¹⁹.Zabieram cię w teren

2.8K 302 45
                                    


              Po ścianach stajni obijał się głuchy dźwięk szczotki, czeszącej lśniącą, białą sierść wałacha. Poranne, przyjemnie ciepłe promienie słońca wkradały się przez okna, oświetlając umięśniony grzbiet konia. Changbin wrócił do pracy i plącze się po placówce już od 8 rano, zaskoczony, że Felix jeszcze nie przyszedł, aby odbyć swój zwyczajowy trening.
Swoją drogą, stanąwszy na samym środku dziedzińca stajni, po swojej dość długiej nieobecności, brunet uświadomił sobie, jak bardzo brakowało mu tego miejsca. Zapachu świeżego siana, cichego rżenia, biegających po łąkach koni i melodyjnego pogwizdywania Hyunjina, gdy chłopak rozdawał poranne śniadanie.
- Tak w ogóle - zaczął, opierając się o metalowe obicie drzwiczek boksu. - Paskudnie wyglądasz. - Na te słowa Changbin westchnął cicho. Mógłby oszczędzić sobie takich komentarzy.
- Serio tak się urządziłeś, spadając ze schodów? - zapytał, patrząc, jak brunet odkłada zgrzebła i bierze się za rozplątywanie skołtunionej grzywy siwka.
- Dokładnie - mruknął. Musiał wcisnąć jakiś kit panu Lee i Hyunjinowi. Przecież nie powie im, że jego koledzy spuścili mu manto, bo odsunął się od wykonywania zleceń. Dlatego, gdy tylko jego noga postała w gabinecie ojca Felixa, po głośnym "O mój Boże", powiedział tylko, że bardzo mocno się rozchorował i gdy próbował zejść na dół, do toalety, z braku sił, stoczył się po schodach jak worek ziemniaków. Ku zdziwieniu Changbina... zarówno starszy mężczyzna, jak i Hwang, kupili to.
- Musisz bardziej na siebie uważać.
- Martwisz się?
- Oczywiście. - Po tych słowach, brunet ściągnął brwi i zmarszczył czoło. - Oczywiście, że nie. - Hyunjin wybuchnął gromkim śmiechem, nie wierząc, że Seo naprawdę kupił coś takiego.
- Mogłem się tego spodziewać...
- Mogłeś. - Hwang obserwował, jak Changbin kręci głową, rozplątując kołtuny z ciągłym uśmiechem. - Chociaż wiesz... Trochę może się martwiłem, bo wiesz... Kto odwalałby za mnie połowę roboty.
- Nierób - burknął, przeczesując sztywną, dość szorstką, siwą grzywę. - Weź ty się lepiej za coś,a nie stoisz i się gapisz.
- Już, już szefie - uniósł dłonie w obronnym geście, aby następnie skierować się w stronę wyjścia i zniknąć za wielkimi, drewnianymi drzwiami.

             Changbin westchnął, czując, jak uderza w niego cisza, która przeszywana jedynie miękkimi oddechami koni, otula go jak puszysta kołderka. Czuł się naprawdę świetnie, siedząc w boksie, będąc obok potężnego, ciepłego ciała konia. Brunet przyłożył dłoń do łopatki rumaka i przejechał po niej palcami, czując pod nimi prawie satynową sierść. Nawet nie zorientował się, kiedy zaczął czerpać przyjemność z pracy tutaj. Nawet nie zorientował się, kiedy zaczął cieszyć się z obcowania z końmi. Nawet nie zorientował się, kiedy Felix stanął w wejściu do boksu. Blondyn z uśmiechem zaczął obserwować, jak Changbin z zamyśleniem spogląda na siwka.
- O czym myślisz? - zapytał, wyrywając chłopaka z transu.
- O niczym - mruknął, zaskoczony nagłym pojawieniem się Lee.
- Masz chwilę?
- Tak nie do końca.
- A kiedy będziesz ją miał?
- Po południu.
- W takim razie świetnie - młodszy uśmiechnął się szeroko, zaczesując piaskową grzywkę do tyłu. Changbin zmarszczył brwi, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie.

- Zabieram cię w teren.

***

               Słońce muskało ciepło policzki Changbina, który ubrawszy karą klacz, wsunął stopę w strzemię, aby następnie odbić się od ziemi i wskoczyć na grzbiet konia. Złapał za wodze, dokładnie tak, jak uczył go Felix i pokręciwszy parę razy biodrami, aby wygodnie ułożyć się w siodle, spojrzał na blondyna, który dopiero co zajął swoje miejsce na kasztanie.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie czuję się pewnie w galopie, prawda? - zapytał, nadal nie będąc pewnym swoich umiejętności. Będą jeździć po pobliskim lesie. Bez ogrodzeń. Bez piasku, który zamortyzuje upadek.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now