20

744 63 80
                                    

- Haha~ - zaśmiał się melodyjnym głosem. - Jak tam chcesz. Na miejscu będę za 30 minut.

- No chyba se jaja robisz... - zmarszczyłem brwi.

- Przepraszam. - Nadal się chichotał. - Odłączam się, do zobaczenia później! - Jak powiedział, tak zrobił.

Warknąłem wściekle, chowając do kieszeni telefon. Zacząłem głaskać delikatnie włosy Feliksa. Z zimna aż zgrzytał zębami. Westchnąłem zirytowany, jednakże wiedziałem, że musimy jakoś przetrwać tę zimę.
_____________

Uśmiechnąłem się szeroko, gdy dostrzegłem przed sobą światła z lamp samochodowych, które w zastraszająco szybkim tempie przybliżały się w naszą stronę. Chwilę później pojazd zaczął zwalniać, ujawniając za szybą Antonia.

Powoli wstanąłem na, bolące już od ciągłego kucania, nogi, wciąż trzymając w objęciach Felka. Ciężko oddychał. Próbował jak najgłębiej wtulić się w moją koszulkę, tak jakby chciał się w nią wtopić.

- Gilbert! Feliks! - zawołał Antonio, wysiadając z samochodu i biegnąc w naszą stronę. - Wszystko w porządku?

- Ciesz się, że wciąż żyjemy... - burknąłem przez zaciśnięte zęby. Powoli szedłem w jego kierunku.

- Przecież przeprosiłem. - Uśmiechnął się delikatnie, otwierając tylne drzwi.

Pozwoliłem sobie usiąść na tylnym siedzeniu. Odetchnąłem z ulgą, czując ciepły oduch powietrza. Oparłem się o wygodnie w dotyku siedzenie, przymykając do połowy oczy.

- Zmęczyłeś się czekaniem? - Antonio usiadł przy kierownicy, na nowo odpalając samochód.

- A żebyś wiedział - mruknąłem, gładząc delikatnie włosy Feliksa. Chłopak też miał przymknięte powieki, oddychając niespokojnie. Drżał z zimna. Miałem nadzieję, że, przez kilkogodzinną jazdę w ciepłym samochodzie, poprawi mu się.

- Dzwoniłeś do tego twojego lekarza? - odparł po chwili Antonio, kiedy już ruszyliśmy z miejsca.

- Hm? - Spojrzałem się na niego zaskoczony. - Masz na myśli Orlena?

- Nie wiem, jak się nazywa. - Antonio bez przerwy patrzył się przed siebie na ulicę. - No... tego ordynatora, króry ci zafundował chałupę.

- To Orlen - westchnąłem. - Miałem w zamiarze do niego zadzwonić, jednakże wolałem do ciebie jednak.

- Ooo~ Aż tak bardzo mnie lubisz? - Uśmiechnął się szeroko.

- Nie. Po prostu to twoja wina, że nas zostawiłeś.

Antonio się zaśmiał melodyjnym głosem.

- Szczery jak zawsze.

- No, się wie! - zawołałem dumny z siebie.

Przez długi czas rozmawialiśny o głupotkach. W między czasie dostrzegłem, jak za szybą zrobiła się mocna wichura. Aż dreszczy dostałem na myśl, co by się stało, gdybym w dalszym ciągu pozostał tam na ulicy z Feliksem. Śmierć na miejscu.

Chyba zbyt głośno gadaliśmy, ponieważ Feliks mruknął coś pod nosem, powoli otwierając swoje zmęczone oczy. Ziewnął przeciągle, przyglądając mi się.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał, próbując dostrzec, co się dzieje za oknem.

- Jedziemy do domu. Nie martw się. - Pocałowałem go w czoło, kontynuując gładzenie jego złocistych włosów.

***
Perspektywa Feliksa

Czułem się przyjemnie w objęciach Gilberta. Lubiłem, kiedy gładził mnie delikatnie po głowie. Dostawałem wtedy przyjemnych ciarek, które przechodziły po moim całym kręgosłupie. Mruknąłem cicho, kiedy mnie pocałował w czoło. Uśmiechnąłem się delikatnie, przymykając na nowo powieki. Tak bardzo chciałem, aby ta chwila się nigdy nie skończyła. Ten jego czuły dotyk - dzięki niemu poczułem się o wiele lepiej. Nawet jeśli klatka piersiowa mnie lekko kłuła, to jednak próbowałem to zignorować. Nie mówiłem nic o tym - nie chciałem zamartwiać Gilberta.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now