29

644 61 288
                                    

*narrator*

Gilbert ostrożnie otworzył oczy, czując się bezsilnie. Światło lampy oświetliło go, dlatego niemalże od razu zasłonił twarz ramieniem.

Po kilku minutach leżenia postanowił się podnieść. Oparł się nieświadomie o chorą rękę zawiniętą bandażem, na co syknął z bólu. Złapał się odruchowo za ramię, próbując uspokoić oddech.

Obejrzał się po pomieszczeniu. Nie kojarzył miejsca, w którym się znajdował. Wszystko wydawało mu się obce. Ściany były w całości wymalowane na biało, za to z jego lewej strony widniało lekko uchylone okno z powiewającymi zasłonami.

Złapał się za głowę, bo to ona najbardziej mu ciążyła. Zaskoczyło go dosyć, kiedy zamiast włosów poczuł garść bandaży zawiniętych na jego łbie. Jego jedno ucho też było zasłonięte.

- Obudziłeś się?

Gilbert drgnął, gdy usłyszał otwierające się drzwi, a następnie gruby i męski głos w tle butów stąpających o podłoże. Osoba usiadła na łóżku koło chłopaka, dokładnie przyglądając się jego ranom na twarzy.

- Nieźle cię poturbował.

Delikatnie przejechał palcami po jego szwach na brodzie, na co Gilbert warknął nieprzyjemnie, jednym ruchem odpychając dłoń nieznajomego od siebie. Co prawda, dodało mu to kolejną porcję bólu, ale nie będzie siedział i przyglądał się, jak obcy facet go dotyka.

- Gdzie jestem? - Gilbert zmarszczył brwi, patrząc się tamtemu w oczy.

- W szpitalu - dodał spokojnie mężczyzna. - Nie musisz się zbytnio nadwyrężać. Wszystko będzie dobrze. - W ostateczności się uśmiechnął. - Chyba mnie nie kojarzysz. Jestem Jakub Orlen. - Podał mu rękę, na co tamten niepewnie ją uścisnął. - Jestem ordynatorem tego szpitala i to ja będę się tobą zajmował.

Gilbert nic nie odpowiedział. Niezbyt ufał mężczyźnie, który był ubrany w biały kitel. A co jeśli w rzeczywistości to był jakiś chory psychicznie naukowiec, który robił na nim właśnie eksperymenty? Idealnym dowodem mogły być te wszystkie rany, które posiadał na skórze.

- Wiesz, jak się nazywasz? - zapytał się ordynator, podnosząc brew.

Gilbert zastanowił się chwilę. W ostateczności podniósł głowę, mówiąc pewnym głosem:

- Nie muszę wiedzieć, jak się nazywam. To dla mnie nie jest istotne.

Orlen zaśmiał się pod nosem, słysząc ten komentarz. Spodziewał się, czegoś innego.

- Rozumiem. Chciałbym ci kogoś zaprezentować. - Po chwili wstał z łóżka, wskazując głową w stronę wyjścia, aby Gilbert poszedł za nim.

Gilbert niepewnie to uczynił. Miał szczęście, gdyż, prócz pokaloczonego i potorturowanego ciała, nogi nie były złamane, tylko w najlepszym przypadku, mocno posiniaczone i rozdarte.

Orlen szedł wąskim korytarzem, co jakiś czas obserwując się za siebie, czy nadal Gilbert posłusznie za nim kroczył. Uśmiechał się w uldze, gdy tak było.

Ordynator otworzył drzwi do jednych z pokoi. Przepuścił Gilberta pierwszego. Chłopak nadal wyglądał na zdezorientowanego, a zwłaszcza po tym, jak przed nim dostrzegł niewielkiego blondyna, leżącego w łóżku i przykrytego szczelnie kołdrą.

- Feliks ci wszystko wytłumaczy - dodał ordynator, zamykając za sobą drzwi.

Przez pewien czas znajdowali się w przerażającej ciszy. Mniejszy chłopak bał się cokolwiek powiedzieć. Czuł, jak mu w gardle ściskało. Nie chciał nic zepsuć. Znał wyniki badań związane z Gilbertem, dlatego wiedział, że musiał postępować delikatnie i z ostrożnością.

PrusPol - ZrehabilitowanyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon