³⁴.To nagła sytuacja

2.2K 292 12
                                    

  - Hyung jestem głodny. - W drzwiach pokoju Changbina stanął mały Jinbin, który ubrany w przydużą, chabrową koszulkę i czarne dresy, patrzył na brata z niewinnym wyrazem twarzy. Najmłodszy Seo nie był świadomy, że przerwał brunetowi w dość... ważnej sprawie. Ba! On nawet nie wiedział, że Changbin jest w związku.
- Bozia rączek nie dała? - zapytał, marszcząc brwi. Starszy próbował za wszelką cenę uspokoić swój oddech i brzmieć naturalnie, co spotkało się z cichym chichotem ze strony siedzącego obok Felixa.
- Zrób sobie kanapkę.
- Jakbyś zrobił zakupy to bym se zrobił - jęknął chłopiec, również marszcząc swoje brwi, przez co blondyn miał wrażenie, że patrzy teraz na bliźniaka Changbina.
- Wymyśl coś...
- Hyung! Nie bądź taki! Zapomniałeś o zakupach, więc teraz sam kombinuj!
- Wpadłeś - zaśmiał się Felix, podnosząc się z łóżka. - Zaraz coś wymyślimy.
- Wymyślimy? - W głosie bruneta dało się usłyszeć wyraźne zdziwienie.

W normalnej sytuacji zapewne po prostu ruszyłby dupsko i poszedł do sklepu, jednak Jinbin przerwał mu chwilę bliskości z Felixem, a ta zniewaga krwi wymaga. Choć w tym wypadku, zamiast krwi, trzeba użyć ssania żołądka, które dla chłopca musiało być jedną z najsurowszych kar. Poza tym... Jinbin jest już duży, powinien nauczyć się samemu przygotować sobie posiłek z tego, co jest w lodówce.

- Bądź dobrym bratem - mruknął blondyn, podnosząc się do pionu.
- Ja jestem idealnym bratem - bąknął Changbin, patrząc, jak piegowaty podchodzi do chłopca, aby zmierzwić mu ciemne, lśniące włosy i przybrać ciepły uśmiech. - O nie... nie mów, że stajesz po jego stronie.
- Nie stoję po niczyjej stronie. Po prostu sam jestem głodny. - Na te słowa brunet westchnął cicho, wstając z łóżka. Felix ma żołądek bez dna i nawet jeśli jadł przed wyjściem, to pewnie od dobrych dwóch godzin siedzi głodny. Dlatego Changbin nie miał innego losu, jak zejść cicho na dół, do kuchni.

Schodząc po schodach, do uszu blondyna doszedł dźwięk jakiegoś meczu, lecącego akurat w telewizji. Zamrugał podwójnie, gdy po ciemnym korytarzu zaczęło migać zielono-niebieskie światło, które drażniło wrażliwe źrenice. Dodatkowo, ten zapach piwa i potu, będący jedynie namiastką, subtelną próbką tego odoru, który panował w salonie.

Felix próbował zerknąć na kanapę, chociażby kątem oka. Chciał zobaczyć jak wygląda ojciec Changbina, którego nie miał i prawdopodobnie nigdy nie będzie miał przyjemności poznać. Jednak gdy tylko zaczął wyciągać szyję i wyginać tułów w dziwne kształty, aby tylko zanurkować wzrokiem do salonu, starszy złapał go za rękę, ciągnąc w stronę kuchni. Młodszy chciał zaprotestować. W końcu to tylko szybkie rzucenie okiem. Nie miał zamiaru witać się albo wchodzić do pomieszczenia. Jednak widząc błagalny wzrok Changbina po prostu odpuścił, stawiając nogi w głównym punkcie ich ekspedycji.

- Co jemy? - Mały Seo usiadł na skrzypiącym, obitym krześle, z którego kolor zszedł już dawno. Cała kuchnia wyglądała jak reszta domu - dość obskurnie. Blat kuchenny był podrapany i wyblakły, a połowa wiszących na ścianie szafek miała urwane rączki. Lodówka, która pewnie kiedyś była biała, przybrała kolor bananowej żółci, a kafelki, znajdujące się nad starą kuchenką gazową, miały białe braki.
Jednak mimo wszystko, całe to małe pomieszczenie było uporządkowane i czyste.

- Proponuję kanapki. - Changbin otworzył lodówkę, w której znajdowało się parę kawałków sera i trochę warzyw.
- Fe! Przejadły mi się już. - Na wybrzydzanie młodszego brata, brunet skrzywił się, przedrzeźniając z głupią miną jego słowa.
- Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma - mruknął, zamykając lodówkę. Nie miał pomysłu, co innego mogą zjeść.
- Jak się nie ma, co się pragnie, to się kradnie co popadnie - odpowiedział dumnie Jinbin, machając chudymi nóżkami w powietrzu.
- Ja ci zaraz ukradnę smarkaczu - warknął najstarszy, a Felix zaśmiał się głośno, klepiąc lekko Changbina po ramieniu. Bracia bywają do siebie bardzo podobni, prawda?

- Skoro mamy ser to zrobimy makaron z serem? - zapytał, rozglądając się po szafkach. Próbował zgadnąć, w której szafce mogę znajdować się produkty tego typu.
- Czemu nie - mruknął starszy, patrząc w duże, lśniące oczy blondyna. Gdyby nie siedzący przy stole Jinbin, nie hamowałby się, aby go pocałować.

Brunet wyjął potrzebne rzeczy, pozwalając młodszemu na działanie. W końcu skoro zaproponował, to niech teraz się popisze. Jednak ku zaskoczeniu Changbina, Felix bardzo dobrze radził sobie z tym, co robił... o ile ugotowanie makaronu i usmażenie go na patelni z serem jest jakąś skomplikowaną filozofią.
- Pomóc ci? - mruknął, kładąc brodę na kościstym ramieniu blondyna, który właśnie wrzucił nitki makaronu do garnka.
- Radzę sobie. - Felix wolną ręką, złapał za policzek bruneta, głaszcząc go delikatnie kciukiem.
- Chyba powinienem poważnie pomyśleć nad naszym ślubem. - Młodszy zaśmiał się cicho, opierając dłońmi o podrapany blat.
- Zadecydował o tym fakt, że potrafię ugotować kluski? - zapytał, stykając ich skronie razem.

Na chwilę zapomnieli o Jinbinie, który siedział cicho przy stole, rysując coś długopisem na białej kartce. Changbin i Felix mieli skłonność do zapominania o otaczających rzeczach i ludziach. W swoim towarzystwie odpływali na długie chwile, rozkoszując się zwykłym oddychaniem tym samym powietrzem. Jednak teraz, zostali brutalnie ściągnięci na ziemię przez skrzypiący zamek w drzwiach.

- Hyung... - mruknął cicho Jinbin, patrząc w stronę wejścia do kuchni.
- Cholera. - Changbin wyłączył gaz i pokazał obu chłopcom, aby byli cicho, poprzez przyłożenie palca do ust. Bracia nasłuchiwali śmiechu dochodzącego z wiatrołapu, krzywiąc się przy tym ze zniesmaczeniem.

Felix jedynie kręcił głową, próbując zobaczyć, co tak właściwie się tam dzieje. Po korytarzu obijała się głośna konwersacja, okraszona chichotami i tupaniem szpilek o stare drewno podłogi. Blondyn kompletnie nie miał pojęcia, co za scena ma tu miejsce, więc jedynie rzucał Changbinowi pytające spojrzenie.

- Idźcie po coś na ramiona - mruknął starszy, odstawiając garnek na bok i gasząc światło.
- Binnie? - mruknął młodszy, widząc, jak Jinbin wybiega na paluszkach z kuchni, kierując się w stronę własnego pokoju. Felix słyszał ciche tupanie nóżek, przypominające te, które dochodziło do jego uszu, gdy pierwszy raz odwiedził ten dom. Ach, wspomnienia.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany, ale brunet jedynie przyłożył palec do ust i otworzył okno.
- Ulatniamy się stąd - szepnął, wchodząc na parapet, aby następnie wciągnąć na niego małego Jinbina, który przybiegł ubrany w szarą bluzę. Co więcej, w małych rączkach, trzymał jeszcze dwie. Jedną dla nowego hyunga, a drugą dla czarnowłosego.

Zanim młodszy brat Changbina zeskoczył bezpiecznie na trawnik, Lix odwrócił głowę w stronę korytarza, gdzie wciąż paliło się światło. Śmiechy i mało sensowne rozmowy robiły się coraz głośniejsze; wyraźniejsze. Chłopak zamrugał podwójnie, gdy posiadacze głosów stanęli przed wejściem do kuchni. Nieduża, filigranowa kobieta o delikatnych rysach zaczesywała ciemne, lśniące włosy za ucho, uśmiechając się szeroko w stronę jakiegoś mężczyzny. Felix nie widział go dokładnie, jednak patrząc na elegancki garnitur, dało się stwierdzić, że raczej nie cierpi na brak papierków.

- Felix - mruknął Bin, podając dłoń dla młodszego.
- To twoja mama? - zapytał szeptem, wchodząc na parapet.
- Można tak powiedzieć. - Ich głosy były ściszone, choć żaden z nich nie sądził, że dwójka zapatrzonych w siebie osób w ogóle zwróci na nich uwagę.
- Jesteście do niej podobni. - Mówiąc to, zeskoczył na trawnik, gdzie stał już Jinbin, mocniej sznurujący granatowe, troszkę brudne trampki. Felix uśmiechnął się ciepło, gdy najmłodszy podniósł skołowane oczy. Lix jest od niego sporo starszy, a sam czuje się zdenerwowany i roztargniony... co musi czuć to małe dziecko?
- Nigdy tak nie mów - burknął chłopak, samemu zeskakując z parapetu, aby następnie rzucić chłodny wzrok w stronę blondyna, który zaczął żałować, że nie ugryzł się w język.

Mógł się przecież domyśleć, że rodzina Changbina to raczej temat tabu. W końcu sam Felix nie przepadał za rozmawianiem o swoich pokrewieństwach, więc co dopiero brunet, którego ognisko domowe... nie istnieje.

- Przepraszam - szepnął cicho, wsuwając dłonie w bluzę, którą swoją drogą buchnął starszemu z szafy. Ciepła, przyduża, wygodna i co do nitki przesiąknięta zapachem Bina.
- Hyung... gdzie pójdziemy? - zapytał chłopiec, stawiając szybkie kroki, aby nadążyć za dwójką starszych, którzy ruszyli ciemną ulicą.
- Nie mam pojęcia... - Changbin westchnął, a słaby kłębek białej pary uciekł z jego ust. Powoli zbliżała się jesień, a dzisiejsza noc była zaskakująco chłodna. Dlatego chłopcy potrzebowali schronienia albo jakiegokolwiek lokum.

Problem tkwił w tym, że godzina zrobiła się dość późna, a żaden z autobusów nie jeździ w miejsce, gdzie swój dom ma Felix. Teoretycznie mogliby się przejść... jednak krótkie nogi Jinbina i lekkie zmęczenie, które ogarniało całą trójkę, szybko zadecydowało, że to raczej nie jest dobry pomysł.
Co więc zrobić w takiej sytuacji?

- Cholera jasna - warknął Changbin, chcąc rzucić telefonem o oświetlony pomarańczowym światłem lamp asfaltem. - Czemu ten dupek nie odbiera, gdy go potrzebuje.
- U Jisunga jest nudno - burknął Jinbin, idąc za rękę z blondynem... tak na wszelki wypadek, aby chłopiec się nie zgubił.
- Jisung zawsze nas przyjmie i tylko to się liczy. - Brunet zaczął się już denerwować, kolejny raz wybierając numer do przyjaciela.
- Może sam musiał wyjść? - Felix patrzył przed siebie, zastanawiając się, dlaczego musieli się tak nagle ewakuować.
- Hmm... - mruknął, przeciągając palcem po ekranie.

Jeśli Hana nie ma w domu, to istniały dwie możliwości jego pobytu. Seungmin, który pewnie o tej porze wymienia Hyunjina na nowszy model i Chan. Chan, który zawsze przyjmuje go z otwartymi ramionami.
- Hej, Jinbin. Masz ochotę odwiedzić rodzeństwo Chrisa?

***

Felix otulił się ramionami, rozglądając po domu Banga. Czuł się niezręcznie, zważywszy na to, że gospodarz i blondyn się nie znali. Może troszkę z opowieści Changbina o złotowłosym, piegowatym chłopcu obdarzonym ciepłym, czułym sercem oraz z krótkich opisów o prawdziwym, ciężko pracującym przyjacielu. Nie zmienia to jednak faktu, że Felix spotka znajomych swojego chłopaka pierwszy raz, a jakby tego było mało... okoliczności są doprawdy pokręcone.
- Macie ochotę na coś do picia? - zapytał szatyn średniego wzrostu o szerokich, mocnych ramionach, uśmiechając się przy tym w bardzo specyficzny, lecz topiący zmartwienia sposób.
- Nie... - mruknął, patrząc, jak Jinbin znika w pokoju rodzeństwa Chana. Czuł się nieco niezręcznie. Nowe otoczenie, nowe osoby i te cholerne zdezorientowanie, spowodowane sytuacją, która zmusiła ich do opuszczenia domu Changbina.
- Trzy razy kakao - rzucił brunet, wchodząc do kuchni, gdzie siedział już Jisung, topiąc dolną wargę w słodkim napoju.

Felix przywitał się nieśmiało, a Han, który delektował się ciepłym napojem, przerzucił na niego duże, ciemne oczy. Widzieli się już parę razy. Jednak zawsze zachowywali dość sporą odległość, przez którą rysy twarzy były rozmyte, niewyraźne, nieostre. Teraz mogli się dokładnie sobie przyjrzeć.
- Cholera - wyrwało się z ubrudzonych czekoladą ust Jisunga. Najmłodszy wydawał się z bliska uosobieniem anioła. Słodkie, delikatne rysy i zmieszany uśmiech, powodowały, że wyglądał jak zagubione dziecko. Jednak gdzieś pod tą warstwą uroczego chłopca, krył się prawdziwy, silny mężczyzna.
- Przepraszam za wproszenie się... to nagła sytuacja - mruknął Changbin, siadając przy stole, jakby to była najnaturalniejsza rzecz.
- To nic.  

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now