Rozdział 37

3K 231 12
                                    

- David... - ospalym głosem przywitała się ze mną Rose.
- Cześć - chłodno odpowiedziałem.
- Nie było ciebie wczoraj... Tak się bałam... - wyciągnęła rękę przywołując mnie do siebie. - Wiesz co tu się działo?
- Tak wiem... - usiadłem obok na krześle powstrzymujac się przed bliskością.
- Co tak cię zajęło?
- Ten ładunek podłożono w aucie Patricii. Musiałem jej pomóc... - właśnie wyjaśniłem swoje zajęcie z wczoraj.
- Znowu ona? Czas najwyższy chyba wykluczyć ja z naszego życia- powiedziała z widoczną złością.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać...
- Tak, wiem... trzeba teraz odłożyć ten ślub. Myślę, że dwa miesiące...
- Nie będzie żadnego ślubu. To znaczy naszego nie będzie.
- O czym ty mówisz?
- Oklamalas mnie... Po co?
- W czym niby?
- Nie sil się. Wiem, że nie byłaś w ciąży. Nie rozumiem tylko w jakim celu posunelas się aż tak daleko.
- David... - ciężko westchnela, a jej oczy niebezpiecznie się zaszklily. - Czułam, że zaczynasz mi się wymykać. Krążyła wokół ciebie ta kobieta, a ty z dobrego serca dawales jej się wciągnąć do tego ciasnego światka. Nawet ta mała fascynacja irytowała mnie jak cholera. Zrobiłam to ze strachu, że cie stracę. Wiem, że nic nie usprawiedliwia kłamstwa... - jej już wyraźnie mokre policzki sprawiły mi przykrość i chwilowa ochotę na objęcie, pocieszenie, oraz okazanie że w zasadzie się nie zloszcze. Musiałem jednak zachować ten powód w głowie, dla którego tu przyszedłem. Nie chciałem ulec...
- Nie wierzę ci... Tak się nie robi komuś z kim jest się tyle lat. Poza tym, kiedy uderzyłas Ave i wyjawilas, że posiadanie dla dzieci jest problemem, już wtedy poczułem jak niewiele nas łączy.
- Nie mów tak... kochamy się, wiemy o sobie wszystko, pasujemy do siebie... - zaczęła nerwowo wymieniać.
- Zrywam nasze zaręczyny. Od tej chwili nie jesteśmy już razem.
- Proszę cie... nie zostawiaj mnie...
- Nie zaufalbym ci nigdy... - kończyłem wstajac.
- To Paul to wymyślił! Nie ja! To nie moja wina! - krzyczała historycznie.
-  Co ty do mnie mówisz?
- Ostrzegł mnie, że się kleisz do tej lekareczki i to jedyny sposób żebyś zszedł mu z drogi. Ja tylko chciałam żeby to zauroczenie minęło... Przecież kiedyś bym ci to dziecko urodzila wkońcu ...
- Paul... - zal ogarnial moje serce. - Kiedyś? To cię rozczaruje. Patricia zrobi to za niecałe osiem miesięcy.
- Ty gnoju... zdradziłes mnie?! - darla się jeszcze głośniej. - Jak mogłeś!!! Ty zdrajco!
- Uspokój się... Tak, zrobiłem to i nie cofne czasu. Tym bardziej wiem, że nie powinniśmy być razem. Nie zasługujemy na siebie.
- Niech cię szlag Hudson! - szloch był już wyraźny. - Zmarnowales mi życie... Poświęciłam tobie tyle lat.  Twoja panienka powinna wsiąść do tego pieprzonego auta i wylecieć w powietrze...
- Chamuj się... - groźnie próbowałem powstrzymać kobietę.
- Ten Nowy Jork... myślałeś, że nie domyślałam się jaki jest główny powód twojego wylotu? Co tam się może zdarzyć? Musiałam zadbać o to, że po powrocie w końcu skutecznie zejdzie ci z oczu. Już bym zadbała o to, że nie rozpaczalbys długo.
- Czy ty właśnie...? Miałaś z tym coś wspólnego?
- Wyjdź!
- Ten wybuch to twój pomysł?
- Zejdź mi z oczu! - Nie zdążyłem już dokończyć swoich dociekań. Do pokoju weszli lekarze z ojcem Rose. Bez przywitania nawet z mezczyzna, wyszedłem wściekły. Jestem kretynem rozczarowanym samym sobą. Czekała mnie jeszcze jedna bardzo ważna rozmowa.

- Cześć brat... - wszedłem do budzacego się Paula.
- Wiedziałeś o planach Rose? O tym co zamierza zrobić Patricii? - nie podarowałem Młodemu ciepłego "witaj". Nie miałem ochoty na braterskie czułości.
- Tak... - spojrzał zaskoczony tym, że znam już prawdę. - Dowiedziałem się kiedy jechaliśmy autem. Klocilismy się z Rose o to, że tak daleko nie może się posunąć, że Patricia jest dla mnie tak samo ważna, jak ty dla niej. Była w jakimś oblędzie... Sprawdziła, że nocujecie w tym samym hotelu i... Straciła panowanie nad sobą i autem. Potem ten wypadek... Byłem pewny, że to tylko jej zamiary. Głupie pomysły szalonej panny młodej. Nie sądziłem, że zdarzyła kogoś wynająć.
- Druga sprawa. To ty wymyśliłes jej ciążę?
- Cóż... - opuścił wzrok, który dla mnie był jednoznacznym przyznaniem się do winy.
- Pojebalo cie?! Ile ja ci kurwa pomogłem?! Za mało? Chciałeś spieprzyć mi życie, bo własnego nie potrafiles sobie ułożyć? Kim ty kurwa jesteś Paul?
- Wiem jak to wygląda... Ale to wszystko... - skrzuwil się z bólu - ja się też zakochałem. Chciałem być z Patricia. Dlaczego wszystko w życiu ma się należeć tylko tobie? Zawsze we wszystkim musidz być pierwszy, lepszy. Choć raz chciałem mieć coś, kogoś o czym ty mógłbyś tylko pomarzyć.
- Nie zauważyłem żebyśmy cofnęli się do dzieciństwa i brali udział w jakiś szczeniackich zawodach.
- Nigdy bym nie skrzywdził Patricii!
- Ale mnie już tak. Ożenił bym się z kimś kto mnie zawodowo okłamał, a prawdziwa matka mojego prawdziwego dziecka została by sama. Z tobą na pewno by nie była.
- Jak to?
- Właśnie tak... Pat jest ponad miesiąc w ciąży. Ze mną, gdybyś szukał w głowie kandydata.
- O kurwa... - złapał się za głowę jedna ręka.
- W rzeczy samej. Wiesz co by było, gdyby wczoraj...? Nawet nie mogę o tym mówić... - obrocilem się tyłem do łóżka Paula stając przy oknie.
- David... przepraszam. Jestem podłym bratem...
- Jesteś kurwa najgorszym bratem.
- Naprawie wszystko.
- Wiesz który raz to słyszę?
- Wiem... Tym razem będzie inaczej. Jest jeszcze jeden grzech... jakiś czas  temu, gdy byliście już razem, przespałem się Rose. Byliśmy wstawieni... To niczego nie tłumaczy. Niczego więcej nie mam na sumieniu.
- Po co mi to mówisz teraz?
- Żebyś nie miał skrupułów się z nia rozstać.
- To co chciała zrobić Pat wystarczy ma tyle żeby wywalić ja z kancelarii i nigdy więcej na nią nie patrzeć.
- Zrobisz to?
- Z przyjemnością. To samo zrobiłbym z tobą, ale niestety więzy rodzinne trudniej przerwać - Paul mimo, ze nadal byl moim bratem, przestał być moim przyjacielem.
- Przepraszam...
- Dziś nie ma to dla mnie jedzcze znaczenia. Nie wchodź mi po prostu w drogę. Z Rose już się rozstalem... - skończyłem zdanie i wyszedłem zwyczajnie rozczarowany wydawałoby się najbliższymi ludźmi.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now