⁴₆.Przemyśl to

2.3K 246 45
                                    


      Szelest rozbrzmiał między półkami, a kolejna paczka Doritosów wpadła do niedużego, czerwonego koszyka. Przekąski sypały się jedna po drugiej, wydając coraz to nowe dźwięki. Czekolada, żelki, krakersy, kilka zupek chińskich i całkiem pokaźna kolekcja chipsów różnego rodzaju. Seungmin wydawał się szykować na tygodniowy pobyt w bunkrze albo na wieczór z laptopem i dobrą serią anime. Co prawda padło na to drugie, ale pokój winnowłosego, zamknięty na cztery spusty i dwie kłódki, był prawie jak schron, gdzie chłopak mógł chować się przed ludźmi. Bo to właśnie ich nienawidził najszczerzej w tym momencie.

- Szlag by to - mruknął pod nosem, gdy nie dojrzał na regałach swojego ulubionego Kubusia z brzoskwinią. Miał ochotę zrobić raban na cały sklep, krzycząc na ekspedientkę, że miała czelność sprzedać ostatnią butelkę, ale... no właśnie. Dlatego też musiał zadowolić się wersją z bananem, która stała tuż za brzoskwinką w rankingu "top3, najlepsze soczki". Lepiej rydz niż nic, a w sumie to nie było tak źle. Na drugie miejsce też miał ochotę, więc sięgnął po szklaną butelkę, nie zastanawiając się nad tym zbytnio. I nawet nie zauważył, że czyjaś chuda, trochę pokaleczona ręka również wyciąga się z zamiarem złapania za sok.

         Seungmin nie należał do osób przyjemnych. Dokładając do tego jeszcze zły humor, była to mieszanka wręcz wybuchowa, której nikt raczej tykać nie chciał. Aczkolwiek jednorazowe gorsze samopoczucie to pikuś, przy tym, że winnowłosy od dłuższego czasu jest niczym huragan, pustoszący dzielnice tego miasta. Dlatego, gdy cudza dłoń złapała za przedmiot, który on chciał sobie sprawić, poczuł, jak krew się w nim gotuje. Zmarszczył brwi, wykrzywił twarz w kwaśnym grymasie, a mięśnie na ramionach napiął jak lew gotujący się do skoku. Nie ważne czy to dziecko, kobieta w ciąży, zakonnica lub przypadkowy obywatel. Seungmin jest wściekły o byle co, a jego struny głosowe nie będą szczędzić sobie wysiłku.
- To chyba moje... - fuknął, jakby ostrzegając właściciela tego łapska. W końcu miłym gestem jest ostrzeżenie ofiary przed atakiem.
- Seungmin? - Na ten głos nagle zesztywniał. Zesztywniał, czując, jak serce na chwile zaprzestaje bicia, a pięść zaciska się w kieszeni. Odwrócił wściekłe spojrzenie w stronę stojącego obok, drobnego chłopaka o niebiesko-czarnych włosach.
- Jisung? - mruknął, mając wrażenie, że coś w jego środku zadrżało.

       Chłopcy nie rozmawiali ze sobą od dłuższego czasu. Odkąd Min przyjął zlecenie od Bama, Jisung nie odpowiadał na wiadomości winnowłosego. Młodszy miał wrażenie, że Han był na niego zły, iż nie poszedł w ślady jego i Changbina. W końcu mieli rzucić wszystko w pizdu i rozpocząć nowy, lepszy rozdział. A Seungmin odłączył się od tego planu, wraz z dniem, gdy Hyunjin powiedział, że nie chce go widzieć.
       Czy to było traumatyczne? Nie. Raczej nie. Może odrobinę. Min czuł jakąś mniejszą chęć do życia. Jakby Hwang zabrał ją razem ze sobą i schował w żelaznej skrzyni, którą zakopał gdzieś głęboko w lesie. Jednak ta sytuacja uświadomiła chłopakowi jedno — w jego życiu nic się nie zmieni. Wszystko będzie zawsze takie same. On, rodzice, przyjaciele. Ten sam dom, ta sama szkoła, to samo osiedle, to samo towarzystwo tylko w nieco innym wydaniu. Seungmin po wsze czasy będzie chłopakiem, który szuka uczucia na jedną noc, gdyż tak cholernie go pragnie, a zarazem tak cholernie się go boi. Co, gdyby Hwang nie kazał mu spadać na drzewo? Co, gdyby wygrał tę zabawę w kotka i myszkę, zmuszając winnowłosego do trwania przy jego boku? Nie wiadomo i nikt nigdy się nie dowie. Zbyt wiele sił targa tym młodym chłopakiem.
Nie... to raczej on, targa samym sobą.

- Dawnośmy się nie widzieli - mruknął Jisung, poprawiając okulary na swoim nosie.
- No... - bąknął niechętnie, nie wiedząc, jak ma się zachować. W końcu Han ciągle musi być zły... i to prawda. Świeżo pofarbowany granatowowłosy czuł się trochę zdradzony. Nic więcej. Aczkolwiek to uczucie było tak silne, że widziałby plamę na swym honorze, gdyby jak gdyby nigdy nic zaczął rozmawiać z Seungminem.
- Widzę, że przygotowujesz się na samotny wieczór. - Jisung nieśmiało zajrzał do plastikowego koszyka, który Min trzymał w dłoni, a który właśnie robił mu się wyjątkowo ciężki. Spotkanie było niezręczne, nawet bardzo niezręczne, ale Han nie widział innego wyjścia, niż jakoś zagadać przyjaciela. Przecież nie zacznie teraz na niego krzyczeć albo nie potraktuje, jakby byli dla siebie zupełnie obcymi osobami. Tak się po prostu nie robi...
- Tak. Tobie chyba też... - bąknął, niewiele myśląc. Próbował nie patrzeć na pucate policzki Jisunga i te wielkie, lśniące, wiewiórcze oczy, które właśnie teraz, bezwstydnie skanowały go od góry do dołu.
- Niezupełnie - mruknął granatowowłosy, spuszczając głowę, aby wbić źrenice w koszyk wypełniony słodyczami i składnikami na obiad. - Zostaję dziś na noc u Chana. Będę robić za darmową opiekunkę dla dzieci. - Na te słowa Seungmin pokiwał lekko głową, nie wiedząc zbytnio co powiedzieć. Bo w końcu co mógł powiedzieć? Że kisi się od jakiegoś czasu w domu? Że spędza czas sam ze sobą? Że czuje się tak potwornie? Że jego chęci do życia wynoszą okrągłe zero? Szczerze to chętnie spotkałby się z kimś. Poszedłby na imprezę albo chociaż porozmawiał z kimś bliskim. Jednak miał wrażenie, że przez jego ostatnią decyzję, wszyscy przyjaciele stanęli tyłem, będąc głuchymi na jakiekolwiek krzyki winnowłosego.
- Ta... - mruknął, aby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. To był chyba najlepszy moment, aby oświadczyć, że potrzebuje jeszcze kilku rzeczy na dzisiejsze, samotne świętowanie kompletnie niczego i najzwyczajniej w świecie odejść.
- Może pogadamy? - Jisung jednak wyprzedził wszelkie jego słowa, rzucając propozycję z dziwnym, sztywnym uśmiechem. I choć Seungmin twierdził, że nie mają o czym rozmawiać... zgodził się bez dyskusji ze swoim wewnętrznym ja.

             Sklep nie był dobrym miejscem na konwersację... nie na ten rodzaj konwersacji. Może i krótka, niezręczna rozmowa i szybkie "co tam u ciebie" by przeszły. Aczkolwiek Han w swoim "Może pogadamy", zawarł łyżeczkę powagi, którą Min zauważył od razu. Zresztą, tylko głupiec nie domyśliłby się, że ta rozmowa mogła być tylko przyjacielskim wymianą płytkich informacji o sobie nawzajem. Sprawa miała dość poważną wagę. Dlatego granatowowłosy oddał plastikowy koszyk swojemu partnerowi i po poinformowaniu go, że niedługo wróci, ruszył z winnowłosym w stronę niedużego, wręcz miniaturowego parku.
- To jak tam? - Jisung siedział blisko Seungmina, trzymając w dłoniach kartonik soku dla dzieci. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest za stary na coś, co ma na sobie wizerunek Kubusia Puchatka, ale Han był przeciwnego zdania. Nikt nie będzie mu mówił, co ma pić i z czym. A to, że soczek smakował najlepiej, jest zupełnie inną sprawą.
- Zaciągnąłeś mnie tu tylko po to, aby zapytać się co u mnie? - Min prychnął lekceważąco, kręcąc przy tym głową. Jego ręce wydawały się dziwnie puste, a szkoda mu było wyjmować cokolwiek z siatki, wypełnionej po brzegi słodyczami. Przecież wszystko miało zostać na wieczór.
- Na tym chyba polegają przyjacielskie rozmowy, prawda?
- Polemizowałbym, ale niech ci będzie. - Seungmin pokręcił głową, odchylając się do tyłu, by oprzeć plecy o metalowo-drewnianą ławkę. Spodziewał się jakichś wyrzutów, suszenia głowy i co nie tylko. A ta wiewiórka rzuciła tylko krótkie "co u ciebie". - Chujowo. Tyle u mnie - burknął, a Jisung skrzywił się wyraźnie, przez co wyglądał trochę jak naburmuszone dziecko. Jednak byłby głupcem, sądząc, że Min otworzy się przed nim, niczym księga i rozleje wszelki kwas, który wyżera go od środka.
- To super - mruknął Han, łapiąc między wargi zieloną słomkę i ciągnąc z kartonika kolejne łyki soku wieloowocowego. Nie umknęło to uwadze Seungminowi, który spodziewałby się raczej, że chłopak wyjmie z tylnej kieszeni paczkę papierosów i wypali na jego oczach połowę.
- Czyżby nasz kochany Jisung rzucał palenie?
- Ta - burknął, potrząsając kartonikiem i ze smutkiem stwierdzając, że jest już tylko resztka.
- Czyżby Chan wziął cię już totalnie pod pantofel? - Winnowłosy prychnął cicho, wiedząc, że starszy tak łatwo nie da sobie wydrzeć nałogu z życia. Po prostu lubił palić; smakowało mu to. I choć jego chłopak był tego przeciwnikiem, Jisung po prostu nie chciał się zmienić. A sam Chris nic nie wskóra, gdyż nigdy nikogo nie zmienisz. To on sam musi wpierw chcieć się zmienić.
- Nie, to takie moje postanowienie nowo-tygodniowe. - Za którym w dużej mierze stał Bang, ale do tego się nie przyzna.
- To chyba tak nie działa...
- W cholerę nie działa... już dziś wykopciłem pół paczki. - Cichy śmiech rozbrzmiał się pomiędzy liśćmi drzewa, pod którym siedzieli chłopcy. Atmosfera chyba powoli topniała, a zarówno jeden, jak i drugi zaczęli czuć, że dziwna bariera, która blokowała ich szczerość, nikła. Tak po prostu.
- A co u ciebie? - mruknął Seungmin, wiedząc, że to w dobrym takcie, aby zapytać.
- Lepiej. Coraz lepiej. - Jisung pokiwał głową, odwracając się w stronę Mina. Twarz granatowowłosego ciągle zdobiły pojedyncze zasinienia oraz bordowe strupy, znajdujące się na dolnej wardze i łuku brwiowym. Jednak to wszystko wyglądało o wiele lepiej, niż w dniu, gdy winnowłosy przyszedł go odwiedzić.
- To dobrze - mruknął, rozpoczynając zabawę swoimi palcami.

              Na kilka chwil zapanowała dziwna, głucha cisza, którą rozbijał tylko gwar ulic i szum liści nad głowami chłopców. Kim nie wiedział, co więcej powiedzieć, a Jisung rozważał podjęcie ważnego, choć drażliwego tematu. A może nawet i dwóch.
Han nie potrafił pogodzić się z tym, że Seungmin nie odszedł od ich wesołej ferajny. Nawet jeśli Min nie zapewniał, że to zrobi; nawet jeśli nic nie obiecywał, coś sprawiało, że trafiał go szlag, a poczucie zdrady zgniatało gardło.
- Min... - mruknął poważnie, co sprawiło, że serce Kima zadrżało. Wiewiórka będąca poważna? To nie zdarza się często. - Dlaczego zostałeś? - Oczy Hana były duże, wręcz ogromne. Swoim blaskiem wwiercały się w ciało młodszego, powodując dziwną gulę w gardle, która nie chciała iść ni w górę, ni w dół.
- To przesłuchanie? - zapytał, śmiejąc się przy tym nerwowo. Jakoś tak... bał się mówić o tym Jisungowi. Jakby nie patrzeć, jego odpowiedź sprowadzała się do "dostałem kosza i mam przez to depresję".
- Tak. To przesłuchanie, więc radzę ci nie kłamać. - Jisung ułożył wygodnie ramiona na oparciu ławki, wyciągając przy tym nogi do przodu, przez co wyglądał teraz jak żaba rozpłaszczona na liściu. Widok ten bawiłby Mina, jednakże okoliczności jakoś nie pozwalały mu się śmiać, nawet jeśli bardzo by chciał.
          Winnowłosy westchnął głęboko, aby po chwili przygryźć wargę. Niby nie ma nic do stracenia, a wręcz przeciwnie. Może jeśli rozleje tę szklankę mleka, to będzie mu lżej na skamieniałym sercu. Aczkolwiek jak to z trudnymi tematami bywa, nie jest łatwo zacząć o nich rozmawiać. Tutaj wyjątku nie było.
- Nic głębszego. Zostałem i tyle. - Jisung zmarszczył brwi, posyłając koledze spojrzenie, będące mieszanką zaskoczenia i dezorientacji.
- Tak po prostu? Zostałem, bo zostałem?
- Dokładnie. - Seungmin spoglądał przed siebie. Jego puste źrenice wpatrywały się chłodno w asfaltową ulicę. Kobiety prowadzące dzieci, nastolatkowie ze słuchawkami w uszach, jakiś mężczyzna w spranym garniturze, staruszka z grubym, przypominającym parówkę, pieskiem... i tak dalej i tak dalej. Wszyscy ci ludzie mieli swoje życie. Problemy, radości, smutki, kryzysy, poczucie niespełnienia... muszą to wszystko przeżyć, przetrwać. Wypiąć dumnie pierś przed siebie i przyjąć każdy kolejny pocisk, który wyśle na nich los. Seungmin nienawidził takiego istnienia. Dlaczego życie nie może być lekkie? Dlaczego musi być w nim tyle bólu? Dlaczego to inni wystrzelają te cholerne strzały, tylko po to, aby udupić winnowłosego?
- Czy mi się wydaje, czy ty ciągle siedzisz w tym swoim ciepłym, depresyjnym kurwidołku? - Jisung zmierzył przyjaciela wzrokiem, a Min tylko czuł w kościach, jak ten go osądza.
- To nie twój interes - burknął, czując się atakowanym. - Mam prawo przeżywać wszystko tak, jak mi się podoba.
- Jasne... masz prawo. Jednak to już trochę zbyt długo się ciągnie. Hyunjin dał ci kosza. Fakt. Smutne. Bardzo mi przykro. - Te słowa były dla Seungmina jak sól na świeże rany. - Ale nie możesz wiecznie się nad sobą użalać, skoro to i tak twoja wina. - Min skrzywił się mocno, na końcówkę zdania. "Jego wina". Cóż... to nie tak, że nie zdawał sobie z tego sprawy. Po prostu uświadamianie sobie z każdym kolejnym dniem, jak bardzo spieprzył sprawę, było bolesne... bardzo bolesne.
- Będę robił, co chciał. Ciekawe czy ty byś tak gadał, gdyby chodziło o Chana - burknął, krzyżując ramiona na piersi.
           Seungmin zawalił. Poniósł sromotną porażkę. Po prostu spieprzył sprawę po całości i nie trzeba być geniuszem, aby sobie to uświadomić. Jednak on nie potrafił inaczej. Bawienie się emocjami innych, wykorzystywanie ich i inne świństewka, które uskuteczniał na swoich "partnerach" były zbyt mocno wpisane w jego naturę. Dlatego nawet nie zauważył, że robi coś takiego osobie, na której mu zależy. Właśnie... dlaczego mu zależy? Przecież on i Hynujin znają się stosunkowo niedługo, a i nie mieli zbyt wielu okazji, aby poprowadzić jakikolwiek, głębszy dialog.

- Jesteś dziwny - burknął Jisung, krzyżując ramiona na piersi. Nie rozumiał Seungmina, ale to nie pierwszy raz, gdy tak jest. Nigdy nie potrafił pojąć idei "zabawy na jedną noc", uskutecznianej prawie co drugi dzień. Han musiał przyznać, że słysząc o Hwangu, miał nadzieję, że on i Min zejdą się na dłużej. I choć powinien mieć głęboko w nosie prywatne sprawy winnowłosego, ciężko było mu je tam mieć, gdy są przyjaciółmi.
- Wiem - mruknął Kim, spuszczając głowę, niczym zganiony piesek. - Po prostu uświadomiłem sobie, że nic się w moim życiu nie zmieni. Nic. Nigdy. - Miał okazję, ale ją zaprzepaścił. Chociaż... może jej po prostu nie wykorzystał? A co jeśli nie wiedział, jak ją wykorzystać? Zmiany są dobre. Jednak ciężko człowiekowi je podjąć.
- Jak chcesz - mruknął Han, podnosząc się do pionu. - Choć może to ty nie chcesz się zmienić. A jeśli chcesz, aby zmiany nadeszły, musisz zacząć od samego siebie. - Seungmin podniósł głowę na swojego przyjaciela z pytającym spojrzeniem, wymalowanym na pochmurnej twarzy. - Wiesz... Chan może powtarzać mi tysiąc razy, abym nie palił. Może zabierać mi te papierosy, chować je albo padać na kolana i błagać, bym rzucił. Aczkolwiek nic nie zmieni, bo ja nie chcę jeszcze tego zmienić. I może to twój problem.
- Nie potrzebuję, abyś prawił mi morały Jisung.
- Morały czy nie. To tylko taka mała konkluzja. Może trochę zajeżdża hipokryzją, ale trudno. - Han wyjął z kieszeni w połowie pustą paczkę papierosów i potrząsnął nią przed mętnymi oczami Mina. - Wiesz, że musisz się zmienić, aby Hyunjin z tobą był.
- Kto powiedział, że ja chcę z nim być? - Na te słowa granatowowłosy skrzywił się, przekręcając głowę i robiąc tę specyficzną minę, mówiącą "nie pierdol".
- Wiesz, że musisz się zmienić, ale się tego boisz, gdyż to, co nowe nie jest ci znane. Przeraża cię i tyle. Dlatego odrzucasz to, nie wiedząc jeszcze, jak może posmakować.
- Nie wiem, jak to się łączy z tematem naszej rozmowy. - Jisung wzruszył ramionami, chowając paczkę papierosów do kieszeni jeansowej, siwej kurtki. Ostatnie dni lata były dość chłodnawe.
- Po prostu nie chcesz się zmienić Minnie. A nikt tego za ciebie nie zrobi ani do tego nie zmusi. Przemyśl to.

***

             
        Changbin zacisnął palce na przedramieniu, widząc, jak Felix ostatni raz sprawdza, czy wszystko jest na miejscu. Do startu dzielił blondyna już tylko jeden zawodnik, a on właśnie wjeżdżał na parkur, będąc obserwowanym przez ciemne źrenice piegowatego.
- Zielona stacjonata, niebieski okser, szereg... - Chłopak mruczał pod nosem układ przeszkód, który musiał zapamiętać, a Changbin miał wrażenie, że i jemu ryje się to grubymi literami w pamięci. Zielona stacjonata, niebieski okser, szereg, pomarańczowa stacjonata i tak dalej i tak dalej, wszystkie jedenaście punktów.
- Dasz radę - mruknął, klepiąc szczupłe udo, osłonięte białymi bryczesami, które jakimś cudem, złapały małą, ledwie widoczną plamkę na kolanie. - Wyluzuj i będzie dobrze.
- Wiem. - Felix złapał mocniej za wodze, przez co Pentagon tupnął nogą. - To tak na wszelki wypadek - mruknął, mając na myśli powtarzanie parkuru niczym mantry. Jakoś pozwalało mu się to odstresować i nieco rozluźnić.
- Pamiętaj, co ci powiedziałem w stajni. - Changbin uśmiechnął się lekko, spoglądając na młodszego z dołu. Czuł się dość niekomfortowo, gdyż Felix na co dzień był od niego nieco wyższy, ale na Pentagonie, wydawał się gigantem.
- Że jak wygram, to stawiasz mi pizze?
- Oboje dobrze wiemy, że nie mówiłem tego na poważnie.
- Wydaje mi się, że byłeś śmiertelnie poważny.
- Śmiertelnie, to ja niedługo będę spłukany przez twój apetyt. - Brunet pokręcił głową, przewracając oczami. Czyżby blondyn zdążył już zapomnieć jego słowa? No cóż. Bywa. W stresie podobno nie rejestruje się tak dobrze informacji. Najwidoczniej ta luka później zostanie wypełniona autorskim pomysłem Felixa.
         Bramka, która wpuszczała zawodników na parkur, otworzyła się, a Lee prawie podskoczył w siodle, słysząc towarzyszący temu brzdęk. Odwrócił gwałtownie głowę w stronę wjazdu i zacisnął mocniej palce na wodzach, czując, że dreszcz spływa po jego karku. Zawody kojarzyły mu się tylko ze stresem. Aczkolwiek dawka adrenaliny, którą mu dostarczały, była jedyna w swoim rodzaju; wręcz niezastąpiona. Felix lubił rywalizować; lubił, choć nie potrafił wytłumaczyć dlaczego.
- Jedź. Powodzenia. - Changbin poklepał ostatni raz kasztanowatą, lśniącą szyję i odszedł kilka kroków w tył, aby blondyn mógł swobodnie ruszyć w stronę parkuru.
- Dzię...
- Nie dziękuj, bo zapeszysz. - Brunet przerwał mu szybko, uśmiechając się ciepło, a zarazem trochę złośliwie. Wierzył w Felixa i był nawet zdania, że jego niewartościowe "powodzenia", nie wypłynie na wynik konkursu.
        Młodszy uśmiechnął się tylko lekko, dociskając łydki do boków konia, na co ten odpowiedział pierwszymi postawionymi do przodu krokami.
- A i... - Blondyn okrążył Changbina, ciągle patrząc przed siebie, na piekielną bramę, przez którą zaraz miał przejechać. - ...pamiętam.  




a/n:
Wiem, że w Korei, zapewne nie mają czegoś takiego jak "Kubuś", ale przymrużmy oko na ten szczegół. Zbyt kocham ten soczek, aby nie wcisnąć go w tego ficzka. 

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now