- Haha~ - zaśmiał się melodyjnym głosem. - Jak tam chcesz. Na miejscu będę za 30 minut.
- No chyba se jaja robisz... - zmarszczyłem brwi.
- Przepraszam. - Nadal się chichotał. - Odłączam się, do zobaczenia później! - Jak powiedział, tak zrobił.
Warknąłem wściekle, chowając do kieszeni telefon. Zacząłem głaskać delikatnie włosy Feliksa. Z zimna aż zgrzytał zębami. Westchnąłem zirytowany, jednakże wiedziałem, że musimy jakoś przetrwać tę zimę.
_____________Uśmiechnąłem się szeroko, gdy dostrzegłem przed sobą światła z lamp samochodowych, które w zastraszająco szybkim tempie przybliżały się w naszą stronę. Chwilę później pojazd zaczął zwalniać, ujawniając za szybą Antonia.
Powoli wstanąłem na, bolące już od ciągłego kucania, nogi, wciąż trzymając w objęciach Felka. Ciężko oddychał. Próbował jak najgłębiej wtulić się w moją koszulkę, tak jakby chciał się w nią wtopić.
- Gilbert! Feliks! - zawołał Antonio, wysiadając z samochodu i biegnąc w naszą stronę. - Wszystko w porządku?
- Ciesz się, że wciąż żyjemy... - burknąłem przez zaciśnięte zęby. Powoli szedłem w jego kierunku.
- Przecież przeprosiłem. - Uśmiechnął się delikatnie, otwierając tylne drzwi.
Pozwoliłem sobie usiąść na tylnym siedzeniu. Odetchnąłem z ulgą, czując ciepły oduch powietrza. Oparłem się o wygodnie w dotyku siedzenie, przymykając do połowy oczy.
- Zmęczyłeś się czekaniem? - Antonio usiadł przy kierownicy, na nowo odpalając samochód.
- A żebyś wiedział - mruknąłem, gładząc delikatnie włosy Feliksa. Chłopak też miał przymknięte powieki, oddychając niespokojnie. Drżał z zimna. Miałem nadzieję, że, przez kilkogodzinną jazdę w ciepłym samochodzie, poprawi mu się.
- Dzwoniłeś do tego twojego lekarza? - odparł po chwili Antonio, kiedy już ruszyliśmy z miejsca.
- Hm? - Spojrzałem się na niego zaskoczony. - Masz na myśli Orlena?
- Nie wiem, jak się nazywa. - Antonio bez przerwy patrzył się przed siebie na ulicę. - No... tego ordynatora, króry ci zafundował chałupę.
- To Orlen - westchnąłem. - Miałem w zamiarze do niego zadzwonić, jednakże wolałem do ciebie jednak.
- Ooo~ Aż tak bardzo mnie lubisz? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie. Po prostu to twoja wina, że nas zostawiłeś.
Antonio się zaśmiał melodyjnym głosem.
- Szczery jak zawsze.
- No, się wie! - zawołałem dumny z siebie.
Przez długi czas rozmawialiśny o głupotkach. W między czasie dostrzegłem, jak za szybą zrobiła się mocna wichura. Aż dreszczy dostałem na myśl, co by się stało, gdybym w dalszym ciągu pozostał tam na ulicy z Feliksem. Śmierć na miejscu.
Chyba zbyt głośno gadaliśmy, ponieważ Feliks mruknął coś pod nosem, powoli otwierając swoje zmęczone oczy. Ziewnął przeciągle, przyglądając mi się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał, próbując dostrzec, co się dzieje za oknem.
- Jedziemy do domu. Nie martw się. - Pocałowałem go w czoło, kontynuując gładzenie jego złocistych włosów.
***
Perspektywa FeliksaCzułem się przyjemnie w objęciach Gilberta. Lubiłem, kiedy gładził mnie delikatnie po głowie. Dostawałem wtedy przyjemnych ciarek, które przechodziły po moim całym kręgosłupie. Mruknąłem cicho, kiedy mnie pocałował w czoło. Uśmiechnąłem się delikatnie, przymykając na nowo powieki. Tak bardzo chciałem, aby ta chwila się nigdy nie skończyła. Ten jego czuły dotyk - dzięki niemu poczułem się o wiele lepiej. Nawet jeśli klatka piersiowa mnie lekko kłuła, to jednak próbowałem to zignorować. Nie mówiłem nic o tym - nie chciałem zamartwiać Gilberta.
![](https://img.wattpad.com/cover/158840932-288-k414113.jpg)
YOU ARE READING
PrusPol - Zrehabilitowany
FanfictionGilbert jest zmuszony do zamieszkania w jednym domu z Feliksem, który jest prawdopodobnie dziedzicznie chory na stawy. Mimo trzech operacji, jego stan wciąż się nie poprawia. Od tego momentu Gilbert musi się zająć chorym chłopcem, tym samym nie mogą...