ᵉᵖᶦˡᵒᵍ

1.9K 231 39
                                    

     Chłodny, jesienny wiatr zaplątał się między ciemnymi kosmykami Changbina, a blade, szampańskie promienie słońce padały leniwie na zaspaną twarz. Poranek był spokojny, wręcz błogi. Niebo malowało się delikatnymi, pudrowymi kolorami, jakby ktoś idealnie wymierzył proporcje między błękitem a pięknym, jasnym różem. Małe, puchate obłoczki sunęły leniwie po sklepieniu, przypominając pasące się na niebieskich pastwiskach owieczki. Zewsząd słychać było śpiew ptaków, które siedziały na gałęziach drzew, raz po raz przelatując nad głową bruneta. Ich radosne, melodyjne głosiki były zagłuszane przez szum fal, dochodzący zza niewysokiego pagórka, gdzie właśnie zmierzał Changbin wraz z Lixem.
- Wywrócisz się na głupi ryj - mruknął cicho, patrząc, jak Felix stąpa dużymi krokami po krawężniku. Rozpostarł ramiona, niczym drapieżny ptak, próbując łapać równowagę, jednocześnie odejmując sobie kilka lat. Nie zwrócił jednak uwagi na słowa starszego, dalej mrucząc pod nosem piosenkę, której Changbin nie znał.

     Oboje maszerowali wąską uliczką, prowadzącą na plażę, gdzie jeszcze niedawno, Bin przesiadywał z Chanem, Jisungiem i Seungminem. Nie wiedział czemu, ale dalej czuł potrzebę, zabrania w to miejsce Felixa, który zdawał się tłumić w sobie dziecięcą radość. Dlatego stawiał kolejne kroki na asfalcie, słysząc subtelny szum fal oraz kilku mieszkańców niewielkich domków, szykujących się do pracy. Byli coraz bliżej plaży, a zza niskich pagórków dało dostrzec się linię, gdzie lśniące morze miesza się z porannym, błogim niebem, jakoby delikatny, akwarelowy rysunek.

     Skręcili w żwirową dróżkę, prowadzącą pod wąskim pasmem zieleni. Kilka kamieni zgrzytnęło pod stopami Changbina, a pożółkłe listki dosięgły nieudolnie złotych włosów Felixa, chcąc je delikatnie pogłaskać. Szum fal nasilał się z każdym krokiem, jakby wołając dwójkę chłopców do kąpieli. Jednak woda w morzu była zimna, a Seo nie pomyślał nawet nad umoczeniem dużego palca u stopy w tym lodzie.
- Byłeś kiedyś nad morzem? - zapytał, patrząc, jak Felix znów wskakuje na krawężnik. Changbin uśmiechnął się lekko, by zaraz złapać delikatnie jedną z wyciągniętych do boku rąk.
- Gdy byłem mały... - Blondyn zdawał się nawet nie zareagować na ten drobny kontakt, poświęcając całą uwagę stawianiu stóp na wąskim krawężniku. Brunet miał wrażenie, że z każdą kolejną sekundą, Felix maleje, nabierając dziecięcych rysów i znów wygląda jak malutki chłopiec ze zdjęć, które pan Lee trzyma na komodzie w drewnianych ramkach. - Chyba już nie pamiętam, jak wygląda... - westchną cicho, zeskakując z krawężnika, który właśnie się skończył. - Choć gdy mieszkałem w Sydney, zwykłem widzieć je codziennie. - Changbin kiwnął głową, spoglądając na żwirową dróżkę. Ciągle nie puścił dłoni Felixa, a wręcz uporczywie zaciskał na niej swoje palce, jakby bojąc się, że nagły brak kontaktu zrujnuje cały świat.

     Brunet zaczął wyobrażać sobie złote plaże, ciągnące się brzegiem, lazurowe, czyste wody, ozdobione białą pianą fal. Skaliste urwiska przyozdobione zielonymi krzaczkami, trawami oraz koronami drzew. Przez chwilę poczuł nawet gorące muśnięcie australijskiego słońca, które na twarzy Felixa namalowało już wiele drobnych plamek. Jednak szybko zostało stłamszone przez nagły powiew zimnego, jesiennego wiatru, niosącego ze sobą morską bryzę.

Dotarli.

     Przed Changbinem oraz Lixem rozciągnęły się jeszcze uśpione, granatowe wody morza wschodniego. Spokojnie migocząca tafla malowała się na delikatne, pudrowe kolory, co raz mrugając diamentowymi oczkami w stronę chłopców. Jednak im bliżej brzegu, tym wody stawały się żwawsze i skore do zawijania w fale, nalewając w ciało Felixa ekscytację oraz niezliczone ilości energii. Uśmiechnął się więc szeroko, patrząc jak jeszcze zaspane i mętne słoneczko wznosi się pomiędzy chmurami, by zawisnąć na wyblakłym niebie, a dziecięca radość rosła w piersi, poruszając nagle nogami w energiczny bieg.
- Hej, chwila... - Changbin jęknął, gdy blondyn pociągnął go w stronę betonowego zjazdu, w połowie przykrytego wilgotnym piaskiem. I choć brunet sportowcem był dobrym, a dotrzymanie tempa młodszemu nie było trudne, to Changbin nie potrafił pokonać jednego z większych kamieni, zakopanych w piasku.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now