⁴⁹.Co za różnica

1.8K 198 50
                                    

- Myślisz, że da radę? - mruknął Chan, wystukując delikatną, przyjemną melodię o czarną kierownicę. Mieszał je nieświadomie z subtelnymi, cichymi dźwiękami gitary, płynącymi z radia, wywołując ciarki na plecach Jisunga i jeżąc włos na szczupłych przedramionach. Atmosfera w aucie była dziwna. Aczkolwiek nienapięta. Gęsta, ale nie dusząca. Krępująca, ale nie wiążąca gardła. Han miał wrażenie, że ciężkie chmury osiadły nad dachem ich auta, pochłaniając radosne światło, bijące z porannego nieba.
- Nie wiem - westchnął, mrugając podwójnie. Oboje właśnie obserwowali, jak brunet przekracza bramę stajni, otoczony złocisto-miedzianymi promieniami słońca. Maszerował dziwnym, jakby niepewnym krokiem, poprawiając czarny plecak na ramionach. Ciemne, rozczochrane kosmyki kołysały się na wietrze, a dłonie nie potrafiły znaleźć sobie zajęcia czy miejsca do spoczęcia.
       
     Han i Chris tamtego dnia odwieźli Changbina do stajni niczym prawdziwi, troskliwi przyjaciele. Choć to był bardziej pomysł Chana, który martwił się o czarnowłosego. Wiedział, że z ogromnym trudem przyjdzie mu rozmowa z Felixem; że będzie to niczym rozmowa o pierwszą pracę albo powiedzenie rodzicom, że coś się zbroiło. Z pozoru nic takiego... a jednak coś przerastającego siły.
- Musi sobie poradzić - szepnął Jisung. Wiedział, że nie znaleźli jak na razie innego wyjścia. Wiedział, że tak będzie dla piegowatego blondyna lepiej. Wiedział, że oboje zniosą to ciężko. I wiedział, że Seo, sam z siebie, decyzji już nie zmieni.
- Wiem, ale... - Chan urwał zdanie, łapiąc gwałtownie za kierownicę i zaciskając na niej chude palce. Martwił się o Changbina. W końcu przyjaciele chcą swojego szczęścia, prawda? A serce mu się krajało, gdy spoglądając w lusterko, widział na twarzy bruneta ból, zmieszany ze smutkiem i chęcią płaczu. Dawno nie widział go w takim stanie i będąc szczerym, nigdy nie chciał go takim widzieć.

- Binnie jest silny. Da sobie radę. - Han wysunął swoją dłoń w stronę tej szatyna, by po chwili bardzo ostrożnie pogłaskać wierzch ręki starszego.
- Może masz rację... - jęknął, wzdychając głęboko i zwalniając ręczny, gdy sylwetka bruneta zniknęła w jasnych, ciepłych promieniach słońca. - Jednak nie chcę, aby dusił wszystko w sobie.
- Wiem... - Jisung posmutniał jeszcze bardziej, czując ucisk w klatce piersiowej. Bin lubił dusić niektóre rzeczy w sobie. I to nie tak, że nie ufał przyjaciołom. Wynikało to raczej z jego chęci nie trucia im tyłków. A Jisung nie chciał cierpienia swojego najlepszego przyjaciela. Tak cholernie chciał, aby to wszystko było tylko złym snem. Obrócił się jeszcze na chwilkę, aby przyjrzeć się dokładnie murom stajni państwa Lee. A gdy już ostatni, bordowy słupek mignął mu przed oczami, przełknął ciężko ślinę. Spojrzał przed siebie z grobową miną i przygryzł dolną wargę. Dopiero wtedy docenił, że Chan przez cały ten czas będzie przy nim.

***

    Seungmin westchnął cicho, mrużąc oczy od zachodzącego słońca. Delikatnie chowało się za horyzont, przeciskając pomiędzy budynkami, malując tym samym ulice pastelowymi kolorami. Brzoskwiniami, różami, rumianymi pomarańczami i delikatnymi błękitami. Byłby to zwyczajny, piękny zachód słońca, ale gdy z rzadkich chmur lunęła gęsta mżawka, Min czuł się, jakby coś było na rzeczy. Wysunął dłoń przed siebie, a malutkie kropelki zaczęły zraszać jego skórę oraz lekko roztrzepane włosy. Westchnął jeszcze raz, przekręcając głowę w stronę jasnego, brzoskwiniowego słońca, zaglądającego właśnie teraz w jego źrenice.

      Wiele rzeczy działo się w te wakacje, a myśl, że właśnie się kończą, przyprawiały Seungmina o wrażenie, iż jakiś rozdział w jego życiu zostaje zamknięty. Chociaż... to nie wakacje... to te wszystkie wydarzenia, które zmusiły go do wyjazdu. Tak. To był koniec. Dla Mina to był koniec z jego poprzednim życiem. I choć jeszcze niedawno był święcie przekonany, że jego żywot ciągle będzie taki sam, wszystko zaczynało wywracać się do góry nogami, jakby na złość. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy może nie powinien zostać tam, gdzie pojadą... Bo w tym mieście chyba nie ma już dla niego miejsca. Miał wrażenie, że go dusiło; że wiązało. A on chciał poczuć się wolny. Chciał rozpostrzeć skrzydła i odetchnąć pełną piersią. To było... takie jego marzenie.

       Przymknął lekko oczy, już prawie zapominając, po co tu przyszedł. Jednak słysząc kroki oraz szelest plastikowych toreb, podskoczył w miejscu. Blisko. Bardzo blisko. Zarzucił czarny kaptur na głowę, aby móc jeszcze w ostatniej chwili się wycofać. Tup, tup, tup. Czyjeś buty, stukające o chodnik rozbrzmiewały coraz bliżej, mocniej, wyraźniej, przyprawiając jego serce o niewyobrażalnie szybkie tempo bicia. Tup, tup, tup. Zaraz tu będzie, a jeśli Seungmin nie obróci się w odpowiednim momencie, minie go, jakby w ogóle nie istniał. Jednak gdy nadeszła odpowiednia pora, aby Kim zrzucił kaptur czarnej bluzy, jego szyja jakby skamieniała, a ręka zdrętwiała. Winnowłosy nie potrafił nimi ruszyć. Po prostu ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Oczy zacisnęły się bardzo mocno, wiedząc, że gdy tylko ujrzą piękną, wręcz idealną twarz, pozwolą sobie na potok słonych łez. Dlatego Seungmin spuścił głowę, orientując się , że już w tym momencie składa broń. "Nie dam rady, to mnie przerasta" - pomyślał sobie, czując, jak coś ściska go w gardle.

     Chłopak miał nadzieję, że Hyunjin sam go zobaczy; że rozpozna go stojącego w tych cholernie ładnych promieniach słonecznych i krzyknie uradowany imię wakacyjnej miłości. Dlatego Min zacisnął pięści, słysząc, jak szelest siatek jest coraz wyraźniejszy i coraz głośniejszy. Wstrzymał na chwilę oddech w piersi, zaciskając oczy jeszcze mocniej. Przecież nie ma nawet cienia szansy, że Hwang go rozpozna. Czemu więc się łudzi? Czemu? To nie ma sensu. Zagryzł wargę, licząc, że chłopak przejdzie jak gdyby nigdy nic, jednocześnie trzymając w sobie nadzieję, iż ten zatrzyma się i sam go zaczepi.
A...
Nadzieja matką głupich. Jakież rozczarowanie go dopadło, gdy ten po prostu go minął, odchodząc w stronę złotych promieni słonecznych, oświetlających całą, idealną sylwetkę starszego. "I masz, co chciałeś" - pomyślał, zaciskając zęby i czując, jakby ktoś właśnie włożył jego poszarpane serce w imadło. "Przecież, nawet gdyby cię zobaczył, to i tak nie chce cię widzieć, idioto." - grzywka w kolorze słodkiego wina mokła właśnie na deszczu, wraz z materiałem czarnego kaptura. Seungmin miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze. A każda kolejna łza będzie bardziej gorzka od poprzedniej. Nie widział, na co liczył, ale nie chciał, aby to tak się potoczyło. Niech diabli porwą już, po co tu przyszedł. Min i tak nie miałby wystarczająco dużo odwagi, aby go o to prosić. Dlatego wsunął wilgotne dłonie w kieszenie bluzy i westchnął cichutko z zamiarem odwrócenia się w przeciwnym kierunku, by móc odejść z resztkami swojej godności.

- Nie zatrzymasz mnie? - Prawie wyskoczył z siebie i stanął obok, słysząc ten znajomy mu głos. Cholera. Cholera. Cholera.
- Nie - mruknął, spuszczając głowę. Chaotyczne zdania układały się w głowie, ale żadne nie chciało wyskoczyć z jego ust. Dlatego po prostu stał, bokiem do pleców Hyunjina, czekając, aż wydarzy się cokolwiek. Słyszał, jak serce dudni mu w piersi, zupełnie jakby ktoś umieścił tam wielki bęben i uderzał raz za razem. Oddech zrobił się nierówny, a dłonie zaczynały się pocić. Jeszcze ten język, który już na wstępie splątał się w ciasny supeł.
- W takim razie, po co tu jesteś? - Głos Hwanga wydawał się chłodny, oziębły, szorstki. A to tylko raniło zszarpane serce Mina, który chciał otrzymać choć jedno, ciepłe, łagodne słowo z jego ust. - Bo nie sądzę, aby to było czystym przypadkiem.
- Ja... - zaczął, czując, że coś kłuje go w gardło. Przyszedł tu, aby zapytać, czy nie zostanie łącznikiem czwórki przyszłych podróżników. Nie wiedział tak właściwie po co. Przecież mieszanie Hyunjina w tę sprawą, nie leżało w intensji Seungmina. Tak jak Changbin chciał, aby Felix trzymał się z daleka od tej sytuacji, tak Min chciał, aby Hwanga również nic z tych spraw nie dotykało. Więc po co przyszedł? Chciał ratować swój tyłek? Może. Chciał pokazać samemu sobie, że nie boi się rozmowy z tym cudownym księciem? Prawdopodobnie. Chciał zachować się jak zimny dupek, aby ten piękniś sobie nie myślał? Tak, ale w sumie nie. Chciał zobaczyć jeszcze raz tą topiącą zmysły twarz? Oczywiście. Dlatego pod pretekstem wypełnienia pomysłu Changbina, wstąpił na ścieżkę, którą Hyunjin zawsze wracał ze stajni. Skąd to wiedział? Starszy sam mu powiedział w jednej z wiadomości, które przysyłał Minowi codziennie w ilości hurtowej. A Kim wszystkie je czytał.

- Ja po prostu byłem w pobliżu. - Palnął pierwsze, co przyszło mu do głowy, a co brzmiało sensownie.
- I tak po prostu stoisz w deszczu? - Brunet, ubrany jedynie w luźną, czarną koszulkę i ciemne, szary dresy, obrócił głowę w stronę winnowłosego.
- Tak - bąknął, zaciskając dłonie w pięści. Cała odwaga, jeszcze niedawno kierująca jego kroki w tę stronę, nagle uleciała niczym powietrze z dziurawego balonika. Teraz chciał uciec. Biec przed siebie, nie oglądając się na piękną, wykrzywioną w dziwnym wyrazie twarz Hwanga. Pragnął zakopać się w pościeli, wierząc, że ochroni go od brudów tego świata.
- W takim razie... cześć - mruknął Hyunjin, a jego głos lekko zadrżał. Brzmiał odrobinę, jakby ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło. Aczkolwiek nadal było to pewne siebie i szorstkie zdanie.
- Ta... cześć. - Seungmin starał się, aby wszystko, co wypadnie właśnie z jego ust, brzmiało sucho; jakby Minowi nawet na rozmowie nie zależało. - W końcu masz, co chciałeś. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - Ostatecznie nie potrafił zapanować nad drżącymi dźwiękami, które produkowało jego gardło. Rzucał słowo raz za razem, nie zastanawiając się nawet, jak starszy to zrozumie.
- Wyjeżdżasz?
- Ta... fajnie co? - Kim zrobił kwaśną minę, zrzucając kaptur z głowy i czując jakiś przypływ adrenaliny. Nagle zrobił się zły, wręcz wściekły. Miał ochotę krzyczeć, kląć, rozbić cokolwiek. Wyprostował się, napinając przy tym każdy mięsień swojego ciała i posłał Hyunjinowi spojrzenie, odpowiednie dla największej klasowej zdziry. - Już nigdy więcej się nie spotkamy, nawet przypadkiem na siebie nie wpadniemy. Musisz się cieszyć Jinnie, prawda? - Głos młodszego przesiąknięty był takim jadem, że gdyby ktokolwiek zażył, choć malusieńkiej kropelki, zginąłby na miejscu. Jednak Seungmin nie potrafił się inaczej zachować. Po prostu widząc Hwanga, będącego tak oschłym, coś przestawiło mu się w głowie i nie potrafił powstrzymać pretensji i kwasu, zbierającego się na języku.
- Jasne... - burknął Hwang, stając całkowicie przodem do Mina, nerwowo przerzucającego ciężar z nogi na nogę. Cały plan poproszenia starszego o bycie łącznikiem spalił na panewce. Dobrze, że przynajmniej nie powiedział Changbinowi, że idzie spróbować. Inaczej musiałby się potem spowiadać z tej rozmowy. - Na długo? - zapytał Jin, z góry zakładając, że Seungmin wróci.
- Na zawsze - burknął, wiedząc, że prawdopodobnie właśnie skłamał. Chociaż... coś w głębi serca mówiło mu, że opuszczenie tego cholernego miasta i zostawienie go daleko za sobą dobrze mu zrobi.
- Dlaczego?
- A co... - Kim chciał już rzucić kolejnym wrednym i zgryźliwym tekstem, ale słowa utkwiły mu w gardle, gdy jego wzrok spotkał się z tym Hyunjina.

      Starszy wyglądał na... zaskoczonego. Lekko zdruzgotanego i zmieszanego, a jednocześnie nieco zasmuconego. Zupełnie jakby ta informacja uderzyła w niego z impetem siarczystego policzka. Próbował jednak ukryć te emocje pod maską obojętności, która leżała na nim tak krzywo, że Seungmin miał wrażenie, iż chłopak robi głupie miny.
- Po prostu - mruknął, rozglądając się dookoła i uciekając od ciemnych oczu Hwanga. Cholera. Nadzieja, którą w sobie żywił była tylko drogą do autodestrukcji, bo gdy brunet patrzył na niego ze szklącymi się oczyma, kompletnie nie wiedział co zrobić. Przecież nie powie mu, że banda chłopaków czai się na jego bezpieczeństwo i prawdopodobnie już teraz obmyśla plan jak spuścić mu łomot. Co więc ma powiedzieć? Że jedzie sobie na wycieczkę krajoznawczą w jedną stronę? Że przeprowadza się, bo ojciec dostał nową pracę w mieście daleko od domu? Że jego matka zachorowała i przeprowadzają się na wieś za jej potrzebą świeżego powietrza?

- Nie wrócisz? - zapytał. I choć starał się trzymać emocje na wodzy, głos zaczął drgać, jakby miał własny rozum.
- Nie wiem. - Seungmin przełknął ślinę, łapiąc w końcu kontakt wzrokowy z Hwangiem. - Ale to przecież dobrze... właśnie tego chciałeś.
- Nie próbuj wywołać we mnie poczucia winy... - Hyunjin warknął przez łzy cisnące się do jego oczu. Gdy był ze sobą szczery, dochodził do wniosku, iż jego zauroczenie względem winnowłosego jest tak silne, że jest w stanie chłonąć tony toksyn tego związku i tak bezsensowne, że nie wie, jaki jest tego cel.
- Nie próbuję... - jęknął cicho, widząc, że brunet stawia bardzo wolne kroki w jego stronę. Wyglądał jak anioł, gdy powoli zbliżał się, otoczony jasnymi, ciepłymi promieniami słońca z tym smutkiem wymalowanym na pięknej twarzy. I tylko te siatki w dużych, zapewne chłodnych dłoniach psuły cały efekt. - To po prostu twoje słowa - dodał szybko, gdy dzielił ich tylko jeden krok.
- Ale nigdy nie powiedziałem, abyś wyjeżdżał! - Uniósł nieco głos, a źrenice coraz mocniej lśniły od zbierających się w oczach łez. Seungmin pomyślał wtedy, że przyszło mu się zauroczyć w beksie... ale jak pięknej beksie.
- No i co z tego... twoje słowa były równoznaczne z tym...
- Min, przestań! Proszę! - Wypuścił siatki z rąk, marszcząc gęste, ciemne brwi. Miał tego już serdecznie dość. Swoich uczuć, zachowania winnowłosego, ostatnich wydarzeń i relacji, która nie mogła wyrosnąć na coś normalnego. - Powiedz mi... ale tylko prawdę. - Już w tamtym momencie miał wrażenie, że nie będzie w stanie pogodzić się z wyjazdem Seungmina, wiedząc tyle, co nic. A jeśli wyprowadza się przez niego? A jeśli Hwang zranił go tak bardzo, że nie może już znieść świadomości, że mieszkają w tym samym mieście? A co jeśli... chce coś sobie zrobić? Różne głupie pomysły wskakiwały do głowy starszego, mącąc mu w umyśle i wlewając niepokój w serce.

   Kim zawahał się. Z jednej strony nie chciał mu nic mówić, a z drugiej miał ochotę po prostu wtulić się w ramiona chłopaka i wyszeptać wszystko, jak na spowiedzi. Aczkolwiek na tę drugą opcję był zbyt dumny, więc jedynie zacisnął mocniej pięści w kieszeniach czarnej bluzy, patrząc, na gniotący serce widok prawie płaczącego Jina. Przez ułamek sekundy, próbował wyobrazić sobie, jak to byłoby wypłakać się w silną pierś ciemnowłosego.

- Parę spraw się pokomplikowało - burknął młodszy, przygryzając wargę. Przecież nie może całe życie zachowywać się w stosunku do Hyunjina jak ostatni dupek. Poza tym, jak miał zachować się niczym skończony cham, gdy ten duży dzieciak prawie płakał na jego oczach. - Powiedzmy... że muszę jechać.
- Min... w co ty się do cholery wpakowałeś? - Winnowłosy nie był pewien, czy Hwang wie, w czym siedział Changbin. Jednak postanowił zbyć to pytanie, kręcąc tylko głową i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Robiło mu się powoli słabo od emocji, a otoczenie zdawało się zlewać w jedno. Promienie słońca, otaczające sylwetkę starszego, warkot silników i rozmowy uciekających od deszczu ludzi, zapachy, unoszące się do nozdrzy chłopaka z ulicznych fast-foodów, chłodne krople, spadające na rozgrzane policzki Mina.
- Nieważne... - jęknął, dochodząc do wniosku, że sprawa go przerasta.

      Lepiej będzie uciec, przecierpieć i z pękającym sercem stwierdzić, że tak jest lepiej. Dlatego Seungmin chciał rzucić już szybkie "to do zobaczenia", "pa" albo "na razie"... Jednakże, gdy tylko drgnął z zamiarem odejścia, czyjaś mokra, choć ciepła dłoń, złapała za tą jego, powodując nagłą falę dreszczy. Serce zatrzepotało mocniej i ruszyło w dzikim galopie, dudniąc w uszach, a język zaczął się plątać, odmawiając współpracy dla strun głosowych. W takim stanie Min nie mógł nawet zaprotestować; nie mógł nawet się odezwać. I jeszcze te mięśnie, które jakby roztopione, pozwalały Hyunjinowi na ciągnięcie ciała Seungmina, gdzie tylko mu się spodoba. A z każdym kolejnym krokiem, nadgarstek winnowłosego zaczynał rozpalać się coraz większym żarem.
- Hyunjin... - Wydusił w końcu z siebie, próbując się skupić na otoczeniu, a nie na tej cholernej ręce. Domki, płotki, dzieciaki korzystające z ostatnich dni wakacji, drzewa, długie cienie, stłumiona muzyka, dobiegająca z kafejek lub knajpek. Jedna z tych przeciętnych, zwyczajnych dzielnic, ale przez palce, zaciskające się na ręce Mina, zdawała się tak magiczna.- Hyunjin - powtórzył, lecz starszy go nie słyszał. Pędził w amoku, będąc głuchym i niemym. Tylko wzrok prowadził go po chodniku, jakby miał on na sobie narysowaną specjalny tor. Tor, po którym Jin biegł, niczym zaprogramowany robot.
- Hyunjin - mruknął trzeci raz, gdy znaleźli się na długiej, wyścielonej białymi, mokrymi kamieniami ścieżce. Ciągle padało i ciągle świeciło słońce, tworząc przy tym jakąś dziwną atmosferę, którą ta dwójka chłonęła niczym gąbki. Seungmin zastanawiał się, dlaczego odeszli; dlaczego ich rozmowa przeniosła się akurat do pobliskiego parku. I choć wiedział, że chodnik nie jest najlepszym miejscem do jakiejkolwiek rozmowy, tak jedna z alejek wydawała się równie beznadziejna.

    Jin nic nie odpowiedział. Jedynie puścił nadgarstek Mina, opuszczając chude ramiona wzdłuż ciała. Czuł suchość w gardle i pojedynczą kroplę wody, spływającą po jego policzku. Nie była pokaźnej wielkości, ale była na tyle wyraźna, aby chłopak mógł ja poczuć. Brunet chciał coś powiedzieć, wydusić z siebie cokolwiek, zadać kolejne pytanie, mając wrażenie, że oszaleje, jeśli Min mu nie powie. Tak właśnie zapadła głucha cisza, rozdzierana poprzez popołudniowe odgłosy miasta. Dzwoniła w uszach, wlewała niepokój w serce. I choć oboje czuli, że powinni się odezwać, pozostawali jakby bez języka w ustach. Czy ktoś za pomocą czarodziejskiej różdżki odebrał im zdolność mowy? Cholera wie. Aczkolwiek czy naprawdę potrzebują słów? Czy muszą mówić? Może to właśnie słowa, które wystrzeliwują czasem, jak z karabinu są problemem ich relacji?

     Hyunjin podszedł bliżej, spoglądając na oświetloną brzoskwiniowymi promieniami twarz. Seungmin wyglądał inaczej, choć wciąż tak samo pięknie. Brunet ułożył ostrożnie dłoń na ramieniu kompana, spoglądając mu w oczy. Lekko przeszklone, nieco czerwone i zmęczone, ale ciągle śliczne. Zupełnie jakby były z wyidealizowanego obrazu. Twarz zroszona deszczem, lśniąca niczym obsypana diamentowym pyłem, przyspieszała bicie serca. Kilka mięśni w dłoni Hwanga drgnęło. Chciał otrzeć policzek Mina i czule pogłaskać go kciukiem. Jednak nie chciał niszczyć tak cudownego efektu. Poza tym bał się, że tylko wystraszy winnowłosego, przez co znów dostanie pięścią po kiszach. Dlatego uśmiechnął się jedynie, unosząc kąciki warg ku górze. Cieszył się, że widzi Seungmina po tak długim czasie. Nawet jeśli powiedział, że już nigdy nie chce go oglądać, teraz całe jego ciało przepełniała ekscytacja, że młodszy znów przed nim stoi. A powstrzymanie banana było zbyt trudne. Tak samo, jak nie pozwolenie sobie na choćby odrobinę innej czułości.

- Co robisz? - zapytał Min, spinając wszystkie mięśnie, ale przymykając oczy, gdy czoło Hyunjina zetknęło się z tym jego, tworząc tym samym dziwną wiązkę elektryczną, przebiegającą po ich ciałach. Nie wiedział, co ma zrobić. Dlatego stał jak wryty, mając ochotę krzyczeć, skakać lub rozpłynąć się i wniknąć w gorącą od słońca ziemię.
- Nie wiem. - Hyunjin zaśmiał się cicho, zamykając oczy.

     Głębokie, nierówne oddechy powoli zaczęły się wyciszać, by z każdą sekundą zmierzać do splecenia się w słodki warkocz. Ani jedno, ani drugie nic nie mówiło i nie ruszało się, gdyż strach przed zepsuciem tej chwili był zbyt duży. Dlatego po prostu stali nieruchomo z zamkniętymi oczyma, wsłuchując się we wszystko, co ich otaczało. Oddech, śpiew ptaków, szum fontanny, warkot aut, wyciszone rozmowy, muzyka, dobiegająca nie wiadomo skąd, szelest liści, kroki, skrzypienie bramy. Oboje mogli usłyszeć to o wiele lepiej; o wiele wyraźniej, a zarazem mgliście, jakby przez zakryte uszy.

- Wiesz... nigdy niczego nie ułatwiasz. - Hyunjin wyrwał ich nagle z tego błogiego stanu. Aczkolwiek Seungminowi to nie przeszkadzało, gdyż głos starszego, był mu najmilszym dźwiękiem.
- Też mi coś... - szepnął, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. - Nikt nigdy nie powiedział, że będzie łatwo. - Hwang uśmiechnął się szerzej, walcząc z ochotą na oplecenie ramion wokół drobnej sylwetki winnowłosego.
- Więc? Dlaczego wyjeżdżasz?
- Zaciągnąłeś mnie tu tylko po to, by mnie o to zapytać?
- Dokładnie. - Min zagryzł wargę, czując, że starszy chce się odsunąć i zapewne spojrzeć mu w oczy. A kontakt wzrokowy w połączeniu z mówieniem, czemu jedzie, nie będzie komfortową sytuacją. Zresztą to, jak stoją tu, stykając swoje czoła, wydać by się mogło mało przyjemne. Ludzie mogą w każdej chwili ich minąć, obrzucając dziwnym, wręcz zdegustowanym spojrzeniem. I co sobie wtedy pomyślą? Nic. To nie ich interes, a Seungmin ma głęboko w poważaniu ich zdanie, opinie czy zniesmaczenie. Czekał na bliskość z Jinem, nawet jeśli próbował oszukać się, że tak naprawdę wcale jej nie potrzebował.

     Gdy tylko Hwang drgnął, by odsunąć się choćby na milimetr, Kim, jakby pobudzony impulsem elektrycznym, złapał go za przedramiona. Zacisnął mocno palce na nagiej skórze, która zroszona ciepłą mżawką była tak aksamitna i delikatna. Przez chwilę zastanawiał się, czy właśnie nie śni na jawie, czy zaraz nie obudzi go budzik albo krzyk sąsiadki. Jednak Hyunjin zdawał się tak realny, tak ciepły i wyraźny, że gdy jego oddech muskał mokre policzki Mina, odrzucał od siebie wizję snu.
- Ja i Changbin wpakowaliśmy się w coś. Postanowiliśmy na jakiś czas wyjechać, aby sprawa ucichła. - Melodyjny głos był tak cichy, że Hwang ledwo go słyszał, ale tak przyjemny, że nie potrafił przestać się nim napawać. Nie potrafił się nadziwić, jak uzależniające są dźwięki, wypadające z gardła młodszego i nie potrafił się samemu sobie nadziwić, jak mógł pozbawić się możliwości delektowania się nim. Tak samo było z bliskością.
- Wrócisz?
- Chcesz, abym wrócił? - Seungmin nie pozwalał sobie na otworzenie oczu. Bał się, że gdy rozchyli powieki i ujrzy twarz Hyunjina, rozklei się niczym małe dziecko w ramionach kochającej matki. Czemu miałby płakać? Sam nie wiedział. Po prostu łzy cisnęły mu się z każdą sekundą coraz mocniej do oczu i nie potrafił tego powstrzymać. Dlatego stał, wyostrzając inne zmysły. Słuch, doszukujący się cichego oddechu i aksamitnego głosu. Węch, rozkoszujący się zapachem subtelnych, ale męskich perfum, połączonych z drażniącą nieprzyzwyczajonego do tego Seungmina, konną wonią. Dotyk, karzący każdej komórce w jego ciele panikować, gdy dłonie Hwanga, chociażby muskały jego skórę. Tylko smak nie miał tu zbyt dużo do gadania.

    Jednak Hyunjin nie odpowiedział. Milczał, powodując, że serce winnowłosego biło szybciej i chaotyczniej. Zbierał w głowie słowa... z których ostatecznie zrezygnował. Zamiast tego, zbliżył się jeszcze, by zaczepnie trącić nos młodszego tym swoim. Raz, drugi, trzeci, by później przejść na policzek, skronie, żuchwę. Zaczął przypominać kocura, łaszącego się do swojego pana, co wywołało tylko krótki śmiech ze strony Seungmina.
- Co robisz? - zapytał, gdy Hwang trącił jego policzek tym swoim. Zaskoczyło go to zachowanie, ale nie narzekał. Wręcz przeciwnie, podobały mu się takie czułości. Były niebanalne i... niestraszące.
- Czy to ważne? - Po tych słowach oplótł ramiona wokół ciała Mina, wtulając go we własne ciało. Nie liczył, że młodszy odwzajemni uścisk. Był gotowy na to, iż otuli go ciepłem bez wzajemności. Jednak gdy dłonie Kima spoczęły na mokrych od deszczu plecach Jina, wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu zimny dreszcz. Jak bardzo absurdalna była ta chwila? Co za różnica.


a/n: 
Cóż... powiedziałam, że będą, więc są. 
Chyba odrobinę poleciałam po bandzie i polałam za dużo wody. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, a w ostatecznym rozrachunku przyjemnie się wam czytało. 
Cieszę się, że w końcu pochyliłam się mocniej nad ich wątkiem. Nawet jeśli teraz jest trochę przesłodzony. 

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz