Rozdział 22

3K 218 14
                                    

- Cześć Camilla... - przywitałam się z przyjaciółką, wchodząc tym razem tuż przed rozpoczęciem dyżuru.
- No cześć... Jak się trzymasz? - szybko wstała sprzed komputera, pytając konkretnie o mój stan po usłyszeniu dokładnej diagnozy dziś rano.
- Nie najgorzej... - zatrzymałam się przed recepcją i chwyciłam już podawany zbiór dokumentów.
- Coś przyszło dla ciebie niedawno i zaczynam być poważnie zazdrosna - lekkim uśmiechem próbowała rozjaśnić pochmurne niebo nad moim samopoczuciem. - Ta szpitalna recepcja powoli zaczyna zamieniać się w twoją skrytkę pocztową.
- Dla mnie? Aaaa... No tak. David...
- David? A on przypadkiem nie ukrył się ze swoją jędzowatą narzeczoną?
- Wręcz przeciwnie. Wszystko wyjaśnione. Dawaj ten mój prezent - ponaglałam gestem ręki. Sama byłam ciekawa, cóż takiego wymyślił mężczyzna. Trochę jak małe dziecko niecierpliwiace się na gwiazdkowe upominki, postukiwalam butem w miejscu.
- Nie szczególnie okazałe... - ułożyła przede mną amarantowe opakowanie wielkości pudełka czekoladek przewiązane złotą wstążką. Mimo, że byłam przekonana, że w środku nie ma niczego zbyt osobistego, postanowiłam nie dzielić się zawartością z połową medycznego personelu. Cokolwiek to miało być, z pewnością była to wiadomość na linii David - Patricia. Złapałam więc przesyłkę, chcąc oddalić się do swojego gabinetu. - Chwila! Tu, przy mnie. Chce zobaczyć jak facet błaga cię o przebaczenie za zachowanie swojej lubej.
- To raczej ona powinna przepraszać.
- Ale to adwokat przyprowadził tę kobietę na urodziny Avy.
- Camilla... nie roztrząsajmy już tego.
- To przynajmniej otwórz.
- No dobrze... - kilkoma krokami zaledwie wróciłam do blatu recepcji i energicznie odwiązałam wstążkę, docierając szybko do środka.
- Mapa Manhattanu? - równie mocno zaskoczona zapytała kobieta.
- Dziwne poczucie humoru... - nie bardzo rozumiałam intencję. Jednak kiedy wzięłam do rąk mapę, spomiędzy jej stron wysunęła się biała wąską koperta. Zdarnie udało mi się ją wczas uchwycić. Gdy rozchyliłam kieszenie papierowego opakowania, ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu ze środka wyciągnęłam dwa bilety na nowojorski balet z przyklejoną karteczką"Od Monicii Hudson z najlepszymi życzeniami urodzinowymi" i dwa dodatkowe na samolot do odległego miejsca z przyklejonym bilecikiem, na którym pięknie wykaligrafowano znany mi cytat:

"Szczęście jest czymś, co przychodzi pod wieloma postaciami, któż więc je może rozpoznać? A jednak chętnie bym wziął go trochę pod każdą postacią i zapłacił, co by żądano. Chciałbym już widzieć tę łunę świateł - myślał. Za wielu rzeczy chcę. Ale tego właśnie chcę w tej chwili". (E. Hemngway - Stary człowiek i morze ) D.H.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że uśmiecham się do tekturowego opakowania. Teraz wszystkie elementy pasowały do siebie. Jego niedawne słowa były zapowiedzią tego, że dostanę właśnie Nowy Jork, dostaniemy go z Avą. Zebrałam zgrabnie wszystkie rzeczy i nie tłumacząc zbyt wiele Camilli, odeszłam do gabinetu.

- Cudowny prezent... - bez przywitania odezwalam sie do sluchawki. Uśmiechałam się teraz mimo tak podłych okoliczności. Słysząc dodatkowo jego "Tak?" tuż po odebraniu, było mi już zupełnie dobrze.
- Moim zamiarem było wywołać twój uśmiech. W ogóle przepięknie się uśmiechasz...
- A ty mnie zawstydzasz... - głośno zareagowałam. - Cytat?
- Pasuje dosłownie to moich myśli.
- Objaśnisz kiedyś?
- Tak... Kiedy dokładnie masz operację? - zmienił dziwnie temat.
- Środa. 10:00 AM, ale nie chcę o tym mówić.
- Przepraszam. Po prostu chciałem wiedzieć. Ava z kim?
- Demi zajmie się nią do końca tygodnia. Mamy zresztą wspólną opiekunkę. Ja mogę nie dać rady. Nie wiem jak będę się czuła i na ile będę zaradna.
- A tobie kto pomoże?
- Camilla zajrzy.
- A Sorpresa?
- Pomyślę... Mam jeszcze jeden dzień.
- Dobrze...
- W obliczu wszystkiego...tęsknię. Po prostu za twoją życzliwością i cichą obecnością.
- Ja też tęsknię. Za wszystkim...
- Zaczynam pracę. Przepraszam... Miłego wieczoru - chyba robiło się między nami w tej rozmowie zbyt niebezpiecznie, a drugiej strony tak kusząco ciekawie.
- Tobie też.
- Jeszcze raz dziękuję za prezent. Twojej mamie i tobie oczywiście. Nie wiem kiedy się z nią zobaczę, więc jeśli możesz przekaż proszę. Jak już wszystko poukładam, zabiorę Avę do miasta cieni.
- Czyli niedługo.
- Wszystko się okaże. Pa...
- Pa... Pat?
- Tak?
- Tu es une étoile qui tombe du ciel pour moi et que je ne peux pas ignorer. (Jesteś dla mnie gwiazdą spadającą z nieba i nie mogę tego zignorować.)
- Nie wiem co to znaczy, ale brzmi pięknie. Jak pewnie wszystko w tym języku.
- Powiem ci, jak się zobaczymy.
- David... poukładajmy najpierw nasze światy. Myślę o tobie, ale nie utrudniajmy... - inaczej nie umiałam mu powiedzieć żeby przede wszystkim rozwiązał kwestie Rose. Z jakimikolwiek konsekwencjami dla mnie. Mimo przeciskajacych się momentami moich cichych pragnień, to były jego decyzje. Nie mogłam zasugerować wyboru, ale jedynie oczekiwać żeby się określił, w którą stronę chce pójść.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia... - Rozłączyłam się pierwsza, bo czułam, że żadne z nas nie ma ochoty na ciszę, a zwyczajnie tak należało. Tyle nostalgii wkradało się do mojej głowy. Niedawne wydarzenia i widmo operacyjnego stołu... Tyle przyczyn mogłam uznać dla tego stanu za zasadne.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now