Rozdział 19

2.6K 236 26
                                    

- Co taka wściekła? - wyszedł na wprost mnie Paul, odrywając się od grupy rozmówców, w której między innymi stał Drake.
- Zasługa twojego braciszka - zatrzymałam się tuż przy nim.
- Mówiłem, że pomysł z psem jest zbyt kłopotliwy. Ale on nigdy nie słucha młodszego brata.
- Mam nadzieję, że ten twój mniej się rusza.
- Mało tego, można go powiesić w miejscu.
- Powiesić? Obraz?
- Trochę mniejszy niż ten, który ci się spodobał, ale o wiele bardziej urokliwy.
- Namalowałeś Avie obraz?
- Chodź, pokażę ci... - chwycił mnie lekko za rękę i zabrał w głąb gości do stołu, który przygotowano na upominki.
- Czyli wcale nie czekałeś na sygnał ode mnie tamtego dnia. Byłeś zajęty malowaniem.
- Rozszyfrowałaś mnie. I wiesz co? Znów to polubiłem... - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Gdzieś tu jest... - szukał w okazałej górze papierowych toreb. - O! Mam... Zamknij oczy.
- Paul... bądź poważny.
- To są urodziny dziecka, a nie lekarskie sympozjum. Zamykaj!
- Już dobrze. Zamknęłam... - mój nastrój wprawdzie nie dodawał mi ochoty na zabawy, ale przy mężczyźnie nie umiałam się dąsać.
- Trzy, dwa, jeden... już!
- Wow... - tylko tyle póki co mogłam wydobyć z siebie. - Skąd? Jakim cudem? - pytałam trzymając płótno wielkości sporej shopperki w obu rękach.
- Trochę pomogła Camilla.
- Zatem Paul... wygrałeś konkurs na najlepszy prezent dzisiejszego dnia.
- Poważnie ci się podoba?
- Pytasz jeszcze? - retorycznie stawiałam zapytanie. Patrząc na mój wspólny portret z córką, miałam właściwie teraz najpiękniejsze wspomnienie zamknięte w kilku pociągnięciach pędzlem. - Dlaczego akurat to zdjęcie? - skojarzyłam fotografię, z której musiał przenieść kadr, a które wisiało na mojej korkowej tablicy w gabinecie.
- Camilla dała mi kilka, dorzuciła parę własnych, ale na tym obie jesteście dla mnie wyjątkowo magiczne. Nie umie tego wyjaśnić...
- To Włochy... Byłyśmy na wakacjach w tamtym roku w Rzymie. Tego dnia pokazałam Avie grób jej prababci i dom, w którym mieszkała... To był dzień szczególnych powrotów. Rozpoznała?
- Bezbłędnie i spodobał jej się. Przez chwilę myślałem, że to mało ciekawe dla siedmiolatki, ale z drugiej strony za mało ją znam, żeby trafić w coś bardzo w jej guście.
- Trafiłeś idealnie. Będzie mogła rosnąć z tym prezentem i zawsze będzie pasował do jej życia. Zabawki kiedyś porzuci, z sukienek wyrośnie, a obraz... Dziękuję też w swoim imieniu... - znów zamyśliłam się nad tym ile dobrych rzeczy mam już za sobą. Smutno mi było z tym, że Erica nie dożyła tych czasów.
- Pat? To chyba Ava... - wyrwał mnie Paul z zadumy, zwracając uwagę na głośny płacz dziecka.
- O Boże.... - oboje ruszyliśmy do środka, znajdując się z gości właściwie najbliżej. Gdy dotarliśmy do salonu niejasna scena rozgrywająca się pomiędzy kilkoma osobami, niewiele mi mówiła. Poza tym, że  moje dziecko zanosiło się dzikim płaczem. - Ava? Kochanie co się stało? - spojrzałam jeszcze niepewnie na stojącą niedaleko Rose, ale dziecko niewiele było w stanie powiedzieć. - Co jej zrobiłaś?! - odważnie zapytałam kobietę,  doszukując się, że to może być jej sprawka. Zresztą widoczne na jej twarzy emocje mogły dowodzić, że brała w tym udział.
- Uderzyłam ją w twarz. Ta mała... gówniara za wiele sobie pozwala! - krzyknęła z ostatnim słowem.
- Coś ty zrobiła?! - wstałam teraz rozjuszona do granic możliwości, zauważając kątem oka, że dotarł do nas David. - Jeśli kiedykolwiek zobaczę cię jeszcze w pobliżu mojego dziecka, zapewniam, że wyrwę ci wszystkie twoje przedłużone włosy i nie omieszkam potraktować cię tak, jak ty ją. A teraz zabieraj ten swój tyłek i wynoś się! 
- Musiałabyś usłyszeć co ona powiedziała... - twardo próbowała bronić swojej racji.
- To jest dziecko! Rozumiesz? Dziecko! Wynocha!!! - palcem wyciągniętej ręki wyprosiłam jednoznacznie kobietę z domu.
- Nikt nie będzie się do mnie tak odnosił. Bez znaczenia, czy ma siedem, czy trzydzieści siedem lat! - wrzeszczała teraz do mnie. - Są dzieciaki, którym zwyczajnie należy się lanie i twojej niewyparzonej córeczce dałam właśnie darmową lekcję dobrego wychowania.
- Rose! Wychodzimy! - energicznie podszedł do kobiety David, chwytając ją za ramię i szybko wyprowadzając z naszego pola widzenia.
- Co to było? - powoli podeszła do mnie pytając Demi i Paul z Avą na rękach.
- Cóż... Nie zostaniemy z Rose koleżankami. Muszę się napić... - pogłaskałam spokojniejszą córkę po plecach i odeszłam nieco bardziej już opanowana do kuchni, żeby nabrać jeszcze więcej równowagi i nieco ochłonąć.

BIAŁE NOCEजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें