1

3K 156 342
                                    

Spojrzałem się na niego. Leżał nieprzytomny i przykryty jasną kołdrą. Mimo tego oddychał spokojnie oraz mogłem z łatwością usłyszeć pikanie jego serca. Na dodatek podłączony był do kroplówki. Trochę zrobiło mi się go żal.

Znajdowaliśmy się na jednej z sal szpitalnych. W tym samym pokoju młoda dziewczynka również spała, tylko na drugim łóżku. Lecz nie powinienem się nią interesować, ponieważ nie bez powodu zostałem tutaj zwołany.

- Co mu jest? - zapytałem, spoglądając się w stronę ordynatora, który również bacznie się tamtemu przyglądał.

- Słabe stawy - odparł szybko mężczyzna. - Miał już trzy operacje i nadal nic mu się nie poprawiło.

- Dlaczego do mnie pan zadzwonił? - Starałem się, aby mój głos nie wyrażał żadnych uczuć.

- Chciałbym, abyś przyjął go pod rękę w ramach rehabilitacji.

- JA?! - Drgnąłem, słysząc te słowa. Jak to możliwe, że zagliblisty ja musi się opiekować jakimś dzieckiem jak jakaś niańka! - Nie! Nie ma mowy! - warknąłem, machając rękami. - Stanowczo nie!

- Posłuchaj mnie uważnie...

- Nie! Nie będę się nim opiekował. Przepraszam, ale za niedługo zaczyna się szkoła i wie pan, ale... ekhem... za rok matura, więc... no... nie dam rady.

- On będzie chodził z tobą do klasy.

Zamarłem. Jak on ma niby tam chodzić w takim stanie?

- Nie lepiej, aby mu się przydały lekcje indywidualne? - odrzekłem, nadal nie ustępując.

- Jego rodziców nie stać na nie. Oraz uważam, że to właśnie ty sobie z nim poradzisz.

- Ja sobie z nim nie poradzę!! - zawołałem, na co młody jęknął. Ordynator przyłożył mi palec do ust, chcąc mnie uciszyć. Burknąłem na ten gest. - Poza tym mamy zbyt mały dom. Nie pomieścimy w nim tej pchły.

- Wiem o tym. Dlatego rozmawiałem o tym z twoją mamą. Zgodziła się, abym wam zafundował tymczasowy domek mieszkalny.

Na te słowa się uśmiechnąłem. Wiedziałem doskonale, jak z tego wybrnąć.

- Kseksekse... panie ordynatorze... wie pan, że idę do drugiej klasy liceum, co oznacza, że ja mam siedemnaście lat, a dopiero w styczniu skończę osiemnastkę. A właściwie, to znajdujemy się w Polsce, a prawo zakazuje możliwość przesiadywania samemu w domu do osiemnastego roku życia. Więc przepraszam, ale wygrałem.

- Och? No to ja z wami zamieszkam.

- CO?!

- Jakie co! Jakie co! Nie mogę was zostawić samych! W domu nikt na mnie nie czeka, więc, co mi zaszkodzi?

- Pan sobie chyba jaja ze mnie robi...

- Nie robię.

- To ja już wolę pozostać sam na sam z tą pchłą... - warknąłem.

- I to mi się podoba. - Uśmiechnął się promiennie. - Zadzwonię do jego rodziców, aby się nie martwili i powoli go pakowali. Ty też możesz wracać i się pakować. - To ostatnie było skierowane do mnie.

Burknąłem, po czym szybkim ruchem opuściłem pokój, a następnie cały budynek szpitalny. Chciałem normalnie zabić gada za to, że muszę zajmować się tamtym dzieckiem jak mamusia. Czekaj! Czy on właśnie powiedział, że będzie ze mną chodził do klasy? Czyli, że jest w moim wieku. Noż kur...!

Westchnąłem, kiedy wszedłem do budynku. Od razu moim oczom ukazała się moja matka. Za pewne będzie chciała ze mną o tym rozmawiać, a mnie się jakoś nie godziło na jakąkolwiek konwersację.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now