2

1.7K 115 135
                                    

Postanowiłem odstawić swoje bagaże w salonie. Przez chwilę zastanawiałem się, jakie ćwiczenia wymyślić dla Felka? Właściwie to nie było się czym martwić - w końcu to tylko na nogi. Wiele razy widziałem takie rehabilitacje. Pójdzie łatwo.

Podszedłem do kalendarza. Ugh... jeszcze dwa tygodnie do szkoły. Mam nadzieję, że później dam radę się wyrobić. Gdyby pozwolili mi mieć drugą osobę do pomocy, to by było super, a tak to zaraz i ja padnę na nosze.

Spojrzałem na Feliksa, który aktualnie siedział na wózku w jadalni. Obserwował wszystko z niedowierzaniem. Mimo tego nie mogłem dostrzec u niego żadnej pozytywnej miny. W końcu postanowiłem przerwać tę krępującą ciszę.

- Ej, Felek. Głodny jesteś? - Podszedłem do w miarę dużej lodówki. Gdy ją otworzyłem, zobaczyłem... pustkę. No tak. Czego miałem się spodziewać? Dopiero jutro rano bagaże Feliksa przyjadą; mam nadzieję, że jedzenie również. - Ech... nieważne...

- Opowiesz mi coś o sobie? - odparł nieśmiało, na co ja się popatrzyłem na niego lekko zaskoczony.

- A czego chciałbyś się dowiedzieć od zagliblistego mnie? - zarechotałem, tym samym pokazując moje piękne zęby.

- Umm... nie wiem... przepraszam za kłopot.

Po tych słowach odwrócił znacząco wzrok. Westchnąłem, podchodząc bliżej niego. Złapałem się za rączki od wózka, pchając go w kierunku wyjścia.

- E...ej! Co ty robisz?! - zawołał przerażony z nagłej zmiany otoczenia.

- Potrzybujesz trochę luzu. Mała przejażdżka przy zachodzie słońca nic ci nie zrobi - zaśmiałem się, wyjeżdżając na ulicę. Postanowiłem podjechać ku niewielkiego jeziora, które znajdowało się niedaleko domu.

- Dlaczego tam jedziesz? Chcesz mnie utopić czy jak? - Słychać było w jego głosie przerażenie. Uroczo to wyglądało.

- Nie martw się. Jesteś w dobrych rękach.

- Tak, tak... - warknął, poddając się końcem walki.

Zatrzymałem się tuż blisko wody. Szczerze mówiąc, to nawet ładny widniał tutaj widok i to jeszcze w czasie zachodu słońca. No cóż... jeśli chodzi o otoczenie, to matka miała gust.

Drzewa trochę zasłaniały czerwoną aurę, ale na szczęście nie było tego zbyt wiele. Uśmiechnąłem się lekko. Naprawdę cudne zjawisko.

- Możemy już wracać? - zapytał się z lekkim oburzeniem Feliks.

- O czym ty mówisz? Dopiero co wyszliśmy z domu! - Podparłem swój podbródek o jego głowę.

- Zimno...

Spojrzałem się na niego lekko wystraszony. Miał on gęsią skórkę i drżał, chowając ręcę pod tyłek.

- Nie martw się. Zaraz zagliblisty ja pożyczy ci swój zagliblisty dres. - Po tych słowach jeszcze bardziej się zaśmiałem, przykrywając go swym wdziankiem jak kocykiem. Naprawdę nieźle się tutaj bawiłem, szczerze mówiąc.

- Dziękuję... - znowu odwrócił wzrok, lekko się rumieniąc.

- Powiedz mi - odparłem. - Jak to jest przechodzić trzy operacje z rzędu?

Przez chwilę siedział w całkowitej ciszy. Zacząłem się zastanawiać, czy te pytanie było na miejscu. Chcąc wybronić się z danej sytuacji, miałem coś dodać, jednak przerwał mi szeptem:

- Strasznie... ummm... a ty nigdy nie miałeś żadnej operacji?

- Nein.

- Mów po polsku, z łaski swojej, na moim terenie.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now