₁₃.Ta chwila za bardzo rani

2.6K 312 30
                                    


                     Po mokrych, brązowych włosach skapywał wieczorny, letni deszcz. Dosłownie w jednej chwili, chmury przysłoniły niebo, a z szarej waty lunęła ciepła, lekka mżawka. Tyle jednak wystarczyło, aby zmoczyć czekoladową czuprynę Jisunga. Chłopak wędrował uliczkami, obrzeży miasta, między ustami trzymając przesiąkniętego wodą papierosa. Jego myśli krążyły wokół pustki. Nie myślał o niczym. Po prostu przemierzał chodniki, mając przed oczami skąpany w kryształowych kroplach świat.
                            Skręcił w mały park, który przez dzieciaki, nazywany był "Małpim Gajem'' i usiadł na pierwszej lepszej ławce. Jako dziecko często przychodził tu z Changbinem i Seungminem, aby pobawić się w jedynej piaskownicy w okolicy albo powariować na porośniętych rdzą huśtawkach i dziwnych, metalowych konstrukcjach. Życie było łatwe, gdy było się dzieciakiem i  miało się ledwie metr wzrostu. Największym problemem tych czasów było to, że ktoś właśnie kopnął w twoją piaskową budowlę (która najczęściej była po prostu usypanym kopcem z patykami powbijanymi, gdzie się dało) czy to, że ktoś zajął skrzypiącą od starości huśtawkę. Błahostki. 
- Znowu wyrzucił cię z domu? - Zamrugał, słysząc znajomy głos, który potrafił wywołać ciarki na plecach szatyna.
- Można tak powiedzieć. - Wyjął papierosa z ust i zgniótł go o starą ławkę, z której powoli schodził lakier. Nie trudno się domyślić, że pochodził z... Hm... Ciężkiej rodziny? Tak. Chyba tak. Nigdy nie określiłby jej patologiczną. W porównaniu do niektórych kolegów miał naprawdę kochającą rodzinę. Z takim wyjątkiem, że jego ojciec nie potrafi radzić sobie z problemami. Przytłaczały go, zgniatały jak prasa hydrauliczna. Wtedy sięgał po alkohol — uciekał od wszystkiego, następnie robiąc rzeczy, których później żałuje.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytał, widząc znajomą sylwetkę.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. Po prostu widziałem, że szlajasz się bez parasola i pomyślałem, że ON znów się schlał. - Chan usiadł obok, przeciągając parasol nad głowę młodszego. Gdy ojciec Jisunga wypił odpowiednio dużo, robił się agresywny, a swoją agresję wyładowywał na pierwszej, lepszej osobie. Często właśnie na swoim synu, a wtedy szatyn wymykał się po cichu z domu, aby przeczekać chwilowy zanik myślenia rodzica.
- To nie ma znaczenia - mruknął, odwracając głowę w drugą stronę, aby tylko przypadkiem nie spojrzeć na Banga.
- Długo to już trwa?
- Trochę - odpowiedział, krzyżując ramiona na piersi i wyciągając nogi. Han zupełnie nie przejmował się kroplami deszczu, które tańczyły na ziemi coraz mocniej. Nie przeszkadzały mu, więc nawet nie kłopotał się, aby zaprzątać sobie nimi głowę.
- Deszcz się nasila - mruknął Chan, rozglądając się dookoła. Każda następna kropla coraz mocniej stukała w materiał parasola. Bang spojrzał na zmokniętego nastolatka i zagryzł policzki od środka. Znali się z Jisungiem już jakiś czas. Długi czas. I przez cały ten czas, uczucia względem siebie nie ulegały zmianom.
- Jeśli chcesz, to możesz przeczekać u mnie deszcz i atak agresji ojca.
- Obejdzie się, ale dzięki.
- Nalegam.
- To przestań. - Jisung zacisnął mocniej pięści.
Po co on w ogóle tutaj przychodził? Dlaczego po prostu nie zostawił go samego ze swoimi kotłującymi się myślami. Chan choć raz powinien schować swoją matczyną naturę i pozwolić Hanowi robić głupie, może nieodpowiedzialne, rzeczy.
- Chcę ci pomóc Jisung... - westchnął bezsilnie. Od jakiegoś czasu ich relacja zepsuła się, zwiędła niczym kwiaty po suszy. Oboje dobrze wiedzieli dlaczego.
- A ja nie potrzebuję twojej pomocy.
- Przeziębisz się.
- Katar jeszcze nikogo nie zabił.
- Przestań być takim naburmuszonym dzieckiem i po prostu chodź. - Chan podniósł głos. Wiedział, że gdy tylko powie coś bardziej stanowczo, buntownicza postawa Hana zmięknie i w końcu odpuści. Zawsze tak było. Jisung udawał chojraka, ale później okazywało się, że taki z niego chojrak, jak z Changbina brat kapucyn - żaden.
- Dlaczego ci tak zależy? - zmiękł.

- Bo jesteś moim przyjacielem i próbuję się o ciebie troszczyć. - Na słowa Banga, Han westchnął cicho. Znajomy, kolega, kumpel, przyjaciel. Tutaj się zatrzymali, mimo iż chcieliby czegoś więcej.
- Dobra - mruknął, podnosząc się do pionu. - Mam tylko nadzieję, że masz coś dobrego w lodówce.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now