33

424 37 195
                                    

*Perspektywa Gilberta*

Byłem zły na siebie, że wspomniałem o myciu Feliksa. Myślałem o tym, co się stanie, gdy zaraz zobaczę go nago. Wolałbym już czuć jego mocz do końca mych dni.

Cóż, nie udało mi się wywiązać z tej pułapki.

Niedługo po tym znaleźliśmy się w toalecie. Udało mi się Feliksa rozebrać z trudem, ze względu na gips. Na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec. Stanąłem za jego plecami, przyglądając się mu z tyłu i zastanawiając się, jak powinienem zacząć.

- To jest takie żenujące - oznajmiłem, biorąc do ręki mokrą gąbkę z mydłem.

- Nikt się przecież nie patrzy. - Feliks próbował mnie prawdopodobnie pocieszyć.- Zawsze możesz pomyśleć o czymś innym. Jakiejś przyjemnej rzeczy. - Niepewnie się do mnie uśmiechnął.

- Wtedy stracę koncentrację i ci gips zamoczę - burknąłem pod nosem, mówiąc zgodnie z prawdą. - A właśnie - olśniło mnie - kiedy ordynator będzie ci go ściągał?

- Mówił, że najpóźniej po miesiącu - odpowiedział ciszej. - Dokładniej to sam jeszcze nie wie. Jak będę miał szczęście i szybciej się wyleczę, to może... po trzech tygodniach?

- Chociaż to i tak nic nie zmienia bez protez. - Wywróciłem oczami.

- Gilbert, mam do ciebie prośbę - dodał, gdy zacząłem mu obmywać plecy i szorować je gąbką.

- Hm?

- Po tym, kiedy będę miał protezy i nauczę się chodzić, nie zostawisz mnie?

Feliks spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem pieska. Znowu się zarumieniłem, ponieważ w tej chwili wydał mi się taki bezbronny i uroczy.

Zastanowiłem się. Nie przypominałem sobie życia poza terenem szpitala. Tutaj się wybudziłem ze ,,śpiączki" i zaczęło się wszystko od nowa. Nawet nie pamiętałem swoich rodziców, jeśli w ogóle ich mam, oraz przyjaciół. Gdzie jest mój dom? Co się stanie, jak ordynator mnie wypisze?

Wyglądało na to, że Feliks to jedyna osoba, która mi pozostała przy życiu.

No i jeszcze Orlen, ale to inna bajka.

- Chyba nie mam innego wyjścia. - Uśmiechnąłem się delikatnie, ale to wystarczyło, aby wywołać szczerą radość u Feliksa.

- Dziękuję - wyszeptał. - No i przepraszam, że... no wiesz... jestem taki nachalny.

Zmarszczyłem brwi.

- W czym niby?

- W byciu z tobą. Tęsknie po prostu za starymi czasami.

Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jego słowami. Może i miał rację. Ale to nie on był nachalny - tylko ja. Mimo iż sam mi powiedział, że kiedyś się razem kochaliśmy, to nadal od tego uciekałem. Gubiłem się w swoich własnych myślach jak jakiś idiota, a nikt nie raczył mi pomóc w dokonaniu wyboru.

Westchnąłem ciężko.

Jestem zwyczajnym tchórzem.

- Wiesz... - przeniosłem gąbkę na jego tors - przepraszam. Wydaje mi się, że... ughh... może... jednak dam ci szansę.

Jego powieki się rozszerzyły do maksymalnych rozmiarów. Popatrzył się na mnie wzrokiem, jakby mi nie dowierzał.

- Naprawdę? - zapytał, mając pewność, że to, co powiedziałem, nie było snem.

- Naprawdę. - Przytaknąłem głową.

Prawdopodobnie, gdyby mógł, zarzuciłby mi ręce za szyję i przytulił mnie najmocniej jak potrafił. Zamiast tego siedział w bezruchu, uśmiechając się promiennie.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now