23

758 63 209
                                    

W końcu drzwi zaczęły się powoli otwierać. Tym razem to nie były ani pielęgniarki ani ordynator - oni z pewnością siebie wchodzili do pomieszczenia, jak gdyby nigdy nic. Tym razem osoba na korytarzu wydawała się być niepewna swojej decyzji.

Z uśmiechem obserwowałem klamkę. Miałem przeczucie, że w nich pojawi się mój ukochany Gilbo. Ba! Wiedziałem, że on tam będzie! Ponieważ, kto inny miałby się mną przejmować?

Po głowie zaczęły mi się nachodzić tysiące pytań i narzekań. Następnie wielo-godzinna rozmowa... A na samym końcu rozpłynąłbym się w jego ustach. Tak! To jest plan!

Tak bardzo tęskniłem za nim.

- Umm... cześć...? - odparł gość.

Moje oczekiwania nie sprawdziły się. W drzwiach stał brunet. Czekaj... skąd ja go znam...? Ano, racja! Na imprezie. Oraz chodził do klasy razem z Gilbertem.

- Hej.

Pozwoliłem mu usiąść na krześle. Co prawda, wolałem, aby moim gościem był Gilbert, a nie ON. Nawet zapomniałem jego imienia.

- Jak się czujesz? - Odstawił na stoliku laurkę i czekoladę orzechową.

Wzruszyłem ramionami.

- Da się żyć.

- To dobrze. - Uśmiechnął się delikatnie. - Po szkole krążą plotki na twój temat i Gilberta.

- A właśnie! - Szybko podniosłem głowę z poduszki, zmieniając pozycję na siedzącą, czym wywołało to mocnym bólem nóg. Syknąłem głośno, ściskając oczy. Mimo tego zignorowałem to. Nadal z zamkniętymi oczami próbowałem zadać pytanie. - A wiesz, co z Gilbertem?

Zrobiłem kilka głębszych oddechów. Spojrzałem się znowu na chłopaka, który najwyraźniej był zaskoczony moimi słowami.

- Myślałem, że cały czas był z tobą.

- Nie był. - Opuściłem wzrok.

- To dziwne. Nie ma go bez przerwy w szkole. - Podrapał się po głowie.

- N...nie mów mi, że mogło się mu coś stać! - Oczy mi się zaszkliły.

- S...spokojnie...! - Próbował mnie uspokoić. Zaczął delikatnie głaskać moje włosy. O nie! Tylko Gilbert ma prawo mnie dotykać! Chociaż... umm... nie dałem rady się mu sprzeciwić. Po moich policzkach pojawiły się pojedyncze stróżki łez. I sam nie wiedziałem, czy to ze szczęścia, że ktoś postanowił mnie wreszcie odwiedzić, czy też ze smutku, że Gilbert mógłby być w niebezpieczeństwie. - Pomogę ci go znaleźć, obiecuję.

- M...mhm... - Pokiwałem głową.

- No! To ja już będę się zbierał. Nie chcę ci zakłócać czasu. - Ostrożnie podniósł się na nogi.

Czekaj! Co?! Nie! Nie zgadzam się! Przez tyle czasu męczyłem się z samotnością, a gadałem z nim nie mniej niż dwadzieścia minut! Bóg dał mi szansę na normalną rozmowę z osobą w moim wieku, dlatego nie zmarnuję jej!

- N...nie od...chodź - odparłem. Mój głos się z każdym słowem łamał. Gdybym został teraz sam, rozbeczałbym się na cały szpital. Nie chciałbym tego.

Brunet spojrzał się na mnie zaskoczony, jednakże w ostateczności uległ. Na nowo zaczął mnie głaskać delikatnie po głowie, co jakiś czas kciukiem dotykając mojego policzka.

- Dz...dziękuję... - szepnąłem. - A...a przypomnisz mi... swoje... imię...?

Chłopak się zaśmiał cicho.

- Toris - przedstawił się. - Rozmawialiśmy ze sobą na imprezie, pamiętasz?

- Tak... sorka... - mruknąłem, robiąc dziubek.

PrusPol - ZrehabilitowanyWhere stories live. Discover now