35

739 73 22
                                    

~Magnus~
- Odpowiesz mi w końcu? - spytałem rozbawiony, ale jednak z mieszanymi uczuciami.

Alec nie był uśmiechnięty, jego mięśnie rozluźniły się, jakby ciało chciało wtopić się w dywan pod nami. A za chwilę wytrzeszczyłem szeroko powieki, widząc, że piękne oczy mojego chłopaka zaszły łzami.

- Alec... - szepnąłem.

- Przepraszam - mruknął niby zwyczajnie, ale jego głos już zdążył przybrać drżącą barwę na granicy płaczu.

Na jego twarzy pojawił się grymas, kiedy starał się wyrwać swoje nadgarstki spod mojego uścisku, zapewne by otrzeć oczy. Z których kącików zdążyło spłynąć kilka łez.

- Stokrotko - ucałowałem jego policzek i puściłem ręce. Szybko zmieniłem pozycję, by teraz on siedział bokiem na mych kolanach. - Wybacz, jeśli coś źle powiedziałem...

- Tydzień, Magnus... - wydukał z siebie.

Skulony siedział na moich kolanach, wtulajac się w moją klatkę piersiową, a ja zamknąłem moją kruszynkę w żelaznym uścisku.

- Wiem, Alec... - westchnąłem. - Ale... AŻ tydzień.

- Tylko... - pociągnął nosem.

- Aż. Nie możemy się użalać, musimy korzystać, tak? - spytałem łagodnie, całując czubek jego głowy pokrytej czarnymi kępkami włosów.

- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić...

- Ej, delfinku - chwyciłem za jego podbródek, zmuszając, by nakierował na mnie swoje zasmucone spojrzenie. - Przecież jestem tu, nie jesteś sam.

- Delfinku? - spytał cichutko, kompletnie zmieszany moim komplementem.

Dlatego używam właśnie tych takich "dziwnych" albo po prostu nietypowych.

- Tak - zaśmiałem się. - A ja będę oceanem, co?

- Delfiny żyją w morzach - poprawił mnie, uśmiechając się lekko.

Cmoknąłem krótko pełne usta mojego chłopaka.

- Co za różnica, będę wodą po prostu.

- Ty raczej wyszedłeś z wulkanu.

- Oo... - rozczuliłem się. - No przecież wiem!

- Nudzi mi się - mruknął Alec, zaczynając bawić się moim kolczykiem w uchu.

- Chodźmy na spacer.

- Znając ciebie, to pielgrzymkę nam urządzisz, podziękuję.

- Nie ufasz mi - stwierdziłem, powstrzymując śmiech i udając oburzenie.

Które najwyraźniej nie wywarło żadnej innej reakcji na Alecu, prócz zignorowania mojego grymasu na twarzy.

- Ukradłeś samochód swoim wujkom, skakałeś na główkę z wysokiego mostu, wchodziłeś do dziury w lesie... - zaczął wymieniać na palcach, a ja zacząłem wątpić w moją inteligencję. - Oszukałeś taxówkarza, zwędziłeś hajs swoim wujkom i wbiłeś im się do domu, ciągle macasz mój tyłek... - przeniosłem dłoń na wspomnianą część ciała mojego chłopaka. - I zaciągnąłeś mnie do chatki w lesie, chcąc koczować tu przez tydzień. Nie zapominajmy o tym, jak wciągnąłeś mnie do swojej piwnicyz by przekarmić mnie słodyczami. A, i jeszcze...

- Starczy! - krzyknąłem rozbawiony. - Boże, jaki z ciebie Sherlock. Coś jeszcze?

- Dużo jeszcze, ale nie chce mi się wymieniać.

- Na mych kolanach siedzi leń, nic nie robi cały dzień... - uśmiechnąłem się szyderczo do niezadowolonej miny Aleca. - Tylko by słodycze jadł i przy okazji książki czytał.

- Pf.

- No pf.

- Magnus! Na serio mi się nudzi! - wykrzyknął i zszedł z moich kolan, prostując się na nogach.

- To chodź żesz! - też wstałem i chwyciłem jego dłoń. Pociągnąłem go do drzwi i wyszedłem z domku razem z moim chłopakiem. - Tylko ostrzegam... - spojrzałem na niego jeszcze. - Ja mam tylko głupie pomysły. Zgadzasz się na jeden z nich, który chcę teraz zrealizować, czy nie?

- Ja też jestem głupi, więc się zgodzę - westchnął niby zrezygnowany, ale ja już widziałem tą ciekawość w jego oczkach.

- To super - uśmiechnąłem się szeroko i pociągnąłem go w stronę polnej drogi.

- Nogi będą mnie boleć!

- Dupa przy okazji też?!

*****
~Alec~
Moje umęczone nogi w końcu mogły się zatrzymać, kiedy z Magnusem doszliśmy do sklepu, pod którym wczoraj się zatrzymaliśmy. Gdy ten debil oszukał tego niewinnego, starego człowieka mieszkającego chyba w tej taxówce.

- Chodź - powiedział i podszedł do bocznej ściany budynku, gdzie stało kilka kontenerów na śmieci.

- E... Co ty, chcesz się wykąpać w śmieciach? - spytałem, niepewnie idąc za nim.

- Robiłem już to, znudziło mi się - powiedział, jakby to było coś normalnego i otworzył klapę jednego z dużych skrzyń.

Przestaję wierzyć, że kiedykolwiek zrobił coś normalnego.

- Czego ty tam szukasz? - spytałem, obserwując, jak ten szop pracz grzebie w śmieciach. Fuj.

- A czegoś... - mruknął, bardziej wciągając się do kontenera. - Jeśli mnie tu wepchniesz, to zginiesz, Lightwood!

- Nie chcę narażać się na wściekłego, brudnego i śmierdzącego Magnusa, Magnusie - stwierdziłem z powagą w głosie.

Nastolatek tylko coś mruknął, wciągnął się jeszcze bardziej do kosza, ale za chwilę odskoczył od niego i uśmiechnął się do mnie. W ręku trzymał... Słoik majonezu.

- Ee... - zacząłem, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. - Po chuj ci to?

- Zobaczysz, kielecki majonezie - zwrócił się do mnie z zadowoleniem na twarzy i zamknął otwartą klapę kontenera na śmieci.

Zdziwiony obserwowałem jego ruchy, z którymi wdrapał się na kosz i wspiął się na dach sklepu. Zaczął na czworakach iść dalej, a ja widziałem tylko jego znikający tyłek. Kretyn, zostawił mnie.

- No ale poczekaj! - krzyknąłem i nieporadnie zacząłem się wdrapywać za nim.

Chwyciłem obiema dłońmi za krawędź dachu budynku i starałem się podciągnąć, ale nie wyszło. Dopiero, gdy zacząłem wierzgać nogami, udało mi się wejść na dach. Wciągnąłem się sam, bez pomocy mojego kochanego i jakże pomocnego chłopaka. Podszedłem do niego obrażony, podczas gdy on siedział sobie za krawędzią nad wejściem do sklepu.

- Ty mały śmieciu... - warknąłem, siadając obok niego. - Nie chciało się mi pomóc, co?

- Cicho, bo zagłuszasz dźwięki... - mruknął, odkręcając zakrętkę słoika majonezu, którego trzymał w dłoniach.

- Jakie dźwięki? - westchnąłem.

- Oddychania ludzi.

- Psychopata - zaśmiałem się i oparłem głowę na jego ramieniu.

Usłyszeliśmy odgłos rozsuwanych  drzwi sklepu, a Magnus zaczął udawać gołębia.

- Gruu! - zagruchał i wziął na palce trochę majonezu z kontenera na śmieci.

Wzdrygnąłem się obrzydzony, podczas gdy on wyciągnął rękę przed siebie i potrząsnął ją. Biała maź runęła w dół...

- Kurwa! - krzyknął jakiś facet z dołu, na którego głowie zapewne "gołębie" zrobiły kupę.

- Serio? - spytałem, śmiejąc się z mojego chłopaka.

- Totalnie serio - uśmiechnął się i polował na innych ludzi, którzy niczego nieświadomi wychodzili lub wchodzili do budynku...

𝕁𝕖𝕤𝕥𝕖𝕤 𝔻𝕫𝕚𝕨𝕟𝕪. 𝕃𝕦𝕓𝕚𝕖 ℂ𝕚𝕖Where stories live. Discover now