²⁴.Nie musimy się z niczym spieszyć

3K 327 132
                                    

  Po niebie rozbiegła się jasna smuga światła, która wydawała się dosłownie przecinać powietrze w swym locie. Zaraz po błyskawicy rozbiegł się głośny huk, przypominający wybuch granatu, zmieszany z głośnym pukaniem deszczu w okno.
         Oświetlany co raz, zimnym światłem zegarek, wskazywał godzinę drugą trzydzieści. Za oknem szalała burza, a odgłosy piorunów uderzających w drzewa w lesie, znajdującym się niedaleko domu Felixa wydawały się paraliżować Changbina. Brunet próbował jakoś zakryć swoje uszy i przykryć głowę kołdrą, tak aby nie słyszeć huków i nie widzieć jasnych rozbłysków.
         Każdy ma swoje demony. Jedni panicznie boją się pająków, inni wysokości, a niektórzy nadal wierzą w potwory mieszkające pod ich łóżkiem, a Seo, najzwyczajniej w świecie bał się burzy. Gdy tylko słyszał grzmoty, miał ochotę wskoczyć pod ziemię.

- Cholera - przeklął cicho pod nosem, gdy kolejny grzmot praktycznie uderzył o jego uszy. Strach przed zjawiskiem atmosferycznym... to takie niemęskie.

          Brunet pocieszał się, że za chwilę wszystko minie. Deszcz ucichnie, a burze pójdzie dalej, siejąc postrach gdzie indziej... ta, mówił to sobie już od godziny, powoli zaczynając rozważać wtargnięcie do łóżka Felixa.
- Nie zrobisz tego Changbin, to w końcu ty masz być dominantem w tym związku - pomyślał, obracając się na drugi bok i zawieszając oczy na spokojnie śpiącym chłopaku. Blondyn zupełnie gdzieś miał pioruny i grzmoty. Najzwyczajniej w świecie dusił komara, przyzwyczajony do intensywności burzy, po wielu latach mieszkania praktycznie na wsi, gdzie burze są zazwyczaj intensywniejsze.

            Seo zacisnął mocno zęby, słysząc, że deszcz coraz słabiej stuka w okno balkonowe. Chyba jest uratowany, chyba prześpi resztę nocy spokojnie... ha! Dobre. Gdy tylko po pokoju rozbiegł się dźwięk przeszywanego powietrza, a zaraz po nim ogromny, raniący uszy huk, Changbin praktycznie wyskoczył z siebie i stanął obok.
- Nie kurwa, mam dość - jęknął, wysuwając się spod kołdry i stając przy krawędzi łóżka Felixa, aby następnie potrząsnąć lekko chłopakiem. W myślach karcił się za to, że nie jest na tyle silny, aby przełamać swój strach; strach, który rósł wraz z myślą, że młodszy być może go wyśmieje.
- Co się stało? - szepnął zaspany blondyn, przecierając sklejone snem powieki, a Changbinowi jakby głos utknął w gardle. Zaczął otwierać buzię i zamykać, ją jednocześnie przestępując z nogi na nogę. Za chiny nie wiedział, jak powiedzieć o swoim lęku Felixowi, więc po prostu rozglądał się po pokoju. Jednak gdy piorun raz jeszcze rozświetlił pokój blondyna, starszy podskoczył w miejscu, przełykając ciężko ślinę.
- Boisz się burzy? - zapytał, lekko zdziwiony, tym, że Seo boi się czegokolwiek. I nie zrozummy się źle. Każdy ma prawo do lęków i strachów. Nawet najwięksi twardziele potrafią wymięknąć na widok pająka lub węża. Felix po prostu nie spodziewał się, że Changbin może bać się czegoś do takiego stopnia, że będzie gotowy go obudzić.
            Brunet pokiwał lekko głową, zawstydzony samym sobą. Nieco żałował, że jednak zdecydował się na zwrócenie się do młodszego, jednak to była jedna z tych chwil, gdy naprawdę nie mógł powstrzymać galopującego w piersi serca i drżenia rąk.
- Wskakuj - mruknął, odchylając kawałek kołdry i przysunął się bliżej krawędzi łóżka, aby starszy mógł się usadowić tuż przy ścianie. W ten sposób będzie, choć minimalnie odizolowany od szału piorunów i tańca deszczu.
- To tylko burza, dopóki jesteś pod dachem nic ci się nie stanie. - Zachrypnięty i otulony snem głos blondyna wydawał się o parę tonów niższy, głębszy i tak mocno uspokajający.
- Następnym razem powiem ci tak, gdy staniesz sparaliżowany strachem na widok pająka z tłustym odwłokiem. - Changbin wtulił policzek w miękką poduszkę. Poczuł, jak otula go delikatny zapach ziołowego szamponu do włosów i nieco piekąca woń męskich perfum, a wszystko to wymieszane z subtelnym, naturalnym zapachem młodszego.
- Pająki to co innego! - zaprotestował, wlepiając oczy w zestresowaną twarz kompana.
- Felix... mieszkasz na wsi, powinieneś być przyzwyczajony do tych stworzeń.
- Przyzwyczajony to ja mogę być do zapachu konia, lepkich rąk od smaru do siodeł i posmaku smaczków dla koni praktycznie we wszystkim, ale do pająków ni hu-hu. - Młodszy skrzywił się lekko na samą myśl o włochatych nogach i ogromnym, tłustym odwłoku, który ostatnio postanowił zawitać do boksu Pentagona. Jedyne co potrafił wtedy zrobić to stanąć jak wryty i zawołać kogokolwiek z twardą podeszwą, aby odebrać życie niechcianemu gościu.
- Gwarantuję ci, że one boją się ciebie o wiele bardziej niż ty.
- A burza nic ci nie zrobi, dopóki jesteś w pomieszczeniu. - Na te słowa Changbin wywrócił oczami.
- Ok, to wracam do siebie - mruknął, niezadowolony, podnosząc się do siadu.
- Nie - zaprotestował młodszy, łapiąc bruneta delikatnie za nadgarstek. Ostatecznie liczył na to, że uda im się spać w jednym łóżku. Co prawda może nie tak szybko, jednak naprawdę chciał, aby starszy został tu, choć chwilę dłużej.
- Możesz tu spać, dopóki burza się nie skończy. - Puścił nieco kościsty nadgarstek i patrzył, jak Bin, ponownie kładzie swoją głowę na poduszce.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now