15

994 69 209
                                    

Kolejne dni szkoły minęły bez przeszkód. Przez ten czas Antoniowi udało się zorganizować wycieczkę w góry. Nie wiem jak to będzie z Feliksem. Chłopaczyna tak bardzo się cieszył, że aż głupio by było zostawiać go w domu.

Dzisiaj miała się odbyć dana wycieczka. Oczywiście oszukałem zgodę od rodzica, bo... i tak mieszkamy sami w domu? Lepiej, aby się nikt nie dowiedział się o tym. Nie chcę mieć żadnych problemów z glinami.

Spakowałem do plecaka tylko komórkę i prowiant. To tylko siedem godzin... nic takiego złego się nie zdarzy...

Spojrzałem na śpiącego Feliksa. Uroczo wyglądał, nie powiem, że nie. Tylko że... uchh... za pewne będę go musiał wszędzie nosić podczas wyprawy... ale dla mnie to pestka! Kseksekse!

- Feliś, wstawaj - odparłem, kołysząc go lekko. On na ten gest jęknął, ocierając zmęczone oczy.

- Hę?

- Za niedługo mamy się stawić na zbiórce. Zapomniałeś, jaki jest dzisiejszy dzień?

- Piątek trzynastego?

- Też... ale...

- Oż kurka! Dzisiaj jest wycieczka! - zawołał, podnosząc się do siadu. Krzyknął z bólu, łapiąc się delikatnie za stawy.

- Dlatego musisz się szybko umyć. - Wziąłem go na ręce, przenosząc go na wózek. Następnie obaj zniknęliśmy za drzwiami do toalety. - Idziesz się najpierw wysikać czy...

- Kupę mi się chce - odrzekł jak gdyby nigdy nic.

O Maryjo, Boże święty... mam nadzieję, że nie zginę od tego smrodu...

Ściągnąłem jego spodnie, usadawiając go na sedesie. Przyzwyczaiłem się do tego, dlatego nawet nie zarumieniłem się, kiedy dostrzegłem jego przyrodzenie.

- Daj znać, kiedy skończysz - powiedziałem, opuszczając pomieszczenie.

Przygotowałem sobie randomową chustę. Oj... jak Feliks puści bombę, to wszyscy giną... to jego tajna broń...

Po piętnastu minutach usłyszałem wołanie. Zatwardzenie miał czy co? Przyłożyłem sobie chustę do nosa, wchodząc do środka. Feliks uśmiechał się niewinnie.

- Wytarłeś się? - zapytałem.

- Mhm.

- No dobra...

Trudno mi wychodziło zakładanie spodni jedną ręką. Jednakże na szczęście udało mi się po długim czasie. Posadziłem go na wózku i podjechałem do kranu, gdzie następnie zaczął myć swoją twarz i zęby.

***

- Gilbo... to w końcu dasz mi tą sukienkę? -burknął, kiedy siedział już na łóżku.

- Żadnej sukienki ci nie dam!! Bo jeszcze pomyślą, że z tobą jest coś nie tak!!

- Dawniej w Polsce ubierano małych chłopców w sukienki. - Spojrzał się na mnie zwycięsko.

- Ale dzisiaj to dzisiaj, a dawniej to dawniej! Zobacz różnicę!

- No Gilbo...

- Nie ma mowy!

- Buuu!! Ty niedobry...

Westchnąłem, ubierając go w krótki rękawek oraz krótkie spodenki. Było gorąco na polu, więc lepiej nie męczyć się z kurtkami ani dresami.

- 8:46 - przeczytałem na zegarku. - O dziewiątej mamy być pod szkołą. - Ubrałem plecak na siebie, a następnie uniosłem Felka w stylu księżniczki.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now