32

502 33 275
                                    

Następnego dnia ordynator skołował dla Feliksa wózek inwalidzki. Niestety nie był to najlepszy model, a rdzę można było zobaczyć aż z dziesięciu metrów. Mimo tego Felek wydawał się być zadowolony z tego prezentu.

- Będziesz mnie codziennie brał na spacery! - oznajmił wtedy, śmiejąc się jak dziecko.

Spacery były obowiązkowe - zadane przez Orala. Z jednej strony lubiłem spędzać czas na świeżym powietrzu, ale z drugiej - musiałem się użerać z usadowianiem go na wózku i chronić uszy przed skrzypiącymi kołami. Wreszcie się poczułem jak świeżak w pracy rehabilitanta. Wyglądało na to, że początki nie będą aż takie męczące, nie licząc tych przeklętych kół.

Aktualnie znajdowaliśmy się przed szpitalem. Feliks obserwował wszystko dookoła, nadsłuchując śpiew ptaków i szczekanie psów. Ja za to musiałem bez przerwy stać i czekać na ordynatora, który obiecał, że nam przekaże klucze do naszych pokoi. Chociaż za pewne i tak Feliks będzie mi kazał spać razem z nim.

- Gilbert! Macie tutaj! - Ordynator wybiegł zza drzwi wejściowych, trzymając w ręku pożądane przedmioty. Bez przeszkód przekazał mi je, na co ja schowałem do kieszeni. - Tylko pilnuj, aby się nie zgubiły.

- Jasna sprawa, ordynatorze Oralu! - Zasalutowałem.

- Nazywam się Orlen, Gilbert - westchnął Oral, znaczy... Orlen - nie Oral.

- Wybacz, doktorku - zakpiłem, po czym puściłem mu oczko. - To my już idziemy!

- Wróćcie o dziewiątej wieczór, bo szpital wtedy zamykamy! - ostrzegł nas, po czym powrócił do budynku.

- Zatem - zwróciłem się do Feliksa, uśmiechając się łobuziarsko - gdzie pani pragnie wpierw pojechać? - oznajmiłem formalnym tonem.

- Pani? - Podniósł zaskoczony brew.

- Pobawmy się w sługę i panią. Ja będę twym sługą, ma pani. - Sam nie wiem, skąd wpadłem na taki głupi pomysł, ale chyba mi odbijało przez te słońce.

- Będziesz mym sługą... - zastanawiał się przez chwilę. Zaraz po tym wpadł na genialny pomysł, ponieważ uśmiechnął się do siebie. - A ja twą panią...?

- Oczywiście, ksekseksekse.

- Zatem pocałuj mnie, mój sługo! - Zawołał oficjalnym tonem, prostując się na wózku i czekając na wykonanie tegoż ów zadania.

- Muszę odmówić.

Feliks fuknął niezadowolony.

- A czemuż niby?

- Sługa nie może się całować z królową. To niedorzeczne, kseksekse.

- Głupia ta gra. - Feliks skrzyżował ramiona na piersi, odwracając wzrok. - Chodźmy lepiej na lody czy coś.

- Muszę odmówić. - Lekko się pochyliłem do przodu, kładąc rękę na piersi jak prawdziwy Sebastian.

- A to znowu czemu? - Feliks zmarszczył brwi.

- Nie mam pieniędzy.

- Jesteś idiotą - warknął cicho.

- Możemy przejść się po parku - zaproponowałem, tym razem normalnie mówiąc.

- Jak chcesz.

Delikatnie pchnąłem wózek do przodu, krocząc w stronę uliczki, która była wejściem do krainy drzew, traw, krzaczków i różnego rodzaju kwiatów. Chodziliśmy w ciszy. Nie wiedziałem, o czym w takich momentach wartoby było pogadać, dlatego postanowiłem uciszyć swój umysł i ponieść się widokom.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now