10

1.1K 71 169
                                    

Zamknąłem drzwi, dokładniej się przyglądając wiadomości. Tak. To było wezwanie do sądu. Przez... Antonia? Umm... może zostałem wskazany jako świadek? Miałem tylko nadzieję, że nie dadzą mi dwa lata za brutalne pobicie sierżanta na służbie... Albo nawet mogłoby być pięć lat... to zależy jedynie od sądu najwyższego.

Feliks również się tam znajdował. Jako poszkodowany. Czyli jednak jestem świadkiem. Uf! Co za ulga!

Rozprawa rozpocznie się jutro o godzinie ósmej. Ughh... co tak wcześnie...

- Kto tam? - Usłyszałem głos Feliksa. Dopiero wtedy się opamiętałem i pobiegłem w stronę pokoju.

- Listonosz. Jutro mamy rozprawę sądową - wytłumaczyłem mu, jednakże dostrzegłem na jego twarzy przerażenie.

- Ja nie chcę! Gilbert! Ja się boję! Tak totalnie! Nie chcę!

- Ja też tego nie chcę, ale cóż zrobić? Ty masz ulgę, bo jesteś poszkodowany.

- To niczego nie usprawiedliwia, tak totalnie! Znowu będą się mnie pytać o szczegóły! - Zauważyłem, jak zaczyna płakać.

- Powiedz ogólnikowo, po prostu - westchnąłem. - Będę przy tobie, nie martw się.

Usiadłem tuż koło niego na łóżku, tuląc go do siebie. Mruknął niezadowolony, jednakże nie protestował. Jeszcze bardziej się we mnie wcisnął, gniotąc moją koszulkę palcami.

Po chwili zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Zbliżył ostrożnie usta do moich, po czym pocałował mnie nieśmiało.

Przez chwilę wpatrywałem się w niego zszokowany. Odwrócił głowę zdenerwowany, rumieniąc się mocno. Nie wiedziałem, co miałem powiedzieć.

- Feliks... - szepnąłem.

- Obiecałem, że cię pocałuję, jak się wykąpiemy - dodał niewinnie. - Oraz że przejdę się po ogródku.

- Nie musisz, jeśli nie jesteś w stanie...

- Jestem w stanie! - burknął. - To w ramach rehabilitacji, pamiętaj!

Zaśmiałem się cicho, odrywając się na chwilę od świata. Ten pocałunek... może i nie był idealny, ale... czy Feliks coś do mnie czuje? Co prawda, że jest uroczy, ale... to wciąż facet. Nie! Nie mogłem się w nim zakochać! To niedopuszczalne!

- Chcesz teraz to zrobić? - zapytałem, na co pokiwał głową. - To chodź.

Wziąłem go na ręce, niosąc go w kierunku wyjścia. Pociągnąłem za klamkę, mrużąc oczy przez silne światło słoneczne.

Odstawiłem powoli Feliksa na trawie, na co syknął z bólu, podtrzymując się mocno mojego ramienia. Nogi mu szaleńczo drżały. Zrobił pierwszy krok, od razu tracąc równowagę. Dobrze, że złapałem go w odpowiednim momencie, bo inaczej mogłoby się to skończyć źle.

- Żyjesz? - zapytałem, na co spojrzał na mnie zaskoczony. A raczej... zapłakany. Jego oczy się zaszkliły, mimo tego powstrzymywał się od płaczu. - Wszystko w porządku? - dodałem powtórnie.

- Tak... dzięki...

Postawiłem go do pionu. Następnie zaczęliśmy robić malutkie kroczki, przez które Feliks jęczał niemiłosiernie. Próbował ściskać usta, nie chcąc wydawać tych dźwięków. Ja się już do nich przyzwyczaiłem, więc nie było problemu.

Może minęło niecałe dziesięć minut, aby Feliks zaczął ciężko oddychać. Tym razem jego łzy zaczęły spływać po policzkach. Mimo tego szedł dalej.

- Wystarczy, Feliks - odparłem, głaszcząc jego włosy.

- Chcę jeszcze - warknął, stępując ostrożnie prawą nogą do przodu. Wahał się, to wiadome. Lecz się nie poddawał.

PrusPol - ZrehabilitowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz