¹₈.Oboje się tu udusimy

2.5K 309 40
                                    

Changbin wypuścił spomiędzy warg szary, duszący kłębek dymu. Nie miał w zwyczaju palić, ale dziś była wyjątkowa okazja. Ciężar teraźniejszości powoli wgniatał go w grunt, nie pozwalając nawet na chwilę podnieść się choćby o centymetr.
Brunet podał papierosa siedzącemu obok Jisungowi, który, gdy tylko chwycił go między palce, również wsunął go między lekko spuchnięte wargi.
- Co ci powiedział? - zapytał, strzepując popiół.
- To, co zawsze - mruknął, wpatrując się w zachodzące, między sypiącymi się budynkami. Chłopcy znaleźli sobie własny kąt na dachu jednego z opuszczonych domów. Nikt tu nie chodził, nikt tu nie szperał, więc i nikt im nie przeszkadzał.
- Wytłumaczył ci to pięścią, co? - Jisung westchnął cicho, ponownie się zaciągając.
- Oboje wiemy, że łatwo nas nie puści.
- Owszem. - Wypuścił chmurę siwego dymu i podał papierosa brunetowi, który złapał go zgrabnie między palce.
- Teraz czekam, aż mi spuści wpierdol - zaśmiał się cicho, mrużąc oczy, gdy jeden promień słońca, niesfornie zakuł go w źrenice.
- Też na to czekam. Może jak ci ubiją trochę te poliki, to będziesz choć trochę ładniejszy.
- Nie znasz się, one są urocze.
- Śmiem powątpiewać. - Changbin westchnął cicho, rozglądając się po ulicach. Obserwował, jak wracający z pracy ludzie przemykają po drogach, pędząc z siatkami, ciągnąc dzieciaki za ręce czy rozmawiając nerwowo przez telefon. Czas pędził niemiłosiernie, ale dla Hana i Bina wydał się zatrzymać na moment.

- Co u Chana? - zapytał, gasząc papierosa o beton. - Nie widziałem go jakiś czas.
- To, co zawsze. Opiekuje się dzieciakami, matką i zadręcza się niepotrzebnymi sprawami.
- Pewne rzeczy się nie zmienią, co? - wysunął z paczki kolejną fajkę, na co Jisung zmarszczył brwi.
- Nie wiedziałem, że jesteś uzależniony.
- Nie jestem - mruknął, podpalając biały czubek zapalniczką. - To z nerwów.
- Weź sobie tę paczkę - pokręcił głową. - Tylko nie wypal wszystkiego na raz.
- Postaram się. - Małym niedopowiedzeniem było, że Changbin martwił się o swoją przyszłość. Czasami nie spał po nocach, zastanawiając się, co będzie dalej. Jeśli skończy z pracą dla BamBama to, co zrobi ze swoim życiem? Czy znajdzie prace, jeśli nie ma wykształcenia, a nawet jeśli ją znajdzie to, czy da radę na nich ciągnąć? Chociaż... Małe, ale ciężko wypracowane pieniądze będą lepsze, niż te kradzione.
- Co, jeśli otwarcie mu powiemy, że chcemy odejść? - Seo spojrzał na swojego przyjaciela, marszcząc brwi. Han znów patrzył się przed siebie, widząc coś, czego inni nie potrafili.

- Wtedy ja dostanę ponowny wpierdol, a ty po prostu wpierdol - westchnął, patrząc, jak z każdą minutą papieros staje się coraz mniejszy.
- Za długo w tym siedzimy, co? - Brunet pokiwał głową. Ciągali się z BamBamem od gówniarza. Wiedzą dużo. Za dużo. Teoretycznie mogliby pójść na ugodę, że rozejdą się, zapominając o sobie i zachowując się, jakby nigdy się nie znali, jednak przeszłość zawsze będzie się w jakiś sposób za nimi ciągnęła.

            Changbin pochłonął się we własnych myślach, wlepiając wzrok w tlący się papieros. Wokół chłopców panowała cisza, którą przecinały jedynie gwarne odgłosy ulicy. Oni jednak wydawali się nie dopuszczać ich do siebie. Dlatego, gdy z jeansowej, ciemnej kurtki Bina, wydobyło się pikanie komórki, chłopcy prawie stanęli duszą obok ciała.
Brunet wysunął smartfona z kieszeni i zobaczył, kto przerwał ich zadumę.

Pamiętaj, że jutro wracasz do pracy i wstajesz o 7. 

Nie musisz dziękować.

Zaśmiał się cicho, kręcąc głową i odpisując szybkie "dobra". Felix męczył go od rana, przypominając ciągle o fakcie, że jutro ma przetransportować swoje cztery litery do stajni.
- Twój chłopak każe ci wracać do domu?
- Coś w tym stylu... Z tą różnicą, że nie jest moim chłopakiem.
- Jeszcze...
- To przyjaciel...
- Taki jak ja?
- Nie. Lepszy.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now