¹.Oficerki

4.6K 427 337
                                    

       Changbin stanął przed ogromną, czarną bramą z herbem stajni na samym środku. Nieco przytłaczały go te rude, potężne mury, którymi osaczone było praktycznie całe gospodarstwo. Z tej perspektywy, stadnina nie różniła się zbytnio od zakładu poprawczego, który Changbin odwiedził już parę razy. Miał wrażenie, że staje przed murami Hadesu, nieśmiało pukając w jego drzwi z przymusu. Westchnął ciężko, poprawiając plecak na barku i pomyślał tylko, jak bardzo nie chce tu być.
- Miłego dnia w robocie — zaśmiał się Jisung, który wręcz napawał się widokiem przyjaciela, będącego w trudnej sytuacji. Dręczony jednakowoż poczuciem winy, postanowił podrzucić Seo w nowe miejsce udręki, mając nadzieję, że choć trochę załagodzi to jego gniew.
- Gdybyście mi pomogli, nie byłoby mnie tutaj. - Brunet warknął cicho w stronę kierowcy, przewracając przy tym oczami. Sam się z siebie śmiał, dopóki nie przyszedł poranek, w którym musiał wstać i wyszykować się do swojej nowej ,,pracy".
- Ile razy mamy cię za to przepraszać?
- Do usranej śmierci. Teraz zjeżdżaj stąd, bo jeszcze połączą fakty. - Na słowa Bina, Jisung bez słowa kiwnął głową i odjechał, na twarz przybierając nietęgą, nieco zmartwioną minę.

      Changbin ponownie spojrzał w stronę bramy, która wydawała się być portalem do innego świata. Tuż za tym metalem rozciągał się świat bogatych dzieciaków, które woziły swoje tyłki na koniach, które warte są więcej, niż życie ludzi na całym osiedlu, gdzie mieszkał Bin. Westchnął jeszcze raz i podszedł dwa kroki w kierunku niedużego okienka.
- Seo Changbin. Mam tutaj... pracować? - powiedział do siedzącego w murowanej budce, grubego strażnika ochrony, który właśnie popijał swoją poranną kawkę. Mężczyzna podniósł wzrok na chłopaka i zlustrował go dokładnie, aby następnie skrzywić się nieco i otworzyć furtkę, znajdującą się obok budki. Changbin kiwnął głową w geście podziękowania i wszedł na teren ośrodka, dokładnie rozglądając się dookoła. Panorama, której chłopak nie dostrzegł w nocy, była iście piękna.
- Jak będziesz wychodził... To staw się do mnie, dzieciaku. - Krzyknął w plecy Bina, a brunet jedynie podniósł dłoń i poprawił plecak na ramieniu. Oczywiście, strażnikowi chodziło o przeszukanie go, czy przypadkiem czegoś nie ukradł. W sumie chłopak mu się nie dziwił. Gdyby był strażnikiem takiego bogactwa, nie ufałby sobie. Jednak jest Seo Changbinem. Ufa tylko sobie i chłopakom ze swojej ekipy.

      Stadnina była ogromna. Samo przejście pod główną stajnię zajęło chłopakowi parę minut, a znalezienie budynku pana Lee był jeszcze trudniejsze. Soczyście zielone pastwiska ciągnęły się przez długość wjazdu, a na nich trawę skubały piękne, pełne nieodgadnionej gracji konie. Białe ściany, i rude dach wydawały się ciągnąć w nieskończoność, wraz z białymi, metalowymi barierkami, które ogradzały łąki i mniejsze wybiegi. Changbin spojrzał na kilka koni, które uniosły swoje głowy, leniwie przeżuwając wyskubaną trawę. Mierzyły go jakby drwiącym spojrzeniem, jakby również obśmiewały go za to, że dał się złapać. Po chwili jednak bez większego przejęcia opuściły głowy, wracając do przyjemnej czynności koszenia trawnika.

      Po chwili Changbin stanął przed jednym z budynków, gdzie na drzwiach wisiała żartobliwa tabliczka z napisem ,,Najlepszy właściciel - tutaj!". Chłopak jedynie skrzywił się, czując na plecach ciarki zażenowania i strachu. Już wcześniej widział pana Lee - właściciela i głównego trenera w tej stajni, jednak wtedy dzieliło ich zawsze co najmniej kilku adwokatów i policjantów, a teraz Seo musiał zmierzyć się oko w oko z człowiekiem, któremu wyrządził krzywdę. Przełknął z trudem ślinę, słysząc galopujące w piersi serce i podrapał się po boku głowy. Trudno, co ma być, to będzie. Ruszył przed siebie, choć każdy, nawet najmniejszy mięsień krzyczał, aby tego nie robił.
- Dzień dobry — powiedział, wchodząc nieco skulony do środka. Przed sporym, lakierowanym biurkiem siedział starszy, nieco posiwiały pan Lee, trzymający nos gdzieś w kartkach. Usłyszawszy głos bruneta, podniósł głowę i zmierzył go wzrokiem, łypiąc okiem zza szkieł okularów w złotawych oprawkach.
- Seo Changbin. Stawiam się punktualnie. - Pan Lee skrzywił się nieco, przypominając sobie o osobie młodocianego przestępcy. Widział w nim zdemoralizowanego nastolatka, który de facto, go okradł. Myśl, że ma tu pracować odbierała mu dobry humor i poczucie bezpieczeństwa, jednak decyzja sądu była niepodważalna, a sam przed sobą musiał przyznać, że brakowało mu rąk do pracy. Ostatecznie zyskał człowieka do brudnej roboty.
- Miałeś kiedyś kontakt z końmi, chłopcze? - Mężczyzna wstał od biurka i wyszedł z budynku, wymijając bruneta beznamiętnie. Lekko zaskoczony Changbin podreptał za nim, próbując dotrzymać mu kroku, przebierając nogami, ile tylko sił natura dała.
- Nie — odpowiedział beznamiętnie na pytanie. Starszy mężczyzna westchnął ciężko, wsuwając jedną rękę do kieszeni czarnych, sztruksowych spodni, których nogawki wcisnął w wysokie oficerki. Seo zastanawiał się tylko, jak wytrzymywał w tych skórzanych butach w taką pogodę.
- W takim razie twoja obecność tutaj jest jeszcze bardziej bez sensu. - Pan Lee wydawał się zupełnie nie ukrywać swojej niechęci do Changbina.
- To pierwsza rzecz, w której jesteśmy zgodni. - Bin nie miał zamiaru być miły. Był tu z przymusu, nie z własnej woli, gdyby nie drobny błąd, pewnie właśnie wałęsałby się gdzieś z chłopakami. Mężczyzna nie może go zwolnić, nakaz jest odgórny. Jedyne co mógł teraz zrobić pan Lee to donieść, iż Bin nie wywiązuje się ze swojej kary, co poskutkowałoby albo jej zmienieniem, albo jej wydłużeniem. 

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now