³³.Cholera... zawsze coś

2.4K 300 29
                                    


  Changbin muskał ostrożnie struny palcami, czując, jak zacisk wokół jego talii się wzmacnia. Uwielbiał, gdy Felix udawał koalę i owijał się wokół niego, wtulając policzek w jego ramię. Jednak tym razem robił to agresywniej, zachłanniej, jakby bał się, że brunet zaraz odejdzie i zniknie na zawsze.
- Dusisz mnie - jęknął, gdy dłonie młodszego zaczęły gnieść mu żołądek.
- Przepraszam - mruknął gardłowo młodszy, poluźniając ramiona. Changbin odpowiedział szybko "to nic", dalej przygrywając Felixowi na gitarze. Blondyn prosił go o to już od dłuższego czasu, ale ciągle nie mieli czasu, aby w końcu się tym zająć. Raz Felix musiał prowadzić treningi dla klientów do późna, a innym razem to Bin nie chciał odkładać Jisunga na drugi plan. I tak w kółko...
- Dlaczego tak bardzo napierałeś, aby dziś do mnie przyjść? - zapytał, nie przestając muskać strun gitary. Grał właśnie refren "Bright Eyes", a piegowaty blondyn, wraz z pytaniem starszego przestał nucić.
- Doszedłem do wniosku, że jak nie dzisiaj, to nigdy. - Zamrugał leniwie, ciężko wzdychając.

Mieszkanie Changbina, jak zwykle śmierdziało papierosami, alkoholem i wilgocią, ale z dziwnego powodu, młodszy czuł, że te zapachy go uspokajają; napawa ulgą i pozwala uciec od problemów świata rzeczywistego. Przynajmniej dzisiaj.
- Zagrasz mi coś jeszcze? - zapytał, wtulając nos w pachnącą męskimi perfumami szyję bruneta.
- Mogę, ale tylko jedną.
- Znów umówiłeś się z Jisungiem?
- Tak, to coś złego? - Changbin zmarszczył brwi, odwracając głowę w stronę Felixa, na którego buzi widniał lekki grymas.
- Nie... oczywiście, że nie. - Młodszy zaczął bawić się ciemną koszulką bruneta, miętoląc i gniotąc ją w palcach. - Tylko... czemu akurat dzisiaj?
- Czemu jutro?
- Chcę trochę twojej uwagi.
- Dostajesz ją codziennie. Nie mogę ignorować Jisunga, tylko dlatego, że mam chłopaka. - Changbin odłożył gitarę na bok, całkowicie odwracając się do opierającego się o ścianę blondyna, który ze zmieszaną twarzą, wgapiał się w materiał spodni.
- Mam sobie pójść hyung?
- Nie zaczynaj... - westchnął, zaczesując ciemne włosy do tyłu.
Felix używał zgrabnego zwrotu "hyung" tylko, gdy chciał grać Binowi na emocjach. Dobrze wiedział, jak działa to na bruneta i dobrze wiedział, że chłopak mu odpuści, po usłyszeniu jednego, magicznego słowa.

- Jesteś zazdrosny o Jisunga? - Changbin wwiercał spojrzenie w młodszego, obserwując, jak ten bawi się rękawami czarnej bluzy.
- Nie... nigdy nie byłem - mruknął, a nos chyba lekko mu się wydłużył.
- To o co chodzi? Spędzamy przecież ogrom czasu. - Po tych słowach, Felix westchnął głęboko, rozglądając się po pokoju, aby ostatecznie osadzić źrenice na osobie swojego chłopaka.
- O nic - burknął, zaciskając wargę w cienką linię.

Piegowaty blondyn zachowywał się nienaturalnie. Nawet jeśli czuł powiew zazdrości na karku, nigdy nie miał problemu z tym że jego ukochany chce poświęcić odrobinę czasu dla przyjaciela. Czasem sam mu o tym przypominał, martwiąc się, by ich związek nie wpłyną na relacje Seo z przyjaciółmi, których zna od lat. Dzisiaj jednak młodszy zachowywał się dziwnie. Chodzi przygnębiony, ciągle gdzieś znikając, a na pytania "co się stało", zbywa wszystkich lekkim uśmiechem i słowami "nic się nie stało, jest dobrze". Changbin miał wrażenie, że ucieka od powiedzenia prawdy, podświadomie sugerując, że coś jest nie tak. Dlatego brunet westchnął głośno, przysuwając się bliżej, aby objąć delikatnie kruche ciało Felixa. Miał nadzieję, że ten drobny gest, choć odrobinę podbuduje piegowatego.

- Co się dzieje? - Poczuł, jak młodszy automatycznie wtula się w jego ciało, szczelnie oplatając ramiona wokół talii Bina.
- Chcę twojej uwagi.
- Oboje dobrze wiemy, że nie o to chodzi. - Changbin pogłaskał go po włosach, jednocześnie wtulając policzek w czoło chłopaka.
- Nie kupujesz już mojego "w porządku", prawda? - zapytał, unosząc lekko głowę do góry, by spojrzeć w ciemne oczy bruneta.
- Nie kupuję już takiego kitu - zaśmiał się cicho, przywierając wargami do skroni młodszego. Jakby się nad tym zastanowić, to już dawno nie okazywali sobie czułości.

Po opowieści Bina o rozmowie z panem Lee, Felix bardzo mocno przyjął do siebie słowa "hamujcie czułości". I choć nigdy nie obnosili się ze swoimi uczuciami, postanowili uważać podwójnie. Dlatego ograniczali się do krótkich buziaków i lekkiego przytulania na powitanie. No... pomijając jeszcze te parę razy, gdy Changbin skradł szybki pocałunek z ust blondyna... ale tak poza tym, bardzo się pilnowali.

- Powiedz o co chodzi... - burknął, brunet, splatając ich dłonie razem. - Chyba że mi nie ufasz...
- Przestań! Nawet tak nie mów. - Felix odsunął się od ciała starszego, marszcząc przy tym brwi. - Ufam ci jak nikomu innemu, nawet jeśli to naiwne i głupie!
- W takim razie powiedz, co się dzieje. - Po tych słowach Changbina, blondyn westchnął ciężko, krzywiąc się nieznacznie. Też se wymyślił...
- "Mama" wróciła - burknął, zaciskając palce na dużej, silnej dłoni bruneta.
- Mama?
- Nie mama. "Mama".
- Och... - mruknął brunet, opierając się jedną ręką o materac łóżka. - Masz na myśli mamę Wendy i Maxa.
- Dokładnie.
- Co z nią nie tak? - Seo dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, iż nigdy nie słyszał o rodzicielce przyrodniego rodzeństwa Lixa. Wiedział, że taka kobieta żyje i że ciągle przebywa poza domem, gdyż jej praca tego wymaga, ale piegowaty nigdy się nad nią nie rozwodził.
- Wszystko - westchnął, przygryzając policzki od środka. - Jest "specyficzna". - Felix zaczął bawić się chudymi palcami Changbina.

To nie tak, że on i pani Lee się nienawidzili. Kobieta pomagała w wychowywaniu blondyna i nie skąpi mu pieniędzy. Jednak chłopak nigdy nie czuł się jak jej dziecko, gdyż pomimo poświęcanej mu uwagi, pierwsza żona jego ojca dawała jasne znaki, że najmłodszy w rodzinie jest dla niej na drugim planie, za Wendy i Maxem. Felix też nigdy nie miał o to pretensji.
Pewnego dnia mąż przywiózł z innego kraju bękarta, którego zrobił sobie z obcą kobietą. Raczej nieprzyjemne doznanie. Dlatego nie śmiał mieć do niej jakiekolwiek sapy. Jednak fakt, że był traktowany jak ten gorszy, sprawiał, że Felix nie najlepiej znosił odwiedziny pierwszej żony ojca.

Changbin spuścił wzrok na starą, ulubioną pościel. Zaczął się zastanawiać, jak ma pomóc młodszemu. Odesłanie go do domu, aby zmierzył się ze swoimi demonami, nie jest najlepszym pomysłem. Propozycja zostania na noc też nie. Brunet nigdy nie wie, kiedy w jego domu zacznie się odgrywać cyrk na kółkach, który zmusi go do wyjścia, albo zamknięcia się szczelnie w pokoju z Jinbinem. Changbin nie chciał, aby Felix musiał oglądać godny pożałowania kabaret i wysłuchiwać coraz to bardziej twórczych wiązanek słownych, jakie jego rodzice będą w siebie rzucać... chociaż nie jest to najgorsza opcja.
Jedynym mądrym rozwiązaniem będzie wyciąganie młodszego z domu na dłuższy czas.
- Niech ci będzie - mruknął, sięgając po komórkę, która grzecznie leżała pod ubitą poduszką.
- Nie idziesz z Jisungiem?
- Nie. Uznajmy to za nagły wypadek. - Po tych słowach bruneta, Felix rozpromienił się, znów splatając swoją dłoń z tą Changbina.
- Dziękuję.

Brunet, na prośbę swojego chłopca, dalej muskał struny, czując, jak pewna złotowłosa koala oplata swoje ramiona wokół jego talii, a ciężką głowę usadawia na ramieniu starszego. Za oknem zrobiło się już ciemno, a oni, choć leniuchowali od późnego popołudnia do wieczoru, czuli się wyssani z energii. I o ile Changbin mógłby kontynuować swoje praktyki gry na gitarze, tak Felix miał ogromne problemy z utrzymaniem przytomności.
- Śpisz? - szepnął w pewnym momencie, głaszcząc dłonią tą malutką, drobną piegowatego blondyna.
- Nie. - Głos młodszego wydawał się zachrypnięty i jeszcze głębszy niż zazwyczaj, co tylko wywołało przyjemny dreszcz na plech Bina.
- Chyba będzie lepiej, jak odstawię cię do domu. - Changbnin odłożył instrument na bok z zamiarem wstania z łóżka, jednak zanim w ogóle zdążył się podnieść, poczuł, jak coś, a raczej ktoś, nie pozwala mu na wyprostowanie się.
- Felix - jęknął, skręcając głowę w stronę młodszego.
- Jeszcze chwilka.
- Twój ojciec mnie ukatrupi.- Będziemy martwi razem - mruknął, przejeżdżając nosem wzdłuż pachnącej perfumami szyi.
- Wolałbym jeszcze trochę pożyć - westchnął cichutko, czując, jak po plecach spływają mu ciarki.
- Wolałbym jeszcze trochę zostać.
- Felix...
- Proszę... - Blondyn przyłożył swoje usta do szyi Changbina, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo lubi pieszczoty w tych rejonach.

Brunet przygryzł lekko wargę. Wiedział, że lepiej będzie, jeśli odwiezie młodszego do domu. Wtedy blondyn uniknie szopek, a Bin krzywego wzroku pana Lee. Właśnie! Przecież ojciec chłopaka na 90% nie zgodzi się, aby jego syn nocował u swojego chłopaka, bo... wiadomo.

- Jeśli rodzice ci pozwolą to możesz zostać - powiedział pewny, że odpowiedzą na pytanie blondyna, będzie głośne "nie ma mowy", które nawet brunet zdoła usłyszeć z głośnika czarnego telefonu Felixa.
- Naprawdę?
- Naprawdę.

Młodszy uśmiechnął się szeroko, wyjmując z kieszeni telefon i od razu wybierając numer do ojca. Och. Jaki to szok wymalował się na twarzy starszego, gdy z głośnika urządzenia dobiegło luźne "Jasne, baw się dobrze". I choć z początku nie wierzył własnym uszom, to szeroki wyszczerz na twarzy piegowatego dawał mu pewność, że pan Lee naprawdę się zgodził.
- To, co robimy? - zapytał rozanielony chłopak, opierając się plecami o ścianę. Changbin ciągle nie wiedział, co się dzieje, więc jedynie wgapiał się w postać młodszego z szeroko otwartymi oczami.
Czyli ojciec Felixa darzy go jakiegoś rodzaju zaufaniem. W końcu dobrze wiedział gdzie mieszka brunet i nie trzeba być detektywem, aby uzmysłowić sobie, jak rodzina Seo musi wyglądać od środka.

- Nie wiem - mruknął, uśmiechając się lekko. Mimo iż miał złe przeczucie, to cieszył się, że spędzi ze swoim chłopakiem więcej czasu. Będą mogli robić prawie wszystko, o czym sobie wymyślą, a ojciec Changbina będzie miał to głęboko w nosie, dopóki nie robią zbyt dużego hałasu. Mama zaś... mamy nie ma i pewnie nie będzie do wieczora następnego dnia.
- Możemy na przykład... - zaczął, młodszy przysuwając się do bruneta z dwuznacznym uśmieszkiem.
- Na przykład porozmawiać o tym, jak mnie wykorzystujesz. - Changbin wygiął usta w pobłażliwym uśmiechu i przysunął się do blondyna, łącząc ich wargi w czułym, leniwym pocałunku. Nawet jeśli był lekko poirytowany tym, że Felix nic mu nie powiedział, jakoś nie potrafił okazać złości. Liczyło się teraz tylko to, że mogą nacieszyć się odrobiną prywatności.

Brunet delikatnie muskał miękkie usta Felixa, a dłoń ułożył na jego policzku, który z każdą sekundą robił się coraz cieplejszy i cieplejszy. Każda pieszczota, jaką do siebie kierowali, okraszona była tymi cholernymi, palącymi rumieńcami i zapachem tanich perfum Changbina, które dla młodszego wydawały się cudowniejsze z każdym kolejnym wdechem. Nawet jeśli wiedział, że chłopak kupił je za gorsze, fakt, że kojarzyły się z niską, ale umięśnioną sylwetka Seo, sprawiał, iż pachniały lepiej niż markowe zapachy za grube pieniądze.

Felix ostrożnie oplótł ramiona wokół szyi starszego, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Oboje byli stęsknieni za nachalną bliskością i głębszymi pocałunkami.
- Binnie - mruknął cichutko w słodkie usta starszego, gdy jego dłonie osadziły się na wąskich, szczupłych biodrach blondyna.
Nie muszą się spieszyć i nie będą tego robić. Dlatego młodszy był spokojny, że nie przekroczą granicy, nawet jeśli z każdym kolejnym pocałunkiem, piegowaty ma na to ogromną ochotę.
Pogłębiali pocałunek, dłońmi badając coraz to nowsze rejony swoich ciał. Z tyłu głowy pojawiło się to pragnienie wślizgnięcia pod skórę drugiego. Stęsknieni za sobą, choć nie minęło tyle czasu, pozwalali ponieść się temu dziwnemu uczuciu, które płonęło, jak ogromne ognisko w ich piersiach.
- Hyung! - W momencie, gdy po pokoju starszego rozniósł się głośny, znajomy i dziecięcy głos, Changbin i Felix odskoczyli od siebie, jak oparzeni i z mocno bijącym sercem spojrzeli w stronę drzwi.
- Hyung jestem głodny. - Cholera... zawsze coś.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now