Rozdział 8

2.8K 230 15
                                    

- Cześć... - pewnie do mojego auta podszedł właściciel czarnego Jeepa.
- Cześć... - odpowiedziałam, wyciągając w pierwszej kolejności zapakowane w błękitne pudełko pachnące babeczk.
- To miłe, że piękne kobiety same trafiają pod właściwy adres.
- Co konkretnie masz na myśli?
- Ty, ja, ten dom...
- Rozczaruje cię. Nie jestem harcerską, zbierająca na obóz w zamian za sprzedane ciastka - unioslam w geście objaśnienia lekarską torbę, którą wyciągnęłam z bagażnika. - Ale chętnie zbadam ci głowę.
- Czekaj... Wiem kim jesteś!
- Jeśli myślisz o kimś z telewizji, to pudło.
- Ty jesteś... Mama Avy! Patricia...
- Tak... zgadza się. Czy ty może... Paul?
- Bingo! Zły początek... Przepraszam - podszedł, podając rękę na przywitanie i odbierał pudełko ze słodyczami.
- Świetnie pachną...
- Jeśli masz ochotę, śmiało.
- Mogę?
- Proszę, częstuj się...
- Patrz na to... - z postawionego na murek kartonu wyciągnął jedną babeczkę owiniętą w błękitną bibułę i pewnie ugryzł, czując po chwili wpływająca na język czekoladę. Wyglądał komicznie w czarnym eleganckim garniturze i koszuli, objadając się kruszacym ciastkiem, brudząc znacznie wokół ust. Rozbawił mnie. Niby nic, a całkiem komicznie.
- Poczekaj... - zręcznością matki opiekunki wyciągnęłam z torebki mokrą chusteczkę i zaczęłam ocierać mężczyźnie brodę. Podobało mu się to wyjątkowo.
- Wyjdź za mnie.
- A ile ty chłopczyku masz lat?
- 28.
- A ja 35. Musisz szukać młodszej narzeczonej.
- To raczej ty wyglądasz przy mnie jak dziecko - miał na myśli zapewne fakt, że właśnie wspinałam się na palcach w swoich białych trampkach, kończąc właśnie mycie jego buzi.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - swobodnie zapytałam, wbijającego we mnie wzrok mężczyznę.
- Masz piegi.
- Nie podzielę się, jeśli o to chcesz zapytać.
- Tobie bardziej pasują.
- Flirtujesz ze mną?
- Nie wiem...
- Hmmm... Może powinniśmy wejść. Właściwie jestem tu dla twojej mamy. Poprosiła Demi...
- Wiem. Mówiła nam.
- W takim razie nie muszę się tłumaczyć.
- Mogę cię odprowadzić do niej.

- Zawsze jesteś taki miły? - zapytałam, pokonując pierwszy stopień długich schodów.
- Dla kobiet owszem.
- Aaaa... Mam coś dla ciebie.
- Lubię konkrety...
- Paul. Nie jestem z tego zbioru.
- Jakiego?
- Dziewczyn, które się podrywa.
- Szybki kubel zimnej wody.
- Oszczędność czasu... Proszę - już na popietrze udało mi się wreszcie wydobyć zaproszenie. - To na urodziny Avy. Wie jednak, że macie prawo się nie pojawić. Zrozumie.
- Chyba żartujesz! Nie opuszczę takiej domówki.
- Poważnie?
- Oczywiście. Ubiorę najlepszy garnitur.
- Może jednak coś mniej wyjściowego. To przyjęcie w ogrodzie.
- Mam też dres. Setkę dresów - zaśmiał się lekko.
- Idealnie... Przekażesz Davidowi?
- Co ma mi przekazać? - pytał wchodzący za nami obecny. Obróciłam się wystraszona, a młodszy brat bardziej zaciekawiony. Oglądanie go w garniturze i śnieżnobiałej koszuli nie było najłatwiejszą czynnością, ale trzymałam fason.
- Zaproszenie dla ciebie i Rose. Przepraszam, nie znałyśmy jej nazwiska.
- Było trzeba wpisać Hudson... - wtrącił Paul, a David spojrzeniem rzucił nieme "zamknij się!".
- Jest w porządku... - ocenił, zaglądając do karnetu.
- W takim razie ja idę do pracy, a wy panowie jeśli uznacie, że w niczym wam to nie przeszkadza, pojawicie się w sobotę na urodzinach mojej córki. Oczywiście z Rose... - podkreśliłam, uznając zastany układ za właściwy.
- Patricia... - chciał coś dodać David.
- Wszystko jest jak należy - chciałam tymi słowami odciążyć mężczyznę. - Paul miło było cię poznać.
- Tak miło, że się ze mną umówisz?
- Tak miło, że osobiście ukroję ci kawałek tortu w sobotę. Trzymajcie się i do zobaczenia. - Nie oglądałam się więcej. Żeby nieutracic resztek równowagi, udałam się od razu do pokoju seniorki. Przed drzwiami tylko dźwięk nadchodzącej wiadomości wstrzymał mnie na moment.

Vento: Ciągle tu jestem... Myślałem o tobie. To najslodsze zdjęcie jakie widziałem. Niemal poczułem ich doskonały smak...

Ja: Później oberwiesz za milczenie. Praca...

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now