Rozdział 25

2.6K 216 33
                                    

- Znów na mnie patrzysz... - odezwał się, przerywając przyjemną ciszę, kiedy mogłam jeszcze przyglądać się, jak spokojnie śpi.
- Staram się upewnić, że istniejesz naprawdę... - uśmiechnęłam się lekko.
- Przestała mi doskwierac bezsenność. Nie masz pojęcia jakie to cudowne uczucie - obrócił się bardziej w moja stronę, zamykając w ciepłym uścisku.
- A wystarczyło tylko nieco cię zmęczyć...
- Myślisz, że to zasługa seksu? Ty byłaś moim lekarstwem...
- Dziękuje ci bardzo. Wypisać receptę? - uśmiechnęłam się pozbawiona.
- Już jestem uzależniony... obejdzie się - ucalowal mnie ciepło, przesuwając dłon po nagich plecach.
- W takim razie proponuję zdrowa przerwę. Pojadę do siebie, ogarnę się i wstąpie jeszcze do Demi. Chce zobaczyć się z Ava... Stęsknilam się... Zresztą jej widok doda mi więcej pewności.
- O której dokładnie zabieg?
- 03:00 PM.
- Pozalatwiam sprawy w firmie i razem pojedziemy.
- Nie musisz. Znam drogę i lekarzy...
- Pat... Jeśli nie zaakceptujesz, że będziemy teraz razem, sam się do ciebie wprowadze.
- A to by było zabawne... - rozesmialam się na myśl, jak poradziłby sobie dłużej niż jeden dzień na przestrzeni wielkości jego sypialni.
- Zapominasz, że potrafiłem z bratem i ojcem spędzić tydzień pod namiotem, kapiac się w rzece i jedząc zlowione ryby.
- To była drobnostka w porównaniu do jednego dnia z dwoma kobietami.
- Wyzywasz mnie na pojedynek?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że porwalbys się na takie szaleństwo.
- Ty nadal mnie nie doceniasz... - przeturlal się, przyciskajac swoim ciałem i wysuwając spragniona dłoń pod posladek.
- Hudson ty naprawdę wychowałes się w lesie... - zasmialam się głośniej, a mezczyzna odbierając mi głos, wtopil we mnie swój leniwy pocalunek. Dobrze zapowiadający się poranek, przerwał jednak jakiś dziwny dźwięk. Przypominający nieco sygnał telefonu. David oderwal się niechętnie spoglądając na małe urządzenie przy nocnym stoliku. - Co to?
- Videofon... - wiedział już, kto odwiedził go o tak wczesnej porze i widać było, jak bardzo nie był tym faktem pocieszony.
- Kto to? - czułam jak klimat szybko gestnieje.
- Rose... - nie powiedział już więcej.  Za sprawą swojego telefonu połączył się z urządzeniem przy wejściu i wypowiadając pierwsze słowa do gościa, wyszedł do garderoby. Zakładałam, że to właśnie jest drugie pomieszczenie, do którego droga prowadzi również z sypialni. No to robi się mocno niezręcznie... Wstałam przyszykować się do wyjścia licząc, że za kilka minut droga będzie wolna. - Załatwię to szybko... Poczekaj tu na mnie proszę... - powiedział, wychodząc ubrany, na chwilę stając za moimi plecami i bez zaproszenia zapial suwak od sukienki.
- Jesteś zły na okoliczności?
- Tak... Chciałem zrobić to w bardziej elegancki sposób.
- Rozstania nigdy nie są eleganckie... Poczekam... Idź... - przysunal na moment twarz do moich włosów i wyszedł bez słowa. Mimo wszystko postanowiłam sama usłyszeć, jak odchodzi od Rose. Po chwili wyszłam trzymając szpilki w ręce i cicho przysiadlam na pierwszym najwyższym schodku kulac nogi pod brodą.

- Witaj Rose...
- Odpuść... - nie rozumiałem. Weszła zalewając się łzami z twarzą niemusnieta makijażem.
- Co się dzieje?
- Co się dzieje? Nie radzę sobie... Odbija mi...
- O czym ty mówisz? - patrzyłem na chlipiaca kobietę.
- Proszę... - podała mi jakiś medyczny kwit z lekarską pieczątką.
- Co to znaczy?
- Jestem w ciąży David... - wybuch histerii był już tak niekontrolowany, że automatycznie wtulajac się w moje ramiona, wymusiła wzajemnośc.
- Od kiedy? - Kurwa! Nie wierzyłem...
- Wyniki są sprzed dwóch dni. Podejrzewałam coś wcześniej. Moje nastroje, wybuchy, niekontolowna tkliwosc...
- Przecież bierzesz zastrzyki...
- Raz przesunelam wizytę... Wtedy jak poleciałam do Nowego Jorku załatwiać kontrakt. Wróciłam, a my... David, ja tego nie udzwigne. Obiecaj, że damy radę. Ja nie chciałam mieć dzieci, więc być może to jakiś cud, który jeszcze bardziej ma scementowac nasza miłość.
- Rose... Ale to pewne?
- David tu jest pieczątka twojej kuzynki, która jest moim gunekologiem. Zadzwoń do niej, jeśli potrzebujesz medycznych objaśnien. Wiem, że jesteś zaskoczony. Tak samo jak ja. Nikt tego nie planował. Ja nawet o tym nie myslalam. Teraz wiem, że to znak. Powinniśmy przestać zwlekać ze ślubem i zacząć podejmować ważne decyzje. Sam mówiłeś, że jestem dla ciebie najważniejsza kobieta na świecie i nie wyobrażasz sobie życia beze mnie. Teraz chyba rozumiesz, że w sytuacji pojawienia się dziecka... - tulila się do mnie jeszcze mocniej, a ja myślałem tylko o tym, że tam na górze znajduje się moje odpływające szczęście. - Powtórz kolejny raz, że mnie kochasz, bo oszaleje...
- Kocham cię.... - Co ja pierdole?! Kocham Pat! Kurwa!
- Na piątek jesteśmy umówieni na wizytę do Sandry... - uspakajala powoli płacz, ocierając łzy, a ja łamałem się pod ciężarem swoich porażek. Pierdolony cud...
- Dobrze... pójdziemy razem.
- Przepraszam za tę scenę płaczu. Nie panuje nad sobą... - odsunela się, wycierając twarz do końca. - Wybacz, że ostatnio zachowuje się jak kretynka. Za ta scenę z córką lekarki też. Przeprosze oczywiście obie przy najbliższej okazji. Uuuuuu...  - westchnela, uspokajając już emocje. - Wyglądam okropnie. Wracam do siebie doprowadzić się do porządku przed pracą. David?
- Tak? - nadal stałem jak słup soli, kompletnie nie znajdując w sobie właściwych reakcji.
- Kocham cię i wiem, że ty mnie też. Wszystko ulozymy... Uda nam się.
- Tak...
- Cieszysz się? Zawsze chciałeś być ojcem.
- Cieszę się... - wykrzesalem nawet uśmiech.
- Nie reagujesz jakoś ekspresyjnie...
- Szok... to po prostu zaskoczenie... - dłonią gladzilem czoło, szukając grzechu, za który spotykają mnie właśnie takie życiowe komplikacje.
- Do zobaczenia w kancelarii... - kobieta podeszła jeszcze na moment, calujac mnie energicznie. I po raz pierwszy nie poczułem nic. Jak zatem miałem godzić się na wspólne życie? Dziecko... Moje, ze mnie, z mojej krwi... 

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now