27

664 57 271
                                    

*Perspektywa Torisa*

Mój tata zawiózł Feliksa do szpitala. Od jakiegoś czasu we dwoje siedzieliśmy na korytarzu, w czasie kiedy tamten znajdował się na sali operacyjnej.

Pamiętam, jak tata się bardzo przejął wypadkiem Feliksa. Ja w sumie również. Było mi strasznie głupio, że aż zastanawiałem się, czy nie lepszym wyjściem byłoby pozostawienie go w szpitalu pod opieką lekarzy niż zabieranie go do domu.

- Przepraszam - odparłem, za pewne po raz setny w dniu dzisiejszym.

Nie poradziłbym sobie z myślą, że Feliksowi stało się coś o wiele poważniejszego niż zwyczajne złamanie otwarte. A co, jeśli mu utną nogę? Wtedy jego marzenie o normalnym chodzeniu nigdy się nie spełni.

Nie dziwię się Gilbertowi, że chciał zostać rehabilitantem. Feliks jest na swój sposób uroczy. Gdybym o nim wcześniej wiedział, gdyby to mnie wybrano na rehabilitanta, to za pewne również zostalibyśmy parą.

- No cóż. Życie bywa okrutne - odpowiedział ojciec, z zażenowaniem słuchając mojego ciągłego przepraszania.

- Jak myślisz, jak zareaguje Gilbert? - Spojrzałem się na niego.

- Na pewno nie będzie zadowolony.

Po chwili wstanął na nogi, odwracając się do mnie plecami.

- Wracamy do domu?

- A co z Feliksem? - Próbowałem wybronić się, aby tutaj pozostać.

- Nic tu po nas. Wrócimy tutaj kiedy indziej.

Następnie wolnym krokiem zaczął kierować się wzdłuż korytarza, oddalając się z każdą sekundą ode mnie. Ja w dalszym ciągu siedziałem na ławce, zastanawiając się, co powinienem uczynić. Nie sądziłem, że tak bardzo trudno jest opiekowaniem się Feliksem.

***

Następnego dnia było dosyć ciepło jak na nadchodzącą zimę. Zbyt ładna pogoda nie pasowała do wczorajszego wypadku. Nie mogłem się pogodzić z myślą, że zepsułem wszystko, i to jeszcze w pierwszym dniu pracy.

Po wyjściu z szatni ruszyłem w stronę mojej sali, gdzie aktualnie miała się odbyć matematyka. Chyba pierwszy raz w życiu nosiłem plecak na jednym ramieniu, ze smutkiem patrząc się pod nogi. Kątem oka próbowałem dostrzec Gilberta, chociaż wiedziałem, że na próżno. Gilbert gdzieś zniknął i to bez niczyjej wiedzy.

- Hej, Toris! - Przywitał mnie z uśmiechem Eduard. - Jak tam u Feliksa?

- Emm... chyba dobrze... - odwróciłem wzrok, bojąc się wyznać prawdy.

- Jak to chyba dobrze? - Podniósł brew.

- Nieważne...

Wiedziałem doskonale, że brzmiałem mało zachęcająco. Na dodatek słabo kłamałem. Eduard podniósł brew, przyglądając mi się nieufnie.

- Czy aby na pewno? - Położył swoją dłoń na moim ramieniu, chcąc mi dodać trochę otuchy.

Pokręciłem przecząco głową. W moim gardle zaczęła się wytwarzać ogromna gula, przez którą nie byłam w stanie nic powiedzieć.

- Co się stało?

- Zawaliłem... - westchnąłem. - Przeze mnie Feliks trafił do szpitala... i to po pierwszym dniu... nie powinienem się zgadzać na pozostanie rehabilitantem.

- Nie zamartwiaj się tym zbytnio. - Uśmiechnął się delikatnie. - Wróci do zdrowia, ja ci to mówię.

- Dzięki...

PrusPol - ZrehabilitowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz