13

940 68 145
                                    

Koło dwudziestej godziny usłyszałem swój wymarzony dźwięk klamki od drzwi. Od razu się zerwałem do siadu, co spowodowało silnym bólem w nogach. Jęknąłem głośno, przygryzając wargi. Miałem nadzieję, że dzięki temu nie będę zbytnio czuł bólu. Na próżno...

Do kuchni wszedł mój ukochany Gilbert. Jednakże szybko mój uśmiech zniknął na twarzy, kiedy próbował omijać mnie wzrokiem. To było... smutne...

- Gilbo...? - zapytałem nieśmiało. Brak odpowiedzi. - Gilbert! - Nadal nic. - Proszę! Spójrz na mnie! - pisknąłem cienko, ścierając łzy z oczów. Nie chciałem płakać. Jednakże zamiast odpowiedzi otrzymałem głuchą ciszę. - Przepraszam! Gilbo! Odpowiedz mi.

- Właśnie zdecydowałem - warknął, podchodząc do mnie. - Oddaję ciebie do szpitala.

Szok. Właśnie przebił mi serce. Zacząłem czuć w sobie smutek, płacz oraz strach. Spoglądał się na mnie z góry. Dziwnie się wtedy czułem. Taki... zakłopotany...

- D...dlaczego?! Gilbo! Przecież...

- Nie mam pieniędzy, aby się tobą zajmować! - Przerwał mi. - Jesteś nikim innym jak jedynie pchłą na dupie. I to jeszcze przez ciebie muszę płacić grzywnę. A co jeślibym wtedy trafił do więzienia?!

- A...ale... ja się poprawię...

- Niezbyt przekonywująca odpowiedź.

- Pomogę ci...! Um...

- Ha! Niby jak?! Ledwo się ruszasz i w dodatku chcesz mi pomagać... Głupota.

- T...tak! Chcę tutaj z tobą zostać!

- A ja chcę gwiazdkę z nieba.

- P....pomogę ci!

- Ughh... jutro ordynator ma nas odwiedzić. Poproszę go, aby ciebie stąd zabrał.

- Gilbo! Błagam! Nie! - Złapałem go za rękaw koszuli, przez co się popatrzył na mnie zdziwiony. - Kiedyś nawet nie pozwalałeś nikomu do mnie gadać, a teraz? Co się z tobą stało!!

- Zniszczyłeś mi życie.

Jeszcze bardziej się rozpłakałem. Tym razem nie powstrzymywałem się. Głośno szlochałem, brudząc przy tym własną koszulkę. To tak totalnie bolało...

Wziął mnie na ręce, na co drgnąłem zdenerwowany. Przytuliłem się mocno do niego, mając nadzieję, że przestanie mnie nienawidzić. Zamiast tego zostałem brutalnie rzucony na łóżko. Po raz kolejny, chyba. Znowu mnie nie umył. Czułem się jak niepotrzebna szmaciana lalka, którą wyrzucają do śmietnika.

- G...Gilbert... - westchnął Ludwig, litując się nade mną. - Aż tak bardzo nie podoba ci się rola niańki?

- Tak, jeśli nic z tego się nie ma! - wrzasnął, Gilbert. Zaczynałem się go bać.

- Wiesz... mogę dać ci trochę pieniędzy z Unii...

- Trochę nie wystarcza! Trzeba odpłacić karę dwu tysięcy złotych, zakupić podręczniki i zeszyty do szkoły oraz jeszcze zaczyna pomału brakować jedzenia!

- To nie jest dużo...

- Phi! Chyba dla ciebie! Ja za to czuję się jak biedak!

Obserwowałem ich z dołu, trochę zmieszany. Drżałem ze strachu, dlatego w duszy zacząłem się modlić do Boga o to, aby pozwolił mi w tym domu jeszcze pozostać z Gilbertem.

- (...) Aghh! No dobra, zostajesz, pchło. Ale! Jak nie przestaniesz się niegodnie zachowywać, od razu wracasz do szpitala.

- N...naprawdę?! - Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Bóg istnieje naprawdę!

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now