⁵⁵.Masz fatalne poczucie humoru

2.1K 183 36
                                    


      Stukanie paznokci o drewniany stolik doprowadzało Woojina do szaleństwa. Czuł jakby z każdym kolejnym uderzeniem, ktoś wbijał mu nowy gwóźdź w czaszkę, przebijając ją prawie na wylot. Miętolił przydługi rękaw, słuchając serca dudniącego w uszach. Ogarniał go niepokój i dyskomfort, dlatego obrzucał spojrzeniem małe, duszne pomieszczenie, z nadzieją, że dojrzy cokolwiek, co zdoła odwrócić uwagę od tego cholernego pukania w blat. Spojrzał na podartą kanapę, stojącą naprzeciwko wejścia w kolorze wyblakłej wiśni. Niewielką półkę, która nie była odkurzana chyba od dobrego roku. Wydeptany, szarawy dywan, prawie niknący w podłodze. Prowizoryczny żyrandol, składający się z taniej, świecącej pomarańczowym światłem żarówki i papierowego klosza, zrobionego przez siostrę jednego z chłopaków. Metalowy regał z narzędziami oraz kilkoma teczkami pełnych papierów. Unoszące się w powietrzu drobinki kurzu, które przy każdym wydechu wirowały niespokojnie. Starał się nawet skupić uwagę na ostrym zapachu benzyny i papierosów, aczkolwiek nic nie okazało się bezpiecznym punktem patrzenia.

      W "pokoju obrad" zebrało się wąskie grono osób, którym BamBam nawet ufał. I choć Woojin zawsze zastanawiał się, dlaczego może tam zasiadać, wcale z tego powodu nie marudził. Po prostu był, nasłuchiwał i obserwował, licząc na nowe informacje, odnośnie sprawy Hanbina.
- Zebraliśmy się tutaj... - Świeżo pomalowany na kolor popiołu drzewnego chłopak postawił na blat nadpitą puszkę coli i pociągnął nosem. - ...by się kurwa wziąć i zajebać. - Kim uniósł brew do góry, obrzucając siedzącego na poblakłym fotelu BamBama. Miał się źle, a na pewno gorzej niż wcześniej. Przywódca ich niechlubnej bandy zwykł być raczej okazem dbającym o swoj wygląd, jednak teraz prezentował się zupełnie inaczej. Fryzura, która zazwyczaj była ułożona jakby włosek po włosku, wyglądała jak po przejściu tornada. Gładka, promienista cera, poszarzała, tracąc swój naturalny, zdrowy blask, a dwa, sine worki pod oczami, zdawały się ciążyć na powiekach chłopaka, jakby ważyły tony. Z pewnego dystansu, Woojin był nawet w stanie dojrzeć kilka popękanych naczynek oraz suchych skórek, odrywających się od ciała.
- Nie lubię pierdolenia, więc przejdź do konkretów - warknął siedzący obok Woojina chłopak, który poirytowany założył nogę na nogę i machał jedną z nich w powietrzu, jakby próbując kopnąć szarowłosego, by ten zaczął w końcu mówić. BamBam zaś tylko zaśmiał się cicho, pokazując rząd białych zębów. Obrzucił siedzących dookoła chłopców spojrzeniem, a na białkach jego oczu malował się obłęd i nutka szaleństwa. Zupełnie jakby chłopak od dłuższego czasu nie potrafił trzeźwo myśleć.
- W zeszłym tygodniu dałem Jae robotę - mruknął, znów łapiąc za czerwoną puszkę z colą i zaczął kręcić nią na boki. - I... wczoraj go zgarnęli - zaśmiał się nerwowo, stawiając puszkę na stole z taką siłą, że charakterystyczny dźwięk rozniósł się po kanciapie niczym echo.
- Jae? Siedzi? - Youngjae zamrugał podwójnie, nie wierząc własnym uszom.
- Dokładnie. - BamBam zaśmiał się nerwowo. Stracił właśnie dwóch chłopaków i całą kasę z ich roboty, a jedyne, co musieli zrobić, to zgarnąć ten cholerny samochód.

     Szarowłosemu niewątpliwe było, iż ktoś ich wsypuje. Najpierw Hanbin, potem Jae. Kto będzie następny? Kiedy ich mała organizacja upadnie? Kiedy policja dorwie się do samego BamBama, który sprawuje nad tym wszystkim piecze? Kwestia czasu. Zastanawiał się tylko, dlaczego konfident od razu nie wsypał mózgu i serca całej tej bandy.
- A to nie wszystko... - mruknął, łapiąc za palce prawej ręki i wyginając je do góry, by charakterystyczne strzyknięcie rozniosło się po ścianach kanciapy. - Jimin się wykruszyła, a za nią Wonpil, Sungjin i Mark. - Woojin widział, jak twarze jego towarzyszów bledną, przybierając lekko zielonkawego koloru. Atmosfera w mgnieniu oka zrobiła się gęsta do tego stopnia, że Kim czuł się, jakby wraz ze wdechem, nabierał do płuc gęstego, lepkiego szlamu.
- Cholerny Changbin - mruknął ledwo słyszalnie Bam, odchylając się do tyłu, by ułożyć plecy na oparciu fotela. Jednak Woojin siedział na tyle blisko, że mógł usłyszeć nawet jego ciche szepty.
- Co możemy na to poradzić? - zapytał dość niepewnie, czując dyskomfort sytuacji.

     Kim zastanawiał się nad następnym ruchem BamBama. Co wpadnie do jego głowy? Jakie myśli kotłują się za przekrwionymi, spowitymi początkami obłędu oczami? Jak postąpi człowiek, którego powieki zdają się drgać, zamiast mrugać. Woojin nie ufał mu, a resztki owego zaufania tracił z każdą kolejną sekundą, spędzoną na przyglądaniu się jego obliczu... i nie był w tym sam.
- Nie wiem... nie wiem, co możemy... na to poradzić - wyburczał, dziwnym, łamiącym się głosem. - Wzięli mnie z zaskoczenia, a potem uciekli. - Wszyscy przymarszczyli brwi na te słowa, nie rozumiejąc do końca, o co chodzi BamBamowi. Tylko Woojin zacisnął usta w wąską linię, wiedząc, że chodzi mu o grupkę uciekinierów. Ciągle jednak nie mógł pojąć, dlaczego to właśnie oni obwiniani są za zapuszkowanie Hanbina.
- Changbin, Seungmin oraz Jisung nie mają z tym nic wspólnego... wszyscy dobrze o tym wiemy. - Szatyn poczuł na sobie wzrok wszystkich par oczu, znajdujących się w pomieszczeniu. Jedne były zaskoczone, drugie malowały się beznamiętnością, a inne znudzeniem tematem Bina i Hana, którzy już dawno powinni zostać wymazani z ich świadomości. Część chłopaków na pewno wierzyła w oskarżenia BamBama lub bała się stwierdzić, że jest inaczej. Reszta trzymała swoje zdanie pod kluczem milczenia, unikając tematu. Prawdą jednak było, że stali się prekursorami opuszczania bandy.
- Kto inny mógłby to zrobić?
- A czemu mieliby to zrobić? - Woojin czuł się dziwnie w tej sytuacji. Zwykle stronił od wplątywania się w konflikty. Był raczej typem obserwatora, który po prostu lubił oglądać kłótnie innych, nie biorąc w nich udziału. A teraz? Nie wiedział nawet, czemu staje po stronie chłopaków. Czyżby czuł, że to niesprawiedliwe? Chciał dojść do prawdy? Było mu wszystko jedno, gdyż powoli wchodził w kałużę, sięgającą mu po kolana.
- Seo, Han i Kim odeszli, ale nie mieli w tym żadnego interesu, aby to robić. - Zmarszczył brwi, a BamBam przyglądał mu się zimnym, jakby odrobinę nieobecnym wzrokiem. - Zemsta? Za co mieliby się mścić? Za wciągnięcie w to bagno? Dobrze wiedzieli, na co się piszą. Złośliwość? Nikomu nie chciałoby się na to tracić energii. Jeden z drugim mają co innego w głowie. Pieniądze? Ciekawe kto by im coś za to dał. - Woojin w ostatniej chwili ugryzł się w język, aby nie napomknąć, że jest po prostu zły, iż Jisung zabrał ze sobą Chana. Wolał o tym nie wspominać. Tak na wszelki wypadek.
- Skoro nie są winni... - Bam zamrugał powoli, a kilka kosmyków szarej grzywki opadły na czoło. - ...czemu uciekli? - Kim przełkną ślinę bezgłośnie. Przecież nie powie mu, że ich wyjazd był jego pomysłem i to on ich po części do tego namówił. Spuścił więc wzrok, próbując szybko przemyśleć swoje słowa, by były one jak najkorzystniejsze.
- Sam ich zapytaj - palnął w końcu. Chłopcy chyba muszą sobie to wszystko wyjaśnić na neutralnym gruncie.

     BamBam wyprostował się nagle, unosząc brwi do góry, a matowe i przekrwione oczy błysnęły bladym, słabym światłem. Na twarz szarowłosego wkradło się zainteresowanie i odrobina brzoskwiniowego różu. Woojin dałby sobie nawet palca uciąć, że kąciki ust chłopaka drgnęły w lekkim uśmiechu, który spowodował gwałtowne tsunami ciarek na plecach szatyna.
- Wyjaśnicie to sobie... - dodał szybko Kim, mając wrażenie, że coś spierdolił. - Dialog jest ważny. - BamBam wpatrywał się w niego kilka sekund, a Woojin nie potrafił nic odczytać z jego twarzy. Zdawał się teraz nieznanym lądem, który dopiero się odkrywa, choć przecież znali go dobrze.
- Jasne. - Szybkim, gwałtownym ruchem chwycił za puszkę coli, dopijając ją do samego końca, siorbiąc przy tym cicho. Następnie zgniótł przedmiot w dłoniach, rzucając do niewielkiego pojemnika, stojącego w kącie pokoju. Aczkolwiek rzut okazał się niecelny, a aluminiowa puszka uderzyła twardo o ziemię, wydając przy tym niezwykle głośny i nieprzyjemny dźwięk. Szatyn porównałby to do gniecenia styropianu lub przejechania paznokciami po tablicy.
- Niech i tak będzie - oddał po chwili, patrząc pusto na puszkę, która poturlała się pod metalowy, zakurzony regał. - Powiedz Minho, że chcę się z nimi spotkać. - Wstał z fotela chwiejnym ruchem, jakby złapanie równowagi było trudne niczym zdobycie najwyższych, stromych, szczytów. Jego ruchy były powolne, wręcz leniwe, a zarazem gwałtowne i pełne niepokoju. Woojin tylko uniósł brwi do góry, odprowadzając go wzrokiem do drzwi, by po tym patrzeć, jak znika za pożółkłymi drzwiami. Zaraz za nim, z cichymi szeptami na ustach, wyszła reszta chłopaków, a pośród nich był Kim, który zagubił się we własnych myślach.

     Stanąwszy na świeżym powietrzu, nabrał głębokiego oddechu i westchnął beznadziejnie. Nie wiedział, co ma teraz ze sobą zrobić, dlatego po prostu stał przed warsztatem, patrząc, jak wygląda życie na ulicy.
Zbliżała się godzina piętnasta, czyli pierwszy zgiełk właśnie otulał asfalt i chodniki. Ludzie maszerowali, wracając do domów z zakupami, odbierali dzieci ze szkoły, biegli na autobus, a niektórzy zbierali się dopiero do pracy. Woojin patrzył, jak mijają się na chodniku, obrzucając krótkim, przelotnym spojrzeniem i oceniają, by po chwili zapomnieć o swoim istnieniu. On też tak robił. Każdy tak robi. Jednak gdzieś w tym wszystkim dojrzał Youngjae, który opierając się, o ogrodzenie, grzebał w telefonie, dopalając papierosa. Biała koszulka opadała luźno na ramiona chłopaka, a kieszenie czarnych, luźnych spodni wypchane były nieznajomą dla Kima zawartością.
     Woojin nie wiedział, co go tknęło... Chyba to nogi same powędrowały w stronę chłopaka, licząc na cokolwiek. Po prostu podszedł do Youngjae, rzucając ciche "hej", gdy para czekoladowych oczu uniosła się znad ekranu komórki, a usta wygięły się w lekki, przyjazny uśmiech, po chwili odpowiadając na przywitanie.
- Masz tu coś jeszcze do załatwienia? - Woojin wsunął dłonie w kieszenie.
- Czekam na Jacksona. Ma mnie podrzucić. - Brunet schował telefon do kieszeni, przyprawiając Kima o zdziwienie, że cokolwiek jeszcze się tam zmieściło. Może to magiczne spodnie, które mają kieszenie bez dna?
- Rozumiem. - Pokiwał głową, rozglądając się na boki. Rozmowa powoli robiła się niezręczna, gdy Woojinowi nie przychodziło absolutnie nic ciekawego do głowy. Czuł się, jakby jego myśli zostały wyprane z wszelkiej logiki i wartości, a słowa nie chciały wypaść z gardła.
- A ty? - Youngjae jednak kontynuował jakoś ten niezręczny dialog, zdając się całkiem wyluzowanym i spokojnym. Zupełnie jakby poprzednia rozmowa i atmosfera nie zrobiła na nim zbyt wielkiego wrażenia.
- Wracam na piechotę. Minho ma dziś coś do załatwienia, więc nie może robić mi za szofera. - Brunet zaśmiał się na te słowa, wyginając kąciki ust w serdecznym, słodkim uśmiechu. Naprawdę wyglądał na niewzruszonego, budząc podziw Woojina.
- Może gdyby tu był, nie mówiłbyś tak śmiało do Bama - mruknął cicho, pociągając nosem. Niedawno złapała go przedjesienna chrypka, a teraz doszedł do tego katar i upierdliwy, zatkany nos. Szatyn nie zwrócił jednak uwagi na lekko chropowaty głos chłopaka, a tylko poczuł pieczenie policzków i złośliwy błysk w źrenicy chłopaka przed nim. Po głębszym przemyśleniu dochodził do wniosku, że zaproponowanie spotkania to głupi pomysł. Zarazem trzymał się przekonania, że to wyśmienity sposób na zamknięcie rozdziału Changbina, Jisunga, Chana i Seungmina w życiu BamBama.
- Chyba nie powinienem był tego robić.
- Kto wie. - Youngjae wzruszył ramionami, upuszczając papierosa, a następnie gniotąc go czarnym, trochę brudnym trampkiem. - Osobiście jestem tym już trochę zmęczony.
- Kto nie jest. - Woojin westchnął cicho, przypominając sobie zmęczoną, szarą twarz i obłędne, przekrwione oczy. Ciekawe czy chłopcy wyglądają tak samo na swoim wygnaniu; czy ich oblicza też są prawie martwe, a ruchy gwałtowne, choć leniwe i wykonywane jakby w spowolnieniu. Czy ich oczy zachodzą obłędem, a wory pod oczami noszą kilogramy ciężaru?
- Jednak chłopcy mieli rację, że trzeba się stąd zwijać.
- Co masz przez to na myśli? - Jakieś auto szybko mignęło po drodze, robiąc przy tym ogrom hałasu, aż Kimowi zapiszczało w uszach. Oboje na chwilę zwrócili wzrok ku ulicy, ale gdy ich źrenice spoczęły na czarnym, suchym i rozgrzanym asfalcie, srebrnego samochodu już tam nie było.
- To... - Wskazał na budynek warsztatu, będący ich dziuplą. - ... już się wali. Nie ma tu czego szukać. A Chan dokonał najlepszego wyboru życiowego, rozstając się z BamBamem. - Przez głos starszego przemawiała kpina, jakby czuł ogromne politowanie w stosunku do odgrywających się w tym warsztacie scen. Woojin zaś zmarszczył brwi, nie rozumiejąc ostatniego zdania. Prawdą było, że ich związek zawierał zbyt wiele toksyn, a po licznych zdradach Bama, nie powinien on się nawet ubiegać o jakiekolwiek prawa do uczuć Chana. Jednak szatyn miał wrażenie, że brunetowi nie chodzi o to, a o coś zupełnie innego.
- Chris zasługuje na szczęście - mruknął, by nie trzymać zbyt długo niezręcznej ciszy.
- Masz rację... - Youngjae westchnął cicho, rozglądając się dookoła. - ...gdyby dalej został z Bamem, miałby problem nie tylko z matką ćpunką. - Po tych słowach ruszył się z miejsca, a siatka zabrzęczała, rysując drucikami po betonowym wzniesieniu. Poklepał Woojina po ramieniu w przyjacielskim geście, zaciskając usta w cienką linię, gdy młodszy stał jak kołek, unosząc brwi do góry. Po prostu zastygł w miejscu, nie wierząc do końca w ten przebieg zdarzeń.
- Kiedy? - Odwrócił się gwałtownie, gdyż Youngjae właśnie wyminął go, kierując się w stronę ulicy, gdzie zatrzymał się czarny, zakurzony samochód.
- Od dłuższego czasu. - Odpowiedział przez ramię i uniósł rękę w geście pożegnania.
Dalej było już tylko pochmurne niebo, wiszące nad głową Woojina i pędzące pod wpływem porywczego wiatru, tak jak myśli, kotłujące się w jego głowie.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now