym nie pomyślał, że będę pacjentem tego miejsca.
- Ciesz się, że nie mojego oddziału. Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej, jak ciebie widzę.
- Pytam poważnie.
- Cóż... mocno obolały. Modelem też już raczej nie zostanę.
- Daj spokój... wiesz jak blizny działają na kobiety?
- Jak?
- Złote medale, szybkie samochody i luksusowe jachty.
- I ty niby należysz do takich?
- Nie. Ale jest tu sporo ciekawych pielegniarek...
- Chcesz mnie dobić... - udał właśnie śmiertelny ból.
- Wręcz przeciwnie. Mam coś dla ciebie... - wyciągnęłam z kieszeni lekarskiego uniformu iPoda i słuchawki, nachylajac się nad leżącym, włożyłam do obu uszu. W tym dwuznacznym momencie do pokoju wszedł nie kto inny jak David, mocno chyba zmieszany zastałym  widokiem. - Trzymaj się Paul... będę przychodzić. Jestem ci winna za te trzy tygodnie. Poza tym zrobię to z czystą przyjemnością. W wolnej chwili posłuchaj składanki.
- Nie wychodź... - to raczej nie było miłe dla starszego brata.
- Zaczynam dyżur. Jutro rano przyjdę sprawdzić co u ciebie...
- Pomożesz mi jeszcze zmienić pozycję? - ewidentnie droczył się z Davidem.
- Dobrze...
- Ja to zrobię - wtrącił się starszy Hudson, nie dając mi szansy.
- Cóż... trzymaj się Paul... - Tak jak zostałam zignorowana przez nowego gościa, nie otrzymując krótkiego przywitania, tak i ja nie zamierzałem raczyć go uprzejmym pożegnaniem.

- O co ci chodzi?
- Nie wiem o co pytasz... - udawałem, poprawiając nieco poduszkę Młodemu.
- Jesteś niemiły dla Patricii. Po tym co jej wykręciłeś w Nowym Jorku, mógłbyś być nieco bardziej uprzejmy.
- Do momentu kiedy nie wymyśliła, że Rose nie jest i nie była w ciąży, taki miałem zamiar.
- Powiedziała ci to tak po prostu?
- Wczoraj jak byliście operowani.
- Potwierdzałeś?
- Nie będę robił z siebie idioty. Rozmawiałem z Sandrą i w ciąży była napewno, a teraz zwyczajnie jest po wszysykim.
- To znaczy?
- Nie zostanę ojcem póki co.
- Co z wami? Tobą i Rose...
-  Teraz nie mogę jej tak zwyczajnie zostawić... Jak w ogóle doszło do wypadku?
- Rose straciła panowanie i... - Młody właśnie jęknął z bólu, próbując wykonać niekontrolowany ruch. Złamane żebra  zblokowały jego chęci.
- Jak dojedziecie do siebie, będziecie musieli złożyć zeznania.
- Jasne...
- Zajrzę do Rose i jadę do kancelarii... dasz sobie radę?
- W razie czego mam Pat.
- Jak uważasz... - najgłupsze rozwiązanie świata, pomyślałem. Udałem jednak idealną obojętność.

- I jak nowy gabinet? - pytał Brad dumny z niewielkich zmian. Właściwie mocno kosmetycznych.
- Akceptuję.
- Zdrowie?
- Fizyczne nienajgorzej, psychiczne do mocnej poprawki.
- Rozgadana jesteś... nie ma co.
- To ciężki moment w moim życiu i nie pytaj dlaczego.
- Witam koleżankę i kolegę... - Do gabinetu wkroczył uśmiechnięty Steav znów z tajemniczą koperta.
- Zaczynam sie ciebie ostatnio mocno obawiać, a jesteś ponoć tylko ortopedą - wskazałam wzrokiem na zawartość jego rąk.
- Dziś raczej dobre wieści.
- Zdrowa? - zapytał Brad.
- Jak ryba... - usiadł wygodnie młodszy lekarz w fotelu na przeciw mnie przy biurku, dając wyraźnie ordynatorowi znak, że dalsza rozmowa powinna się już odbyć między naszą dwójka.
- Dobra... rozumiem. Chodzi o ludzi po wypadku na twoim oddziale... - zrozumiał mój szef , że tematem mają być Hudsonowie. Chociaż wątpiłam mocno, żeby Steava interesowalo plotkowanie o innych, do póki sama bym nie zapytała. Niemniej Brad opuścił pokój.
- Nie chodzi o Rose i Paula...
- Nie...
- Mam zacząć panikowac?
- Wyniki, kore robiłaś przed wylotem do Nowego Jorku są w porządku... Nie zauważyłaś może ostatnio czegoś dziwnego w swoim samopoczuciu, stanie fizycznym? - zagadkowo dopytywał.
- Raczej nie... Nawet blizny ładnie się goją.
- Twoje wyniki krwi na markery rozszerzyliśmy na wszelki wypadek między innymi na beta HCG.
- I?
- Wszystkie normy zachowane, ale... Sama zobacz... - przesunął papierowy pakunek w moją stronę. Laboratoryjny wynik badań mógł sugerować jedno...
- Ciąża?
- Tak podejrzewam...
- Kurwa... - na wspartych o biurko lokciach schowałam twarz w dłoniach, licząc na to, że ta chwila wcale nie trwa. To musi być zły sen... Chociaż to... Spojrzałam jeszcze raz na wynik... - Nie dostałam okresu, ale myślałam, że to stres.
- Wątpię... Nie muszę ci mówić gdzie jest oddział ginekologiczny.
- Nie zrobię badania tutaj. Wszyscy się dowiedzą.
- Idź do Brooke. Feministka, która facetom nawet dzień dobry nie odpowiada, ale ginekolog świetny.
- Przecież ona jest jak zawodnik rugby.
- I ma mnóstwo pacjentek. Umie dotrzymać tajemnicy nie tylko jako lekarz.
- Zacznę od testu ciążowego.
- Ale gdybyś chciała jednak wiedzieć, w którym momencie swojego aktywnego życia seksualnego zmajstrowałaś  Avie rodzeństwo, to polecam usg u Brooke.
- Oszaleje...
- Tatuś mniej? - bez wyczucia zapytał.
- Jeśli się dowie, to raczej jako ostatni i może mieć problem z uwierzeniem.
- Który z Hudsonow?
- Dlaczego zakładasz, że któryś z nich? - udawałam zirytowaną.
- Mam oczy i uszy. I coś mi się wydaje, że to narzeczony panny Rose... - oznajmił z przekąsem. - Tej samej, która w ciąży nie była i nie jest...
- W co jej przyszły mąż mi nie uwierzył. Mało tego, zarzucił kłamstwo. Teraz jest jej kochającym opiekunem, a mnie ignoruje. Choć niedawno rozpływał się z miłości...
- Czyli klimat na ogłoszenie radosnej nowiny marny.
- Jak sam widzisz...
- Co zrobisz  jak potwierdzisz?  - pytanie było mocno nie na miejscu, zwłaszcza biorąc pod uwagę moje doświadczenia, ale o tym Steav nie mógł wiedzieć.
- Przytyję...
- Coraz ciekawiej w tym twoim życiu. Przynajmniej tu alimenty będziesz miała pokaźne, bo z tego co wiem, Avy ojciec zniknął.
- I bez tego dam sobie radę.
- Dobra... zbieram się. Jakby co, gratuluję i oby tym razem syn - wstał, rzucając gorzki żart.
- Daruj to poczucie humoru...
- Przynajmniej nie płaczesz jak ostatnio.
- Idź już lepiej, bo oberwiesz zszywaczem. - Steav pozwolił mi na chwilę samotności, w której kompletnie nie umiałam poukładać nawet kolejnych działań. Kupić test; umówić się do Booke lub kogoś innego; powiedzieć Demi, Avie... David? Nie pasował do tej wyliczanki. Uwierała mnie jego osoba...

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now