14

959 78 116
                                    

Wróciliśmy do domu. Miałem mętlik w głowie. Feliks, który nie umie pisać, za pewne czytać też nie... teraz będzie się uczył w szkole wyższej... w której nie było szans, aby się dostał... nie pisał egzaminu gimnazjalnego... nie jest jego absolwentem... więc jak...?

Odłożyłem go na kanapie. Nie zauważyłem, kiedy zacząłem chodzić w kółko tam i z powrotem. Musiałem to wszystko przemyśleć... Feliks nie umie pisać... nie umie czytać... Ale czekaj. Nie powiedział, że nie umie czytać!

- Umiesz czytać? - zapytałem wprost.

- Umm... nie? - Uśmiechnął się niewinnie.

- Ughh... jak myślałem.

Znowu nastała cisza, przerywana moimi krokami.

- Gilbert...? - odparł cicho Feliks. - Coś się stało...?

- Stało... się... stało! - warknąłem. - Jak to możliwe, że jesteś w mojej szkole?! A zwłaszcza, jeśli nie umiesz czytać!

- Bóg mnie kocha. - Uśmiechnął się lekko.

- Yhym! A mnie nienawidzi.

- Dlaczego nienawidzi?

- Bo teraz muszę się z tobą użerać! Muszę ciebie zacząć uczyć pisać i czytać! I jeszcze potrzebujesz korepetycji, bo inaczej nie zdasz klasy! Uhhh...

- To... nauczysz mnie?

- Ha! I jeszcze czego.

- Gilbo... - dalej się uśmiechał. - Proszę cię... jesteś moją niańką czy nie?

Burknąłem, kierując się w stronę pokoju, szukając jakiejś książki. Aż w końcu znalazłem. Ughhh... ta gejowska książka od matki...

Chwila, chwila! Przecież Feliks ją czytał! Okłamał mnie!

- Feliks! - Uderzyłem mocno drzwiami, na co wzdrygnął się przerażony. W ręku trzymałem daną książkę. - Pamiętasz ją?

- Umm... ale że co? - Dalej się uśmiechał niewinnie.

- Nie rób ze mnie kretyna, Feliksie! Wiem, że umiesz czytać! Okłamałeś mnie!

- N...no co ty, Gilbo! - Zaczął wymachiwać rękoma, drżąc cały ze strachu. - Nigdy bym ciebie nie okłamał, przysięgam!

- Ach, tak? To powiedz. Lubisz ze mną ćwiczyć?

- Co to za pytanie! Oczywiście, że tak!

- Dzisiaj jeszcze nie chodziliśmy, nie? - Na mojej twarzy zaczął się unosić lekki uśmiech. Chciałem go ukarać. - Ale! Dzisiaj postarasz się sam chodzić o kulach. Mamy tam w pokoju, nie? Pan ordynator wszystko przygotował. - Te ostatnie zdanie szepnąłem tuż nad jego uchem.

- A...ale G...Gilbo... - Bał się. I dobrze! Niech się boi! Lepiej niech nie wkurza zagilbistego mnie! Kseksekse!

- Żadne ale! - Rzuciłem mocno książką o stół, biegnąc po kule. Po powrocie Feliks był bliski rozpaczy. Podałem mu je. - No dalej. Wstawaj i idź.

- J...jesteś wr...wredny, G-Gilbo... - wyjąkał, próbując jakoś stanąć na podłodze. Słabo mu to wychodziło.

- No, dobra. Pomogę ci. - Złapałem go mocno za ramiona, nakazując mu wstać. Od razu się powiesił rękoma na kulach. Nogi i ręce mu drżały. Usiadłem wygodnie na fotelu, czekając, kiedy zrobi pierwszy krok. - No idź, Feli.

Popatrzył się na mnie z przerażeniem, a następnie na stopy. Uniósł się na prawej nodze, a następnie... przewrócił się na ziemię. Pobiegłem od razu do niego, zauważając, jak jęczy i syczy z bólu.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now