Rozdział 36

2.9K 229 6
                                    

- Patricia... - rzuciła mi się na szyję Demi, jakbym wróciła co najmniej z wycieczki dookoła świata. - Wszystko dobrze? - gładziła mnie po ramionach.
- Nic nie jest dobrze... - odsunęłam się, przechodząc w głąb domu.
- Ava! - krzyknęłam za swoim dzieckiem. Szybko zbiegła wesoła z piętra z małą Sorpresa drepczącą za jej nóżkami.
- Mami! - wtulona już w moje nogi witała  się jak zwykle. Nie rozumiała mojej szczególnej czułości, a ja jako matka odganiałam najgorsze z możliwych scenariuszy. - David? - zapytała zdziwiona, wychylajac śmiesznie głowę zza mnie wprost na mężczyznę.
- Część Mała...
- Czy wy z Davidem znowu się lubicie? - zadała mi potajemnie pytanie.
- Trochę... - wiedziałam, że słyszy.
- Co byś powiedziała, gdybyśmy razem zamieszkali? - mężczyzna śmiało zapytał dziewczynkę, przyklekajac tuż przy niej.
- U nas?
- Gdziekolwiek...
- U nas nie możemy. Cztery osoby się nie pomieszczą... - właśnie zdałam sobie sprawę, że Ava sprzedaje łatwo moją  tajemnicę.
- Cztery? Raczej trzy... - trzymając dziewczynkę dłonią za usta,  próbowałam zapobiec małej katastrofie. Ta jednak zaprzeczajac ruchem głowy, na paluszkach uniesionej rączki pokazywała wyraźną czwórkę.
- O czym ona mówi? - zaniepokoił się mężczyzna, szukając pewnie w głowie momentu, który przeoczył, a w którym ja wprowadziłam kogoś do naszego życia, do mojego życia.
- Daj spokój... fantazje dziecka....
- Mami jest w ciąży! - krzyknęła, wysuwając się na chwilę spod ręki.
- Ava! - próbowałam nadal uciszyć córkę, dostrzegając jak komicznie to wszystko wygląda.
- No to kop się teraz z tym... -  skomentowała stojąca obok mężczyzny przyjaciółka, zabierając jednocześnie dziewczynkę z moich ramion.
- Z tobą David! - dorzuciło jeszcze moje czekoladowe inteligentne szczęście prawie za rogiem. Widziałam tylko jak Demi daje jej wyraźny znak, że jej rola w tym przedstawieniu dobiegła końca.
- To prawda? - zapytał Hudson, a ja trzymając ręce w kieszeniach oliwkowej szmizjerki, zastanawiałam się jak zawrócić ten moment.
- Nie istotne... - próbowałam odgonić trudne pytanie i już zamierzałam wykonać obrót, ale adwokat zdążył złapać mnie za ramię.
- Pytam, czy to prawda.
- Jestem w ciąży. Tyle... z tobą i nie mam wątpliwości. Przy moim trybie życia pozostawałoby tylko niepokalane poczęcie.
- Ile?
- Jedno.
- Ile czasu?
- Około sześć tygodni.
- Nieźle... - Wsunął obie dłonie w dłuższe włosy, opierając je przez moment na głowie.
- No. To zawsze lepsza reakcja niż "nie wierzę". Nie oczekuję współpracy, gdybyś czuł niepokoj. Jestem świetna w samotnym macierzyństwie. Jeśli potrzebujesz dowodów...
- Możesz przestać!? Od kiedy wiesz?
- Dwa dni...
- Dlaczego...?
- W szpitalu poznałam poziom twojego zaufania do mnie, więc...
- Patricia... - podszedł teraz z czułością, obejmujac mnie w pasie i znów zanurzajac się w moich włosach.
- Hudson... koniecznie muszę pod prysznic i szczoteczką do zębów też nie pogardzę - próbowałam się wydostać z uścisku.
- Poczekaj... Próbuję oswoić się z myślą, że  naprawdę zostanę ojcem.
- W takim razie... - udało mi się wreszcie wyswobodzic i dojść do rzuconej w korytarzu torebki . - Popatrz sobie na to, a ja idę do łazienki..  - wręczyłam mężczyźnie pierwsze zdjęcie usg i wynik z krwi. Z lekkim przerażeniem przejął dwie niewielkie kartki,  odszukując znaczenie zapisanych na nich informacji. Zostawiłam go samego. Cóż... nie tak wyobrażałam sobie tę wielką chwilę, ale przynajmniej o jedna tajemnicę mniej.

***
- Co tam Karl? - włączyłem zestaw głośnomówiący w samochodzie ojca.
- Sprawdziłem kilka rzeczy...
- Mów! - nie chciałem mieć więcej tajemnic przed Patricia.
- Rose faktycznie nie była w ciąży. Wynik z Providence jest nie do podważenia. Osobiście rozmawiałem z lekarzem. Nadmieniłem,  że jestem  pełnomocnikiem firmy ubezpieczeniowej i chodzi o kwestie odszkodowania. Druga kwestia to dlaczego Sandra sfałszowala wyniki. Otóż ciekawostką jest, że dobra koleżanka Rose prowadziła sprawę, w której wypłynęły nielegalne aborcje twojej kuzyneczki. Łatwo o nacisk. Zastanawiające, że ta ciąża wypłynęła właśnie wtedy, jak poznałes Pat, co?
- Demi sugerowala, że Paul... - wtrąciła  odważnie Pat.
- On wiedział o nas... - potwierdziłem, że jest to jakiś trop.
- To by było logiczne. Ale dowiesz się tego tylko od niego. Ruez sprawdzony. Jest w Seattle, ale spotkanie to czysty przypadek. Załatwia swoje biznesy. Pewnie musi się odkuć po tym, co ci przelał Pat. Facet, który podłożył ładunek natomiast jest stąd i właśnie zwijają  go na dołek. Tu dopiero można poznać tajemnicę, kto upatrzył sobie Patricie na cel.
- Dzięki Karl... Teraz powinieneś mi chyba pogratulować - podpuszczałem przyjaciela.
- Tego, że zostaniesz ojcem?
- A ty skąd wiesz?!
- Jestem świetny jeśli chodzi o słuchanie kobiet - zaśmiał się głośniej. - Dokąd teraz się wybieracie?
- Dom na wzgórzu... w czwórkę - śmiałem się bo, właśnie uświadomiłem sobie, że teraz wyglądamy jak nieco zamożniejsza rodzinka ze śpiącym siedmioletnim kreciolkiem na tylnej kanapie i czuwajacym obok puchatym pieskiem. Nie wspomnę, że fakt mojej produkcji w brzuchu Pat dodatkowo łechtał ego.
- Dacie sobie radę sami?
- Dwóch ochroniarzy i pomoc domowa jakoś umilą nam pobyt.
- Dalszy plan?
- Zostaniemy do jutra. Patricia musi ustawić swoje plany, ale chciałbym zjechać do centrum dopiero w poludnie. Małe wagary do dwunastej.
- Dowiem się zatem, czy wypłynęło nazwisko zleceniodawcy wybuchu. Jutro wrócę do NY.
- Jesteś świetnym przyjacielem.
- Ty też... szoda tylko, że czasami glupszym... - kobieta z Karlem wybuchneli tlumionym śmiechem, a ja zakończyłem połączenie.
- Ha, ha, ha... - z ironią podsumowałem.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now