Rozdział 20

2.9K 223 16
                                    

Byłam pijana... Upiłam się jak nastolatka na szkolnej prywatce. I zabawne było to, że wszystko mi się w tym stanie podobało. Leżałam rozciągnięta na pościelonym łóżku, zachwycając się swoimi palcami u stóp i gładkimi nogami wystającymi spod krótkiej satynowej czarnej koszulki. Brzmiący w tle Maitre Gims i jego energiczne francuskie "Bella" było takie nie o mnie, że uwielbiałam po prostu tego artystę i tę piosenkę. Do tego pół wypitej butelki białego wina idealnie wygładziło złe myśli do tego stopnia, że  znów zaczęłam przeglądać oferty nieruchomości w okolicy. Odrzucając wszystkie czarne scenariusze,  odnalazłam swoją strefę relaksu. Odłożyłam wreszcie laptopa zupełnie na bok, odstawiłam lampkę jeszcze z łykiem alkoholu i owinęłam się kołdrą tworząc z niej wypełnienie między moimi nogami. Zamknęłam oczy, czekając na ciekawe sny. I zaczęłam niepewnie zastanawiać się czyżby pierwszy nadszedł już tak szybko... Pukanie do drzwi? Spojrzałam na telefon. 2:00 AM. Przymglona lampka na komodzie nadal była dowodem, że jeszcze tkwię po realnej stronie. Znów ciche pukanie...

- Sąsiadka? Co znowu? - wstałam leniwie, zakładając, że staruszka spod dziewiętnastki ma kolejny problem z kablówką.  Podeszłam jeszcze sięgając do wizjera, ale lekkie zmęczenie i wino nie dostarczały ostrego spojrzenia. Bez obaw o blok z domofonem, do którego o tej porze trzeba znać kod, otworzyłam drzwi. - Jezu... - i wytrzeźwiałam natychmiast. Przynajmniej znacznie.
- Witaj Pat.
- Ty masz jakiś problem ze sobą?
- Mam problem z tobą... - bez zaproszenia wtargnął do mojego mieszkania.
- Przypominam ci, że jest już niedziela i wcale cię nie zaprosiłam do środka - zamknęłam mimo wszystko drzwi, licząc na to, że mężczyzna sam wyjdzie za chwilę.
- Musiałem tu się zjawić i cię przeprosić.
- O cokolwiek ci chodzi, wybaczam. Możesz odejść - machnęłam ręką i podeszłam do dzbanka z wodą, nalewając sobie trochę do szklanki.
- Pokłóciłem się z Rose.
- Nie jest mi przykro, ale to wasze sprawy.
- Uważam, że postąpiła podle i kazałem jej przeprosić Avę.
- Próbujesz wychować dorosłą kobietę? Gratuluję trafnych wyborów - byłam pyskata jak nigdy.
- Przepraszam za to, ze powiedziałem jej o tobie. Wspomniałem o chorobie, chcąc ją jakoś przekonać do pójścia ze mną. To miało być nasze ostatnie spotkanie. Chciałem żeby wszystko miało właściwy układ: ja z nią, ty z Avą, Paul...
- Wiesz David... żal mi ciebie. Masz trzydzieści osiem lat, a jest w tobie więcej z dziecka, niż zarzucasz swojemu bratu. Ciągłe te twoje pobożne życzenia. Zwiążesz się z kobietą, która nie znosi dzieci, mało tego, ma skłonności do przemocy wobec nich, ale liczysz, że to tylko jej chwilowa niechęć. Chciałbyś mieć jednocześnie u boku kogoś, kogo będą zazdrościć ci koledzy i kogoś, kto pasuje do twojej duszy. Póki co, Rose spełnia tylko jeden warunek. Być może pasuje do twojego ciała, ale do duszy nie. Być może kochasz ją sercem, ale mijasz się z nią w marzeniach, w których ona sama się nie widzi. 
- Po co mi mówisz to wszystko? - stanął zbyt blisko.
- Bo mogę. Nie zależy mi na twojej przyjaźni, skoro nie potrafisz dochować nawet tajemnicy. 
- Piłaś? - dostrzegł stojącą na nocnym stoliku butelkę.
- Sherlok... i co z tego? Jestem dorosła i wolno mi. Poza tym twoja wizyta właśnie dobiegła końca.
- Otwierasz mi w tym stroju i liczysz na to, że tak łatwo się mnie pozbędziesz?
- Hudson nie zapędzaj się. Gdybyś mnie uprzedził, ubrałabym lekarski uniform, żeby nie nadwyrężać twojego męskiego libido. Poza tym zastanów się jak to brzmi w obliczu tego, czego doświadczyłam. Idiota... - zostawiając go samego w strefie kuchennej, wróciłam do łóżka, naciągając do połowy na siebie kołdrę. Poczułam kiedy usiadł obok...
- Przepraszam...
- Twoimi przepraszam oblepię sobie lodówkę.
- Przepraszam za to, że nie umiem o tobie zapomnieć, za to, że nie potrafię wybrać, zdecydować się. Patricia... Nie chcę cię stracić, choć rozstanie byłoby pewnie najrozsądniejsze. 
- Co chcesz usłyszeć?
- Że naprawdę się na mnie nie złościsz.
- Nie złoszczę się .... - odpowiedziałam odwrócona plecami.
- Mogę zostać na noc?
- Czy ty nie przesadzasz?! - uniosłam się wyżej, opierając o wezgłowie łóżka i spoglądając na mężczyznę. Dodatkowo naciągnęłam kołdrę na wysokość biustu, żeby zasłonić spory dekolt.
- Przecież możesz mi zaufać.
- Raz ci zaufałam...
- Małe potknięcie... Mogę?
- Po co niby?
- Lecę w południe do... muszę zrealizować kilka rzeczy w innym mieście. Miałem w poniedziałek, ale chcę coś załatwić wcześniej. Zatem muszę  być pewien, że między nami wszystko w porządku.
- I noc tutaj ma cię w tym upewnić?
- Dokładnie.
- I gdzie zamierzasz spać? Avy łóżko jest za małe nawet dla mnie.
- Położę się obok ciebie.
- David... to niedorzeczne. Wracaj do siebie.
- Boisz się mnie, czy siebie?
- Naprawdę mało mnie znasz.
- W takim razie zrób mi miejsce... - wstał i zaczął sprawnie ściągać z siebie ubranie.
- Nie wierzę... - zakryłam oczy dłonią. - Jestem pijana, a to nie dzieje się naprawdę - przesunęłam się na bok.
- Nie bój się... ściągnąłem tylko bluzę i buty. Nie licz na nagiego mężczyznę tej nocy w swoim łóżku.
- Grzeczny chłopak. Dobranoc... I pamiętaj, jak na szkolnej kolonii. Czuje się jak zła kobieta... - dokonczyłam już nieco ciszej.
- Jasne...i nie jesteś zła.
- Hudson?
- Hmmm?
- Ty masz narzeczoną, wiesz jak to wygląda?
- Wiem... idiotycznie. I co z tego?
- Zdradzasz ją.
- Jeszcze nie... - i właśnie poczułam jego przesuwającą się dłoń na moim ramieniu.
- David...
- Tak?
- Nie możemy tego zrobić.
- Wiem... - nie przestawał mnie dotykać.
- Ja jestem po kilku lampkach wina, a ty...- obróciłam się w jego stronę żeby nadać większego znaczenia swoim słowom, ale jego ciepłe usta własnie zamknęły moje myśli. Namiętność z jaką spłynęła na mnie jego energia, mocno rozbudziła ciało. Wyczuł to szybko i ułożył wygodnie mnie pod sobą, wsuwając jedną dłoń pod moje plecy. Nie przestając całować, szukał spasowania naszych ciał. Układaliśmy się między sobą, wciągając się w wir subtelnej namiętności.
- Chcę się z tobą kochać... - wyszeptał do mojego ucha, przygryzając lekko jego płatek.
- Przecież wiesz, że nie potrafię... - wydyszałam z zamkniętymi oczami, czując nadchodzącą rozkosz i ściągający mnie w dół dawny wstyd.
- Umiesz... wiem, że umiesz. Zrobię tyle na ile mi pozwolisz... - ściągnął z siebie czarny t-shirt, ukazując doskonale wyrzeźbione ciało, które natychmiast przyciągnęło moje niepewne dłonie. Nie potrafiłam jednak oderwać ciekawskich opuszków od jego piersiowej klatki, mięśni brzucha i szerokich ramion, które zbyt zuchwale teraz zaczęłam dotykać. David widząc moje godzenie się z sytuacją, ściągnął powoli ze mnie nocną koszulkę. Automatycznie zakryłam nagi biust... Nie zniechęcił się. Zaczynając od obojczyków powoli ośmielał mnie delikatnymi pocałunkami. Gdy dotarł niżej, ręką odsunął blokadę z moich ramion. Ze wszystkim czułam się jak tracąca dziewictwo dziewczyna. I choć terapia zaleczyła umysł, ciało wciąż nie było przygotowane. Po chwili jednak pochłonięte przez dotyk Davida piersi przestały być już strefą zakazaną. Układając moje ręce tuż nad moją głową przygotował sobie pole do samotnych wędrówek po moich zmysłach. Na chwilę tylko uniósł się nieco i pozbawił szybko ciemnych jeansów zostając już tylko w bokserkach. Gdy znów ułożył się nieco niżej mojego brzucha, zwinnie znaczył śladem tajnych znaków drogę do mojego wzgórka. Wszystkie ciepłe podmuchy skoncentrowane na moich udach coraz bardziej mnie niepokoiły. - Nie denerwuj się... wszystko jest tak, jak powinno... - uspakajał, choć ja nadal nie umiałam poradzić sobie ze zgraniem własnego pożądania z gotowością ciała. Mężczyzna za to śmiało wkroczył do miejsca, w którym dawno temu pozostawiono najgorsze wspomnienia. Nie przestawał całować... Gdy poczułam wślizgujący się wyraźnie język mężczyzny, wzdrygnęłam się mocno chcąc odpuścić, ale David z refleksem chwycił moje biodra zatrzymując w aktualnej pozycji. Kontynuował... powolne ruchy wewnątrz i prześlizgujące się jego dłonie od nagich piersi do pośladków zwalniały mój umysł z kontroli. Unosiłam szczupłe ciało podsuwając już swoje wnętrze ku większej intensywności. David odczytał moją potrzebę i wzmocnił ruchy. Wracałam do siebie sprzed złych wydarzeń. Odzyskiwałam wszystkie dobre stany swojej kobiecości. Było mi aż tak dobrze, że spotęgowana przyjemność chwilami wydostawała się z cichym jękiem. Mężczyzna widząc moje uniesienie odsunął się nagle i wracając do moich ust, podzielił się smakiem z uśpionego mojego wnętrza. Wszystko było idealne.
- Wejdź we mnie teraz... - prosiłam, kiedy mokry deszcz  pocałunkow  spowił moją szyję. Być może czekał na ten moment, a być może był tak doskonały w tym co robił do tej pory tysiące razy, gdy już po chwili kompletnie nagi sięgał do rzuconego gdzieś na podłodze portfela po zabezpieczenie.
- Patrz na mnie... proszę patrz... - z uwielbieniem wyraził potrzebę naszego całkowitego kontaktu, a ja poczułam rozpierające mnie wypełnienie. David objął mnie jeszcze mocniej, wtulając w siebie jak najcenniejszą rzecz. Zastygł tylko na moment, ale po chwili wolnym falowaniem nadał właściwy rytm. Kochaliśmy się bez zbędnych komentarzy i gier. To było całkowicie cielesne szybowanie. Nie sądziłam, że mogę jeszcze odnaleźć tą przyjemność kiedykolwiek. Nie sądziłam, że zechcę by nie kończyła się kiedykolwiek. Wzmagające się podniecenie porwało nas. Wirowaliśmy między sobą nadzy bez skrępowania i zahamowań. Przeplatając dotyk z pocałunkiem skradaliśmy wzajemną rozkosz, aż wreszcie odgłos męskiego orgazmu wyrwał nas oboje z tego zaczarowanego świata. Doszłam druga. Bez takich fajerwerków, ale z satysfakcją, że na tym polu nie mam o co walczyć. Choć ponoć o tym zawsze decyduje właściwy partner. David opadł bokiem na mnie wtulając głowę w mój brzuch. - Zostaw... - zniweczył moją próbę zagarnięcia na siebie kołdry. - To było nieziemskie... - akcentując złożył pocałunek tuż przy moim pępku.
- Prawie ci wierzę... - odpowiedziałam bez przekonania.
- Pani doktor, chyba uczono Panią, że seks to coś więcej niż kamasutra w realnym wydaniu.
- Uczono mnie też, jak działają mężczyźni i ich popędy.
- Pat... naprawdę było cudownie - oparł brodę tak, aby spoglądać na mnie.
- Tobie należą się szczególne podziękowania. Odblokowałeś byłą zgwałconą.
- Nie psuj chwili. Chciałem się z tobą kochać. Seks jest dla każdego, a połączenie... dusz...ty to nazywasz duszą, nie jest dla wszystkich.
- Powinniśmy się przespać - rzuciłam, wyrywając spod mężczyzny w końcu kołdrę.
- Dobrze... Chyba pierwszy raz od dawna mam ochotę po prostu na sen - Gdy obrócona ułożyłam się tyłem, David natychmiast wtulił się w moje plecy, odgarniając moje rozpuszczone włosy na piersi. Ucałował mnie jeszcze ciepło w kark i oboje odpłynęliśmy.

***
- Przeglądasz mi się... - zaspany odezwał się zchrypialym głosem.
- Trochę...
- Czuję świeżą kawę - otworzył zaspane oczy.
- Proszę, dla ciebie też jest - podałam spory czerwony kubek z gorącym płynem. - Nie wiem jaką pijesz, więc zrobiłam taką, jak dla siebie.
- Pyszna... - patrzylismy na siebie badawczo niby zajęci piciem.
- Jest po siódmej...
- Za moment będę się zbierać. Patricia... nie miej wyrzutów. Chciałem tego i było mi naprawdę dobrze. Wiem, że oboje chcieliśmy.
- Pewnie masz rację i powinnam nawet czuć odrobinę satysfakcji, że za to co Rose zrobiła Avie, w jakiś sposób jej odplaciłam, ale...
- Nie jesteś taka i mimo wszystko gryzie cię sumienie.
- Tak. I nie umiem tego pogodzić z tym, że jednocześnie nie żałuję.
- Jesteś za dobra na ten świat.
- I powinieneś jeszcze dodać, że święta - ironizowalam.
- No biorąc pod uwagę twoje wieczorne reakcje, to nie bardzo - uśmiechnął się dwuznacznie.
- Nie ulatwiasz Hudson. Boże... przespałam się z cudzym narzeczonym.
- A ja zdradziłem Rose. Tego nie przebijesz...
- Czy ty w ogóle się tym martwisz?
- Na swój sposób.
- Bardzo oryginalnie.
- Nie żałuję i żałuję... paradoks. Z nimi radzę sobie najmniej, ale to mój kłopot.
- Rzeczowy jak cholera...
- Mam czas poukładać sobie w głowie wszystko podczas wyjazdu.
- David... nie zranisz mnie jeśli to nasze ostatnie spotkanie. To była dla mnie najlepsza rzecz, mimo okoliczności. I powinnam ci podziękować. Nadal jednak nie chcę z nikim walczyć. Mam zresztą sporo spraw, którym muszę się poświęcić.
- Zadzwonisz jutro?
- Nie wiem... Chyba po tym co się stało, wolałabym pomilczec.
- Patricia... - odstawil kubek na nocny stolik i wstał. Na szczęście w którymś momencie wcześniej założył bieliznę. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Zjemy teraz śniadanie i pomartwimy się bardziej za kilka godzin.
- Mam odgrywać sielankowa scenę dwojga kochanków?
- Trochę nimi jesteśmy - uśmiechnął się odważnie, otwierając lodówkę.
- Na co masz ochotę? Do jedzenia oczywiście... - szybko dodałam gdyby myśli mężczyzny miały zamiar powędrowac zbyt daleko. Oparłam się o blat tuż obok czekając na odpowiedź.
- Co proponujesz?
- Tosty... Zrobię ci włoskie tosty.
- Będziesz gotować w tych krótkich spodenkach, a ja popatrzę. Podoba mi się to...
- David... Na początek ubierz się bardziej. Jeśli chcesz skorzystać z łazienki, to wiesz gdzie jest. Nowa szczoteczka w kubku.
- Jak doskonali kochankowie... - rzucił komentarz i wyszedł. Uśmiechnęłam się już sama do siebie czując i absurdalnosc sytuacji, i jednocześnie odrobinę szczęścia w cudzym nieszczęściu. A w mojej łazience? Ktoś zuchwaly podspiewywal  "Tu vas me manquer" Gims'a i robił to bardzo dobrze. Musiał słyszeć muzykę w tle, gdy zasypialismy i ewidentnie znał francuski. Co za uroczy zestaw...

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now